Gigantyczne prowizje i polityczna sitwa

Gigantyczne prowizje i polityczna sitwa

Fot. Andrzej Iwańczuk/REPORTER

Gdyby zdobywanie pieniędzy było konkurencją sportową, Radosław Piesiewicz byłby mistrzem wszech czasów

Radosław Piesiewicz, zwany „Pisiewiczem”, namaszczony przez PiS prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego, znów jest w centrum uwagi. Najpierw było o nim głośno, bo jako jedyny szef tej najbardziej szacownej organizacji sportowej, mającej przeszło stuletnią historię, wypłacał sobie po cichu pensję. I to niemałą, bo sięgającą kilkudziesięciu tysięcy złotych miesięcznie. Teraz może się okazać, że ta przesadna miłość do pieniędzy zaprowadzi Piesiewicza do więzienia. Agenci CBA wspólnie z funkcjonariuszami KAS na polecenie Prokuratury Regionalnej w Gdańsku przeprowadzili przeszukania m.in. w siedzibie PKOl, Polskiego Związku Koszykówki, Polskiej Ligi Koszykówki SA, a także w miejscach zamieszkania osób z zarządów tych organizacji. Przeszukano domy Piesiewicza i jego rodziców. Zarekwirowano dokumenty i elektroniczne nośniki pamięci.

Prowizja od sponsorów

„To niezwykła korelacja zdarzeń. Wczoraj odbyło się spotkanie z kilkoma osobami u księcia Lubomirskiego. Tam bardzo długo dyskutowaliśmy i padła mocna deklaracja z mojej strony – nie zrezygnuję z prezesowania w PKOl, ponieważ zostałem wybrany w demokratycznych wyborach. Nie mam sobie nic do zarzucenia i zapraszam wszystkich chętnych do wyborów w 2027 r.”, bronił się Piesiewicz, jak gdyby działania służb miały na celu usunięcie go ze stanowiska. Tymczasem chodzi o bezczelny przekręt.

Według informacji przekazanych przez prokuraturę Piesiewicz, w czasie gdy był prezesem Polskiego Związku Koszykówki i Polskiej Ligi Koszykówki, oprócz tego, że otrzymywał sowite wynagrodzenie (kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie), miał zarejestrowaną jednoosobową działalność gospodarczą i wystawił organizacjom koszykarskim faktury VAT na kwotę ponad 9 mln zł za fikcyjne usługi, które dotyczyły „pośrednictwa handlowego”, z czego otrzymał ponad 7 mln zł. Takich pieniędzy, nawet gdyby pracowali 50 lat, nie zarobią nauczyciele, żołnierze, policjanci, pielęgniarki, ale dla Piesiewicza było to jak pstryknięcie palcami.

To pośrednictwo handlowe stanowiło procent od umów ze spółkami skarbu państwa, które sponsorowały koszykówkę. Państwowe firmy pewnie nie byłyby do tego chętne, ale Piesiewicz przyjaźnił się z Jackiem Sasinem, ówczesnym wicepremierem i ministrem aktywów państwowych, który sprawował nadzór nad spółkami. Zatem jako szef organizacji sportowych dzięki układom politycznym naganiał sponsorów i jeszcze brał za to dodatkowe pieniądze. Modus operandi był genialny i nie wymagał żadnego nakładu pracy.

Jak zauważył w rozmowie z „Polityką” prof. Michał Romanowski, adwokat, specjalista

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 19/2025, 2025

Kategorie: Kraj