Kobiety, pracujcie!

Kobiety, pracujcie!

Elektorat kobiecy wcale nie idzie gremialnie głosować na kobietę.

– Bo znowu podlegamy sile stereotypu, że sfera publiczna jest dla mężczyzn. On wszystko lepiej obejmie rozumem, jest urodzony do sprawowania różnych funkcji, a z kobietą nic nie wiadomo. I nie przeszkadza nam to, co widzimy w telewizorze.

Powiedziała pani kiedyś, że warto rozmontować świat stworzony przez patriarchat; prawdziwie nową, wielką rolę kobiety spełnią wtedy, gdy do głosu dojdą nowe sposoby widzenia, przeżywania. Co to znaczy?

– Gdyby kobiety naprawdę miały głos, reguły rządzące światem byłyby inne. Prosty przykład: sfera zawodowa przestałaby być konkurencyjna wobec wychowywania dzieci. Kobiety muszą teraz funkcjonować na rynku pracy, jakby w ogóle tych dzieci nie miały. Bo wciąż obowiązuje model pracy z XIX w., kiedy mężczyźni szli na cały dzień do fabryki. Mogli sobie na to pozwolić, zostawiając w domu żony. Ale dzisiaj one też pracują. I należałoby zmienić hierarchię wartości – uznać, że dzieci są równie ważne, jak sprawy zawodowe. Zresztą nie chodzi tylko o dzieci, bo nie wszyscy je mają i chcą mieć, ale też o inne sprawy prywatne. Elastyczny czas pracy jest możliwy, jeśli uznamy, że te sprawy też są ważne.

Ale chodzi także o coś więcej. Pracując z kobietami, ale też z ich partnerami, dostrzegam różnice w podejściu obu płci do świata. Dla kobiet ważna jest jakość życia, chcą, żeby relacja z drugim człowiekiem była naprawdę dobra. Liczy się empatia, wspieranie, kontakt. Mężczyźni często nie dostrzegają problemów w związku, bo o co chodzi? Jest obiad, kolacja, razem wyjeżdżamy na wakacje. Gdyby kobiety naprawdę doszły do głosu, relacje międzyludzkie mogłyby polegać na większym wzajemnym zrozumieniu, a nie na podporządkowaniu, dominacji.

Kierunek dobry, ale to utopia. Kobiety mające realną władzę są raczej typami męskimi. Golda Meir prowadziła wojny, Margaret  Thatcher zyskała miano Żelaznej Damy, a Angela Merkel wykazała się empatią wobec imigrantów, ale pochwał za to nie zebrała.

– Kobiety dążąc do władzy, uczą się tego, co jest premiowane, a co nie. Muszą być bardziej męskie niż mężczyźni. Będzie to trwało tak długo, aż liczba kobiet w polityce osiągnie masę krytyczną.
A gdyby jeszcze wziąć pod uwagę różne kręgi kulturowe. Jak długą drogę musiałyby przejść kobiety z państw islamskich, żeby zyskać wpływ na cokolwiek?
– Tak daleko nie sięgam, ale w naszym kręgu już zaszły wyraźne zmiany. Oczywiście są też kontrrewolucje. Teraz przeżywamy w Polsce coś takiego. Pojawia się próba przywrócenia porządków, w których kobiety mają ograniczone prawa. Ale w ostatnich latach w naszej świadomości zaszły tak duże zmiany, że nie przestaniemy już mówić własnym głosem.

Jak pani ocenia program 500+ i decyzje kobiet, które biorą pieniądze, rezygnują z pracy i zostają z dziećmi w domu? Co się z nimi stanie za kilka, kilkanaście lat? Będą miały małe szanse powrotu do pracy, zostaną bez własnych pieniędzy i bez emerytury.

– Nie znamy jeszcze skali tego zjawiska, może wcale nie jest tak, że kobiety rezygnują z pracy? Jeśli ma się pracę, która daje satysfakcję i pieniądze, to szkoda ją zostawiać. Ale jeśli kosztem opieki nad dzieckiem kobieta robi coś, czego nie chce robić, i jeszcze daje jej to marny zarobek – może to jest pomysł na okresową przerwę? Pomysł, który oczywiście może się odbić na jej przyszłym życiu. Mój przekaz do kobiet brzmi tak samo od lat: kobiety, pracujcie! Niezależność finansowa, posiadanie własnych pieniędzy jest czymś bardzo ważnym. Bez nich nie ma właściwie szans na wyjście ze złego związku. A to mężczyźni najczęściej naciskają, żeby żona nie pracowała. Świadomie lub nie uzależniają ją w ten sposób od siebie. Nierzadko w związkach mamy do czynienia z przemocą ekonomiczną – od oceny wypełniania przez kobietę obowiązków (czyli prac domowych oraz opieki nad dziećmi, może w to również wchodzić seks) zależy, czy dostanie ona od mężczyzny jakieś pieniądze, czy nie. Na wszelki wypadek więc naprawdę warto być niezależną. Inna rzecz, że kobiety mają bardzo trudną sytuację na rynku pracy – po urlopie macierzyńskim często nie mają dokąd wrócić, brakuje rozwiniętej opieki nad dziećmi, elastyczny czas pracy w wielu miejscach nie istnieje itd.

Wiele ostatnio pada słów o znaczeniu rodziny. Rzeczywiście trudno nie docenić więzi z najbliższymi, ale z drugiej strony – sprytnie i niebezpiecznie państwo odsuwa od siebie odpowiedzialność za obywateli, nie wywiązuje się z umowy społecznej. Bo dzisiaj w rodzinie matka zaopiekuje się dziećmi, ale pojutrze zestarzeje się, zachoruje i kto się nią zajmie? Pracujące dzieci?

– Córki oczywiście, bo znów głównie na kobiety spada opieka nad rodzicami. Próby wzmacniania tradycyjnego modelu rodziny są działaniem na szkodę kobiet, którym utrudnia się dochodzenie do niezależności. Ta niezależność to nie jest jakieś widzimisię, tylko szansa na życie bez przemocy, której osoby sprawujące władzę zdają się nie dostrzegać. Nie dostrzegają również, że rodzina nie jest rozwiązaniem dla wszystkich i że przestała być ostoją. Z liczby rozwodów wynika, że nie można na małżeństwie budować całego życia. To już nie jest fundament i zabezpieczenie aż do śmierci.
Ktoś zawsze może powiedzieć, że zły, liberalny świat popsuł rodzinę.

– Jeśli popsuł, to już jest zepsuta. Trzeba brać pod uwagę rzeczywistość. Ale czy zepsuciem jest wzrost równości ludzi? Tradycyjna rodzina świetnie podtrzymywała męską dominację, a na nią dłużej nie można się zgadzać. Dokonały się już zmiany w świadomości, kobiety mają dostęp do rynku pracy, do pieniędzy (które nadal są dzielone niesprawiedliwie) i nie można tego wszystkiego zniszczyć. Zresztą – jestem przekonana – nie da się. Wierzę w mądrość ludzi. Zgoda, zawiodłam się na niej w tych wyborach, ale to nie może trwać długo. Nie da się tak po prostu wrócić do przeszłości.

Strony: 1 2 3

Wydanie: 2016, 33/2016

Kategorie: Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy