Kaczyński to mistrz żeglowania pod wiatr

Kaczyński to mistrz żeglowania pod wiatr

Warszawa 20.09.2019 r. Przemyslaw Sadura – socjolog i publicysta. fot. Krzysztof Żuczkowski

Polacy są coraz bardziej otwarci, ale PiS lepiej zmobilizowało niezadowolonych i przestraszonych zmianą Dr hab. Przemysław Sadura – socjolog polityki Jesteśmy najbardziej homofobicznym, religijnie konserwatywnym i podzielonym politycznie społeczeństwem w Europie – mówią jedni. Drudzy wskazują, że Polacy są z każdym rokiem bardziej tolerancyjni, świeccy, proekologiczni, a władza tylko sztucznie nakręca lęki i niechęć do mniejszości. W statystykach zaś znajdziemy dowody na tezy obu stron. Jak jest naprawdę? – Możemy ten pozorny paradoks wyjaśnić. Mamy też badania, które dobrze pokazują, że i jedno, i drugie może być prawdziwe! Na wartości, postawy i nastroje Polaków wpływają dziś dwa przeciwstawne trendy – duży, który zmienia społeczeństwo powoli, i mały, który jest gwałtowną reakcją na tę zmianę. Jeśli spojrzy się na wartości polskiego społeczeństwa po 1989 r. – które regularnie bada np. Europejski Sondaż Wartości – to co widzimy? Postępującą sekularyzację, mniejszą religijność lub przyznawanie się do wartości i światopoglądu Kościoła. Szczególnie w młodszych pokoleniach, ale nie tylko. To po pierwsze. A po drugie, zmianę w podejściu do roli kobiet, co badający nazywali bodajże poziomem antyfeminizmu. U progu III RP 60% badanych zgadzało się ze stwierdzeniem, że pracująca matka szkodzi dzieciom! A dziś 13%. W 1990 r. ze stwierdzeniem, że „gdy brakuje miejsc pracy, mężczyźni powinni mieć do nich większe prawo niż kobiety”, zgadzało się – i to odpowiadało: „zdecydowanie się zgadzam” – 56%, a teraz 8,3% badanych Polek i Polaków. To jest przepaść, absolutne przeoranie systemu wartości, bardzo mocna zmiana cywilizacyjna. Mamy więc do czynienia z trendem sekularyzacji, liberalizacji w sferze wartości i zwiększenia akceptacji dla demokracji. I to jest ten duży trend. A naprzeciw tej demokratyzacji, liberalizacji i sekularyzacji mamy co? – Badania tego, jak sami się określamy politycznie na osi prawica-lewica, pozwalają zobaczyć, że przy tej wielkiej zmianie społecznej oba bieguny nie zyskują równie mocno. W 1990 r. kilka procent Polaków identyfikowało się jako skrajnie lewicowi na osi od 1 do 10. I prawie 30 lat później też jest ich kilka procent. Różnica, jaką widzimy, jest po prawej stronie tego diagramu – skrajna prawica skoczyła trzykrotnie, do ponad 20%, kosztem tych umiarkowanie prawicowych. Cała polaryzacja działa tak, że osoby o poglądach prawicowych przechodzą na stronę skrajnej prawicy. A jednocześnie społeczeństwo się liberalizuje? – Tak! Mamy duży trend w kierunku większej tolerancji, postępu, demokratyzacji – który dotyczy w ogóle społeczeństwa – i jemu przeciwny, mniejszy, ale bardzo wyraźny, na stronę skrajnej prawicy. Ci, którzy już byli lewicowi, bardziej lewicowi z biegiem czasu w III RP się nie stali. A na odwrót – prawicowi mogli stać się bardziej prawicowi, tak? – Można tak powiedzieć. Jak to wytłumaczyć? – Wielka modernizacja społeczna, która dokonała się w Polsce po 1989 r., była dla wielu Polaków trochę wymuszona. Zmianą ustroju, koniecznością wejścia do UE i przyjęcia jej wartości, ale również terapeutyczno-pedagogicznym wymiarem polskiej transformacji – gdy pojawiali się eksperci zagraniczni i krajowi, mówiący, jak teraz żyć. Społeczeństwo się dostosowywało, ale niekoniecznie bardzo entuzjastycznie. W pewnym momencie doszło do mobilizacji tych, którzy tę zmianę akceptowali najmniej. PiS w 2015 r. dało im głos. Dokładając do tego także antyeuropejskość, która wcześniej była na absolutnym marginesie. PiS dodało ją do już obecnej niechęci wobec zachodzących przemian czy obawy, jaką budziły – zbierając postawy wcześniej niemożliwe do wyartykułowania, wstydliwe lub wypychane z głównego nurtu, ale istniejące. To był bunt przeciw komu? – Przeciw tym, których można nazwać awangardą przemian. Elity medialne, ruchy LGBT, radykalne feministki – ci, którzy są widoczni i można na nich przerzucić całą swoją niechęć i sprzeciw wobec przemian. Tak zresztą się stało. A PiS to podsyciło. To zresztą przede wszystkim reakcja na tempo, a nie kierunek zmian. Widzimy to po wzrastającej akceptacji równouprawnienia kobiet – prawie nikt nie ma z tym problemu i nie kwestionuje np. tego, że kobiety pracują. To więc, że Polska się modernizuje, nie budzi gwałtownego oporu. Ale sygnał, że ktoś może szarpnąć cuglami, narzucić coś, chcieć nieuchronne zmiany jeszcze przyśpieszyć – to już powoduje reakcję. Dlatego, gdy PiS mocno podkreśla zagrożenie ze strony „radykalnych ruchów LGBT” i „lewicowych

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2020, 42/2020

Kategorie: Wywiady