Egzorcystę zatrudnię od zaraz

TELEDELIRKA

Moja osobista teoria rozdwojonej osobowości posła na Niesiołowskiego oraz Stefana znalazła uznanie także wśród prawostronnych kolegów wyżej wymienionego. Potwierdza ją Aleksander Hall w “Nowym Państwie”, przemawiający zresztą w pluralis maiestatis, która to forma przysługuje koronowanym głowom. Można by przypuszczać, że MY, to w tym przypadku partia A. Halla, cała jednym głosem mówiąca, gdyby nie to, że ta partia, jak wszystkie w AWS-ie, na różne głosy śpiewa, nigdy na jedną nutę wysokiego C nie ciągnie. Tak więc Aleksander Hall donosi: “Jesteśmy przeciwnikami teatru politycznego, jaki robi Stefan Niesiołowski, który jest na “ty” z Leszkiem Millerem, a w Sejmie wygląda, jakby chciał go dusić”.
Wszelki duch Pana Boga chwali, od razu dusić? I to w Sejmie, gołymi rękami? W świątecznym “Przeglądzie”, w felietonie “Moc truchleje, N. się śmieje”, zamieściłam kliniczny opis przypadłości posła S.N. rozchichotanego podczas obrad Sejmu, a w pięć minut po ich zakończeniu głoszącego ze śmiertelną powagą złe słowo do mikrofonu. Niespójność panaposelskiej osobowości jeszcze wiele razy opisywałam: “Niesiołowski Małysza lubi, ale Stefan znieść go, za noszenie kolczyka, nie może”.
Resort sprawiedliwości ministra Lecha Kaczyńskiego, jasno świecącej gwiazdy na rządowym firmamencie (niebawem lidera nowej partii centroprawicowej, w której, jak wyczytałam w “Gazecie Wyborczej”, znajdzie się miejsce dla Marka Jurka związanego sznurowadłem z Piłką oraz Sellina powiązanego trokami z “pampersami”, a pampersy będą szczególnie przydatne w tych wyborach), otóż ten ważny resort skutecznych ludzi poszukuje, zarówno do walki z przestępczością zorganizowaną, jak i z wolną od śladowej choćby organizacji. Mógłby minister kolosssalne, jak mawiał Witkacy, oszczędności poczynić, gdyby miał do dyspozycji zamiast dwóch biorących pensje śledczych: złego oprawcy oraz oprawcy dobrego – dwóch oprawców w jednym. Oto Niesiołowski, śmiejąc się wesoło, więźnia po plecach przyjaźnie poklepuje, dowcipy o meszkach mu opowiada, a tu nagle jak grom z jasnego nieba Stefan się włącza, głos daje, krzycząc na niego najgorszymi słowy, poszturchując, iskry mordercze z oczu miota, ogniem świętym z ust zieje, a po chwili, uspokojony, skołowanemu jak szalona krowa kajdaniarzowi owocową herbatkę podaje. Zbaraniały gangster przyznaje się od razu, sypie, kogo trzeba, podpisuje papiery i do kryminału grzecznie się udaje.
Jak widać, są możliwości wykorzystania talentu posła, jednak nawet przez myśl mi nie przeszło, że nasz doktor Jekyll-Niesiołowski, jest na “ty” z Leszkiem Millerem i Przewodniczący być może mu jakąś inną pracę załatwi, gdy do parlamentu ku mojej rozpaczy Wicehrabia Przepołowiony nie wejdzie. Tego nawet moja śmiała teoria nie zakładała, ponieważ sądziłam, że granice tolerancji na komucha są u obu – zarówno u Stefana, jak i Niesiołowskiego – wyśrubowane i że na widok czerwonego obaj parskać i wierzgać zaczynają. Jeśli doniesienie Aleksandra Halla jest faktem i bruderszaft w istocie miał miejsce, to biada przyszłemu premierowi, wiadomo przecie, do czego zdolny był Mr Hyde, ten drugi, w odróżnieniu od szanowanego doktora Jekylla, odrażający drab, czyli w tym przypadku Stefan. Wysadzić może, albo i co jeszcze.
Czy naprawdę pakt z diabłem-Millerem, Stefano zawarł? Jeśli tak, to na gwałt egzorcysty potrzebuje. Są specjaliści, widziałam w telewizji na własne, przerażone oczy, jak diabła z jednej kobiety wypędzali, cała w drgawkach, pianę toczyła, bo szatan w niej swój konsulat otworzył. Trzeba było nieszczęsną aż w sześciu chłopa trzymać. Egzorcystami są zwykle mężczyźni, nie ma tu kwotowości, którą Miller chce wiedźmom z SLD zagwarantować. Unia Wolności wcześniej też coś swoim kobietom obiecywała, ale kiepsko się wywiązuje. Jedna była pani premier z panią wicemarszałek wiosny nie czynią. Jest gorzej, niż było rok czy dwa lata temu. Gorzej na listach wyborczych i gorzej w sondażach partyjnych. Czy to nikomu nie daje do myślenia?
Jan Rokita z SKL-u zafundował sobie nowy fundamentalistyczny wizerunek i w TV nam go ukazał. Ubrany w czarny golf ustami swymi ogłasza, że zapewnienie kobietom miejsc na listach prawem byłoby głupotą. Kraje skandynawskie czy Francja mimo parytetu nie wydają się być gorzej rządzone niż nasz. Oczywiście, w Afganistanie talibów nikt o niczym podobnym nie słyszał. Wręcz przeciwnie. Czy J.M. Rokita nie widzi, że im więcej kobiet w partii, tym ona lepiej wypada w sondażach, czy nie zna badań na temat ujemnej korelacji między płcią a korupcją, z których niezbicie wynika, że kobieta jest jak ryba, bo nie bierze? Zgodnie z nowym przysłowiem, określa się bowiem nasz kraj jako miejsce na ziemi, w którym jeno ryba nie bierze. Gdyby Jan Rokita był bardziej Marią Rokitą, czyli kobietą, miałby czas i ochotę przejrzeć badania, wiedziałby, co należy robić, by wejść do parlamentu.
A poza tym oprócz futurystycznej historii kryminalnej “Nurz w bżóhu” – na szczęście z happy endem oraz występów ludowego teatrzyku, pokazującego monodram w wykonaniu Gabryjela J. w oknie najbardziej ukwieconego ministerstwa, nic na działkach się nie dzieje.

Wydanie: 11/2001, 2001

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy