Nowy rząd niedługo upadnie, jak każdy inny – mówią florentczycy Korespondencja z Włoch Ostatnią niedzielę września wieńczy ciepły, prawie letni wieczór. W okolicach dworca próżno szukać śladów kampanii wyborczej – ani jednego plakatu z uśmiechniętą Giorgią i hasłem: „Gotowi do dźwignięcia Włoch”. Florencja leży w tradycyjnie wiernym lewicy i demokratom „czerwonym pasie”, tworzonym przez regiony Marche, Toskania, Umbria i Emilia-Romania. Część wyborców uległa ksenofobicznym nastrojom i przeszła na drugą stronę, część została w domu, ale i tak koalicja Meloni-Berlusconi-Salvini nie miała tu szans na wygraną. Z przelotnych konwersacji z taksówkarzem i właścicielem pensjonatu wynika jedno: nowy rząd niedługo upadnie, jak każdy inny. Przyszła pani premier obiecuje rządzić w imieniu każdej Włoszki i każdego Włocha – o ile nie są gejem, lesbijką albo kobietą, która chciała decydować o własnym ciele i teraz lęka się, że jej nazwisko zostanie umieszczone na cmentarzu abortowanych płodów. Włochy, wczesny XXI w. Schodząc stromą via Senese w kierunku Porta Romana, zaglądam do parku okalającego Państwowe Liceum Artystyczne. Grupka uczniów chowa się w cieniu starych drzew w pobliżu placu zabaw. Słychać muzykę, dużo śmiechu. Po rozległym trawniku przed szkołą biegają psy. Ich właścicielki – młodsze, starsze, ubrane na sportowo – siedzą na murku i wystawiają twarze ku słońcu, rozmawiając. Na drzwiach budynku wisi napis: „Tędy nie ma przejścia do ogrodów Boboli”. Tam poszli turyści, tu przebywają prawdziwe florentynki i prawdziwi florentczycy. Trwa poniedziałkowe mezzogiorno. Wielu Włochów przeznacza pierwsze przedpołudnie po weekendzie na relaks. Sklepy otwierają się dopiero w godzinach popołudniowych. Co z kobietami? Wrócą za chwilę do domu, ugotować obiad dla męża i dzieci? Usiądą z laptopem, by popracować zdalnie? Przebiorą się, wyjdą do pracy? Niespełna 40% Włoszek pracuje. Włoską mammę otacza kult porównywalny do maryjnego. Z drugiej strony Włochy cierpią na dramatyczny spadek liczby urodzeń, współczynnik dzietności wynosi 1,27 (dane Banku Światowego). Mniej ślubów, mniej dzieci – oto wizerunek współczesnej włoskiej rodziny. Zaledwie 31% gospodarstw domowych tworzą pary mieszane z dziećmi. 31,3% to pary bezdzietne. Rodzice samotnie wychowujący dzieci stanowią jedną dziesiątą gospodarstw, pozostałe – 35,3% – to osoby samotne, dwie siostry lub rodzic z dorosłym, rozwiedzionym dzieckiem itd. (Statista). Państwo liczy na instytucję rodziny, chce, żeby jej członkowie wyręczali je w opiece nad dziećmi i osobami starszymi. Włochy cierpią na dotkliwy brak asilo nido (żłobków). Kobiety po urodzeniu dziecka zdają się na dziadków. W 60% gospodarstw to oni zajmują się wnukami w wieku od niemowlęctwa do pięciu lat. Idąc dalej, mijam mobilną kafejkę, którą niezależnie od pory dnia i tygodnia oblega głównie męska klientela. Tuż za bramą początek via Romana – malownicze kamieniczki ciągną się stąd aż do rzeki. Bogactwo kolorów i faktur, dźwięków i zapachów – można tu kupić dobre chianti, zasiąść w trattorii do porcji bistecca alla Fiorentina. Są i zwyczajne sklepy spożywcze czy warzywniaki. Wynoszą z nich swoje skromne zakupy mieszkańcy bocznych ulic, stąpając ostrożnie po nierównych chodnikach. Około 27,6% populacji Florencji to osoby w wieku powyżej 65 lat. W rejestrach służb socjalnych znalazło się zeszłej zimy, kiedy gwałtownie wrosły ceny energii, ok. 5 tys. osób, jedna szósta wszystkich emerytów. Z rocznym dochodem 9 tys. euro na głowę żyją na granicy ubóstwa. Miasto samo boryka się z drożyzną i nie może pomóc każdemu, chociaż chciałoby. Dario Nardella, burmistrz Florencji, zainicjował w lutym br. akcję pomocy osobom starszym „Adoptuj rachunek”. Szczodre darowizny trafiły na konto Montedomini, fundacji, która od lat pomaga seniorom. Nardella wysoko ocenił solidarność florentczyków. Przeszli test przed nachodzącą zimą, która ma być jeszcze gorsza. Serce z bursztynu Przy via Romana nr 96, w miniaturowym oknie wystawowym za grubą kratą, wiszą piękne okazy bursztynów. Rzadki widok, gdyż u florenckich jubilerów wśród cudów wszelakich dominuje motyw czerwonego rożka-papryczki, wykonanego z masy koralowej, noszonego na szczęście. Właścicielka sklepu wychodzi z zaplecza ubrana w fartuch, doradza, uśmiecha się, po chwili rozmowy zdradza, że jest… Polką! Iwona Molsa przyjechała
Tagi:
antyfaszyzm, antykapitalizm, antyseksizm, bistecca alla Fiorentina, Costanza Bonarella, Dario Nardella, Europa Południowa, europejska lewica, faszyzm, feminizm, Florencja, Giorgia Meloni, Guglielmo Cicerchia, Ilaria Sagaria, Iwona Molsa, kapitalizm, koalicja Meloni-Berlusconi-Salvini, kobiety, Lewica, neoliberalizm, NUDM, obserwacje, prawa człowieka, prawa kobiet, seksizm, społeczeństwo, Unia Europejska, uniwersytety, włoska lewica, włoska polityka