Kocha Kościół, milczy o Bogu

Kocha Kościół, milczy o Bogu

FOTO PAWEL SKRABA / SE / EAST NEWS TORUN, HALA PRZY ULICY BEMA 24. URODZINY RADIA MARYJA, KTOREGO OJCEM-DYREKTOREM JEST TADEUSZ RYDZYK. NA UROCZYSTOSCI PRZYJECHALO WIELU POLITYKOW PIS, W TYM PREZES JAROSLAW KACZYNSKI N/Z JAROSLAW KACZYNSKI PRZEMAWIA 05/12/2015 RADIO MARYJA WSZYSTKIE ZDJECIA NA HTTP://AGENCJA.SE.COM.PL

Dla Kaczyńskiego członek Kościoła to przede wszystkim wyborca Duża część rodzimych katolików, którzy negatywnie oceniają działalność polityczną księży oraz instytucji kościelnych, zdaje się dziś mówić: „Bóg tak, Kościół nie”. Jarosław Kaczyński, który ceni polityczne zaangażowanie biskupów na rzecz PiS, zdaje się mówić: „Bóg nie, Kościół tak”. I takie postawienie sprawy hierarchów nie razi. Przemówienia Kaczyńskiego podczas wieców partyjnych w mijającym roku wzmożenia politycznego dotyczyły w dużej części religii i moralności. Bo obie te kwestie są kluczowe dla przestrzeni politycznej. Po pierwsze, jego wystąpienia brzmiały trochę jak mowy pożegnalne. Przemówienia kogoś, kto wie, że zostało już mało czasu, by zrealizować jego najskrytsze cele polityczne. Dlatego prezes nie przybrał, jak przed wcześniejszymi kampaniami wyborczymi, pozy „dobrego pana”. Wie, że dziś może być autentyczny. Nie musi udawać kogoś, kim nie jest, otwartego, tolerancyjnego, szukającego zgody polityka, jak to się działo choćby podczas jego nieudanej walki o prezydenturę w roku 2010. Albo, co gorsza, usuwać się w cień, by pierwsze skrzypce grali ludzie, którzy są mu posłuszni, bo wszystko mu zawdzięczają, ale wizerunkowo wypadają lepiej. Ten z kolei chwyt został zastosowany, gdy PiS zdobywało władzę w roku 2015. Obecnie jest inaczej – prezes nie kryje, że chce tak przemeblować Polskę, zmieniając jej system prawny, aby w niczym nie przypominała III RP i de facto demokratycznego państwa prawa. Tak chce zmienić umysły i serca Polaków, używając do tego publicznych pieniędzy, instytucji kultury i mediów narodowych, by nie tęsknili za demokracją i wolnością jako najlepszym z możliwych systemów politycznych. Po drugie, Kaczyński w swoich wystąpieniach przytulił do siebie Kościół. Mocno i czule. Bo wie, że cały ten misterny plan spali na panewce, jeśli Kościół nie będzie brał w nim udziału. Jeżeli więc któryś z biskupów albo proboszczów bił się z myślami, czyby nie stronić od polityki w czasie ostatnich kampanii, dostał od prezesa jasny sygnał, że to szatańskie, a nie ewangeliczne podszepty. Kaczyński zapewnił polskich duchownych, że to oni dzierżą jedyny system wartości, który z kolei on – jako (nad)premier – będzie za pomocą państwa i wszystkich podległych mu instytucji wspierał, promował i chronił. Przyznajmy: dla biskupów, którzy nie mają żadnej strategii duszpasterskiej i którzy przestali wierzyć w skuteczność głoszonej przez siebie Dobrej Nowiny, propozycja zastąpienia jej „dobrą zmianą” to interes życia. Biskupi wbrew soborowi Sęk w tym, że idąc na układ z Kaczyńskim, hierarchowie ignorują nauczanie Kościoła. To Sobór Watykański II uznał, że Kościół i państwo winny respektować zasadę autonomii, czyli rozdziału między tym, co boskie, a tym, co cesarskie. Postanowił tak z trzech powodów. Po pierwsze, zrozumiał, że w demokratycznie zorganizowanym państwie, w którym szanuje się i respektuje pluralizm przekonań i postaw, Kościół dążący do realizacji swoich celów poprzez siłę państwowego przymusu znajdzie się w opozycji do rosnącej części wiernych. I to zaczyna być widoczne w Polsce. Wystarczy przypomnieć bunt, jaki się podnosi, także wśród katoliczek i katolików, kiedy Kościół domaga się zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej. Po drugie, prawo osoby, a tym samym prawo wolności jej sumienia, stało się ważniejsze niż prawo kościelnej prawdy. Po trzecie, liberalna demokracja stwarza każdemu Kościołowi (nie tylko rzymskokatolickiemu) warunki do nieskrępowanego głoszenia swojego przesłania. A Kościół niczego innego nie potrzebuje do swojej misji. Nie potrzebuje innej władzy nad człowiekiem niż władza nad jego duchem. Chwila, gdy Kościół domaga się nad człowiekiem władzy politycznej, jest chwilą jego słabości. Kościół zgodnie z własnym nauczaniem chce tylko przemawiać w sposób nieskrępowany. Bo prawda, którą głosi, jak czytamy w „Deklaracji o wolności religijnej”, „nie inaczej się narzuca jak tylko siłą samej prawdy, która wnika w umysły jednocześnie łagodnie i silnie”. Rozdział Kościoła od państwa jest zatem korzystny i dla jednej, i dla drugiej strony. Niby wszyscy to wiemy, a jednak Kościół zatańczył do muzyki, jaką zagrał mu Kaczyński. Zresztą prezes nie musiał zbytnio się wysilać. Biskupi od 2015 r., czyli od dojścia PiS do władzy, nie tają, że pisowskie rządy są dla nich władzą wyśnioną. Przypomnijmy, jak to biskup elbląski Józef Wysocki dziękował Bogu za ten dar. Mówił, zwracając się do premier Beaty Szydło: „Pani premier, tak chciałbym powiedzieć, (…) jak bardzo panią

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 01/2020, 2020

Kategorie: Publicystyka