Każdy z każdym

Żeby odpocząć od męczącego jazgotu rodzimej kampanii wyborczej, oglądam BBC Prime, co przy okazji gorąco polecam. Seriale komediowe w tym programie nie mają sobie równych. Czy to „Pieśń przyszłości”, o życiu rodziny muzyka rockowego, czy „Co ludzie powiedzą” albo „Wieczni chłopcy”, czy też „Każdy z każdym”. Można wybierać w zależności od nastroju, usposobienia, pojemności mózgu itd. „Każdy z każdym” dotyczy seksu, układów, w jakie wchodzą młodzi ludzie, można powiedzieć, że ten serial jest cieńszy, bardziej abstrakcyjny niż amerykańscy „Przyjaciele” i dlatego też pewnie mniej popularny w świecie, w którym rządzi humor plebejski. Fabuła pokazuje, że każdy z każdym może obcować cieleśnie, każdy każdego może lubić, każdy ma każdej coś do zaoferowania, a każda może mieć ochotę na małe co nieco z każdym. Myślałam o tym serialu przy okazji naszej kampanii wyborczej, która pokazuje inne oblicze świata, prezentuje inne wartości. Seks jest tu grzechem, wartością nadrzędną jest natomiast nienawiść. Większość polityków uważa, że każdy powinien nienawidzić każdego, dopiero wówczas publika go polubi i zostanie wybrany. Parlamentarzyści startujący w wyborach nie rozumieją, że nienawiść rzuca się na mózg, że występuje zjawisko równi pochyłej i piłka polityczna zaczyna się po niej staczać, aż doprowadzi umysł do szaleństwa. Nie można jej zatrzymać. Żołnierze prawicy i lewicy stoją naprzeciwko siebie w szyku bojowym, wygrażając sobie pięściami; to jest dość naturalne. W tym momencie są przecież wrogami. Jednak szaleństwo nienawiści obejmuje własny obóz, wrogami stają się przyszli czy potencjalni koalicjanci. Jest też jeden wróg wspólny, chłopiec do bicia; tak jak w arystokratycznych angielskich domach mały służący w wieku dzieci lorda dostawał baty za jego nieznośnych synów. W naszym kraju jest nim prezydent. Kto żyw, a nawet politycznie martwy, śpieszy dołożyć Kwaśniewskiemu, bo nic za to nie grozi, bo wydaje się tym facetom, że to się ludowi spodoba, a lud ma ich w du…żym poważaniu. Tusk na Westerplatte wołał dramatycznie: „Gdzie jesteś, panie prezydencie? Przed kim złożysz w Moskwie hołd?”. Prowadził ordynarnie swoją kampanię wyborczą, będąc urzędującym wicemarszałkiem Sejmu. Pryncypialnym nad wyraz Kaszubem, który mówił te słowa w obecności niemieckiego generała. A więc Niemcom można wybaczyć, a Rosjanom nie? Kacze bliźniaki z PiS-u kupiły sobie garnitury, żeby dobrze wypaść w oczach swego elektoratu, na partaitagach z muzykującą trupą objazdową. Przy tej okazji opublikowano, że mają po metr siedemdziesiąt wzrostu i sto dwanaście w klacie. Ja cię przepraszam, szanowny czytelniku, ale jak można tak niewiarygodnie zmyślać?! Ja mam sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, a jestem o głowę wyższa! Czy mania kaczej wielkości powoduje, że trzeba bujać nawet w sprawie wzrostu? Istnieje przecież wzorzec małego wielkiego wodza Napoleona, małego rycerza Wołodyjowskiego i paru innych… Kaczory zrobiły sobie spot reklamowy za pół miliona, który ma lecieć czternaście razy w porze największej oglądalności. Podobno jest na nim Jarek; ale nikt i tak nie wie, czy to Jarek, czy Lech, choć garnitury zamówili w innych kolorach, żeby się pięknie różnić. W spocie bliźniak Jarek pluje na prezydenta. Towarem sprzedawanym w reklamie jest nienawiść do Kwacha. W reklamówce Kaczor zapodaje, że wyjazd do Moskwy upokarza Polskę, którą Putin chce ukarać za to, że nie pozwoliliśmy mu zdławić demokracji na Ukrainie, i że prezydent powinien „Jak nasi sąsiedzi odmówić udziału w akademii na cześć Związku Sowieckiego”. Jaźń bliźniaka jest z natury rozdwojona, więc i w tym przypadku lekką schizofrenią trąci, bo „zapomniał”, że to przecież prezydent Kwaśniewski z wieloma innymi politykami przyczynił się do tego umocnienia demokracji na Ukrainie. No i jak to bywa w kaczej fermie, wyszedł mokry placek, bo „nasi sąsiedzi” w osobie Juszczenki jednak pojechali. Pojechała także prezydentka Łotwy, Vaira Freiberga, za co pochwalił ją sam idol Bush. Blair zapowiedział, że nie pojedzie, bo będzie tworzył rząd, i słowa dotrzymał. Bush jak zawsze robił dużo szumu, wygrażał tam, gdzie było mu wygodnie, oddawał sprawiedliwość państwom bałtyckim, ale potem spotkał się ze „swoim przyjacielem Putinem” w jego daczy. Putin wręczył bukiet kwiatów Laurze, która została niedawno najsłynniejszą amerykańską „szołmenką”. Ciekawe, czy opowiadała przy kolacji dowcipy o swoim mężu, którego ulubionym narzędziem ogrodowym jest piła tarczowa, dlatego tak dobrze rozumie się on z generałami. Za te spontaniczne

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 20/2005, 2005

Kategorie: Felietony