Jeszcze o lustracji
W tym samym numerze „Przeglądu” drukowany jest list rzeczniczki prasowej Sądu Apelacyjnego w Warszawie, będący odpowiedzią na mój felieton z 5 lipca br., zatytułowany „Sędziom tajnej lustracji pod rozwagę”. Pisząc ten tekst, miałem świadomość, że to nie spodoba się sądowi. Nie opublikowałem jednak moich poglądów po to, by kogokolwiek obrażać, a jeśli ktoś z adresatów tak moje słowa odebrał – to przepraszam. Pisałem mój felieton jako ostrzeżenie. Wczoraj podpisałem podobny tekst
w imieniu Unii Pracy, skierowany do Premiera Rządu RP, też zawierający ostrzeżenie, iż tolerowanie tego, co się dzieje z lustracją w ogóle, a szczególnie z procesami dwu prezydentów Rzeczypospolitej, Wałęsy i Kwaśniewskiego, naraża go na postawienie przed Trybunałem Stanu za brak nadzoru nakazanego przez Konstytucję RP nad służbami specjalnymi.
Pani sędzia Trębska pisze, iż nie potrafię wskazać żadnego przypadku ograniczenia praw do obrony osób stających przed sądem lustracyjnym. Rozprawy są w większości przypadków tajne i nie wiadomo zbyt dokładnie, co się tam, w sali sądowej, dzieje, lecz przypadki Wałęsy i Kwaśniewskiego jawnie wykazują jak bywa. W moim prawniczym sumieniu ujawnianie podsądnym dokumentów, będących dowodami w sprawie, dopiero na sali sądowej jest właśnie naruszeniem prawa do obrony, a tak się zdarzyło w lustrowaniu obu prezydentów. Podsądny ma prawo – tu dygresja: upieram się przy kwestionowanym przez panią Trębską terminie: “podsądny”, gdyż tak w języku polskim bywa nazywany człowiek, którego sprawa z konsekwencjami karnymi jest rozpatrywana przez grono sędziów – a zatem podsądny ma niezbywalne prawo do zapoznawania się z dowodami w swojej sprawie znacznie wcześniej niż stanie przed obliczem wymiaru sprawiedliwości.
Tajność rozpraw jest też naruszeniem prawa do obrony tym bardziej wtedy, gdy rozpatruje się sprawę na podstawie dokumentów, sporządzonych przez totalitarne służby specjalne. Różnica wieku, jaka zapewne istnieje między sędzią Trębską a mną sprawia, że inaczej pojmujemy takie elementarne pojęcia procesowe, jak “ograniczenie prawa do obrony”. Prawo ograniczające jawność rozpraw, w których esencją oskarżenia o kłamstwo lustracyjne są dokumenty nieboszczki ubecji, ma wszelkie cechy ustawodawstwa neototalitarnego i sądzenie wedle takiego prawa, jeśli – jak w przypadku prezydenta Wałęsy – sądzi się wedle tych wadliwych prawnie zasad bohatera narodowego, może być dla sędziów hańbiące, gdyby nad zasługę dla Polski jednej z wielkich postaci naszej historii przełożono wymowę ubeckich “kwitów”, rozpatrywanych w trybie tajnym.
Boję się jednak, że to, co ja, wielokrotny więzień komuny, a na dodatek prawnik kształcony przez przedwojennych profesorów wedle starych zasad praworządności – uważam za pogwałcenie demokratycznych zasad procesu – dla sędziów wychowanych w totalitarnym państwie nie jest już tak oczywiste i stwarza okazję do zasłaniania się stwierdzeniem, że takie jest prawo i wedle niego sądzimy. Powtarzam zatem z uporem, że nie wolno uczciwemu człowiekowi kogokolwiek skazać wedle zasad złego, nieuczciwego prawa, a taka jest ustawa lustracyjna i cała atmosfera, w jakiej toczy się postępowanie. Jeden tylko dowód w materii tej atmosfery: pan Kauba chce przełożenia terminu rozprawy dotyczącej kandydatów na prezydenta, rozprawy toczącej się tuż przed wyborami – o kilkanaście dni, bo mu się marzy dłuższy urlop. Pan Kauba powinien być zwolniony ze stanowiska za takie lekceważenie pracy i wagi problemu, który będzie się długo przewijał przez dzieje sądownictwa w Polsce. Zdajmy sobie bowiem wszyscy sprawę, do czego doprowadziła zajadłość polityczna posłów uchwalających obowiązującą ustawę lustracyjną zajadłość połączona z brudnymi metodami walki politycznej. Oto Polska jest jedynym krajem w Europie, w którym na przestrzeni ostatnich kilku zaledwie lat postawiono zarzuty zdrady i szpiegostwa dwu prezydentom i trzem premierom.
Kilka słów o sprawie Wałęsy. Pojawiające się teraz oskarżenie tak gorliwie lansowane przez urząd Rzecznika Nizieńskiego nie jest dla dawnych władz “Solidarności” niczym nowym. Te same tezy propagował na I Zjeździe Andrzej Gwiazda. Powiedziałem mu wtedy: “Andrzej, przegrałeś wybory na szefa związku. Lech je wygrał. Każde twoje oskarżenie brzmi teraz jak zemsta i tyle”. Gdy wiele lat później przyszło mi sprawować jedną z najwyższych funkcji w państwie, znowu dotarło do mnie to samo oskarżenie Lecha o dawną agenturalność, tym razem dobrze udokumentowane. Są bowiem w tej sprawie jeszcze inne fakty, dotąd nie ujawnione publicznie. Lech opowiedział w swojej książce naiwnie, że podpisał, co mu podsunęli, gdyż śpieszył się do walki z komunizmem. Prawda o Lechu jest taka, wedle mnie. Jako młody robotnik, wplątany w wydarzenia 1970 roku, dał się zastraszyć ubecji i zgodził się dla nich pracować. Był bardzo młody, niedawno przybył do wielkiego miasta i do olbrzymiej stoczni z prowincji – był samotny w oporze przeciw potężnemu aparatowi przemocy. Uległ. Gdy osadził się dobrze w środowisku i związał z tymi, co już knuli wokół Borusewicza, Gwiazdy i Walentynowicz, poczuł się mocniej i porzucił posłuszeństwo wobec ubecji. Później stał się, własnym wysiłkiem i z nadania nas wszystkich, cośmy go otaczali, Bohaterem Narodowym i gdyby nie fatalny pomysł zostania prezydentem, w której to roli popełnił ocean błędów, Wałęsa byłby nadal Wielkim Ojcem Ojczyzny. Niestety, z perspektywy warsztatu naprawy wózków elektrycznych sprawy władzy w państwie były trudno dostrzegalne. Lech Wałęsa wyobraził sobie, że obejmie te same funkcje, jakie sprawowali Bierut, Gomułka, Gierek i Jaruzelski. Tymczasem w nowej sytuacji ustrojowej nie było miejsca na batiuszkę cara. Wałęsa stał się karykaturą dyktatora. Przestaliśmy go tolerować, co wcale nie znaczy, że wolno komukolwiek dzisiaj zwalać go z pomnika, jaki ma w historii naszego kraju. Musimy poczekać, aż miną burze i wichry. Wałęsa powinien wrócić do roli Ojca Ojczyzny i może się zdarzyć, że przypadnie mu kiedyś jakiś arcyważny urząd. Radzę, by sędziowie rozważyli swoje przyszłe zachowanie w tej dramatycznej sprawie i jeszcze raz ich przepraszam, jeśli czymś obraziłem.
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy