Gorsi kombatanci

Gorsi kombatanci

Szli ze Wschodu, więc są odrzucani „Szumi dokoła las, czy to jawa, czy sen…”, śpiewano przez dziesięciolecia. Dziś poza wspominkowymi, rocznicowymi spotkaniami nie słychać tej nos­talgicznej pieśni. A o czym teraz szumi ten las? Pewnie o tym, że żołnierze znad Oki stali się niesłuszni, że są kombatantami drugiej kategorii. Na piedestał wynosi się tzw. żołnierzy wyklętych, w dalszej kolejności powstańców warszawskich, a potem jeszcze żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. „Wyklęci” jawić się mają jako święci. A kto ma inne zdanie, tego spotka kara z więzieniem włącznie, jak stanowi projekt zmiany ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej autorstwa Klubu Parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości. Teraz o tzw. żołnierzach wyklętych nie będzie można powiedzieć złego słowa. „Leśni”, którzy po wojnie nie złożyli broni, mają być chronieni z mocy prawa. O tym kuriozalnym dokumencie będzie w dalszej części. Teraz, przy okazji 70. rocznicy bitwy pod Lenino, warto się zastanowić, dlaczego ci, którzy nie szczędzili własnej krwi, czują się kombatantami drugiej kategorii. Wyrwani z łagrów Wiele można mówić na ten temat, ale odpowiedź na postawione wyżej pytanie jest tylko jedna. Żołnierze 1. i 2. Armii Wojska Polskiego padli ofiarą narzuconej przez prawicę (PiS do spółki z PO) instytucjom państwowym, szkołom, mediom itd. polityki historycznej. To ona zrobiła z żołnierzy walczących na froncie wschodnim sługusów Stalina i NKWD, zbrodniarzy i wrogów jedynych prawdziwych patriotów – żołnierzy wyklętych, a w najłagodniejszej formie głupców i naiwniaków. Dla prawicy ci, którym udało się przeżyć i wyrwać ze stalinowskich łagrów, nie zasługują na szacunek, bo mieli się przyczynić do zniewolenia Rzeczypospolitej. Nie ma znaczenia, że wstępowali do Wojska Polskiego, ludowego – jak się mówiło w czasach PRL, bo chcieli się wyrwać z dalekiej Syberii, Kazachstanu i bić z Niemcami. I że często tylko przypadek decydował, kto trafił do armii Andersa, a kto do armii Berlinga. Polacy, którzy wstępowali do obu formacji wojskowych tworzonych na terenie ZSRR, rekrutowali się głównie z ofiar deportacji dokonanych w latach 1940-1941. Władze radzieckie w pierwszej kolejności wysiedlały rodziny uczestników wojny 1920 r., osadników wojskowych, funkcjonariuszy i urzędników państwowych, policjantów, leśników, członków organizacji paramilitarnych, a więc obywateli w sposób szczególny związanych z II RP, jej gorących patriotów. To dla prawicy nie ma znaczenia. Podobnie jak cały szlak bojowy od Lenino do Berlina, tysiące poległych (17,5 tys. plus 10 tys. zaginionych) i rannych (40 tys.). Nie liczy się również, że do tego wojska wstępowało wielu żołnierzy Armii Krajowej i Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, nierzadko byli to wybitni oficerowie, świetni dowódcy. Dla prawicowych polityków, wspomaganych przez Instytut Pamięci Narodowej, ważne jest, że Wojsko Polskie podległe rządowi lubelskiemu od czerwca 1945 r., Tymczasowemu Rządowi Jedności Narodowej (ze Stanisławem Mikołajczykiem jako wicepremierem) i późniejszym władzom walczyło z „wyklętymi”. Już to dyskwalifikuje jego żołnierzy. Wystarcza za akt oskarżenia. Oto kwintesencja obowiązującej polityki historycznej. Zafałszowana historia W PRL niekiedy w dość prymitywny sposób wywyższano tych, którzy szli ze Wschodu, ale chociażby od połowy lat 60. nie skrywano daniny krwi złożonej przez żołnierzy, którzy wyszli z ZSRR z armią gen. Władysława Andersa. Opisywano ich szlak bojowy, ich tułaczkę. Dziś wahadło historii wychyliło się znacznie dalej w drugą stronę. Obecna polityka historyczna odrzuca „tych ze Wchodu”, nie są oni obiektem badań naukowych. Mało jest prac pokazujących wkład żołnierzy 1. i 2. Armii Wojska Polskiego w wojnę z III Rzeszą. Żołnierzy, których w maju 1945 r. było 370 tys. 70. rocznica bitwy pod Lenino nie stała się okazją do przywracania dobrego imienia kościuszkowcom ani do przypomnienia formacji, które brały początek w Sielcach nad Oką. Polityka historyczna w wydaniu IPN przynosi efekty. W społeczeństwie zanika wiedza o zbrojnym wysiłku 1. i 2. Armii WP. Badania przeprowadzone w 2009 r. przez Pentor wykazały, że Polacy coraz mniej wiedzą o tych walkach, a tylko 2,8% ankietowanych wyrażało z nich dumę (dla porównania: z bitew kampanii wrześ­niowej – 31,1%, z powstania warszawskiego – 34,3%, z walki PSZ na Zachodzie – 16,1%). Respondenci wykazywali się słabą znajomością bitew i szlaku bojowego kościuszkowców. Komentując te badania, Tomasz Leszkowicz z PAN napisał na portalu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2013, 44/2013

Kategorie: Historia