Platformy społecznościowe chcą zarabiać więcej. Dobrały się do portfeli użytkowników, choć część serwisów obiecywała, że zawsze będą darmowe Od początku istnienia Facebooka na ekranie logowania wyświetlał się komunikat: „Ta platforma nigdy nie będzie płatna”. Napis zniknął w 2019 r. Serwis, jak można się domyślać, nie dotrzymał obietnicy i planuje wprowadzić opłaty, chociaż na razie nie dla wszystkich. Podobną drogą podążają inne popularne platformy. Pytanie, z jakim pozostają użytkownicy, brzmi: tylko co ja będę z tego mieć? Platformy zmieniają walutę Największe dziś media społecznościowe zbudowały swoją potęgę i popularność na bezpłatnym dostępie. Warto jednak przypomnieć, że nic w świecie nie jest tak naprawdę za darmo. Użytkownicy od lat zgadzają się, aby ich samych zamieniano w towar. Odkąd istnieją platformy społecznościowe, użytkownicy „płacili” za korzystanie z serwisów swoimi danymi, które były dostarczane reklamodawcom. Cała internetowa aktywność, każdy komentarz, wpis, polubienie czy wstawione zdjęcie pozwala tworzyć profile konsumentów. Taki obraz użytkowników trafiał zaś za pośrednictwem Instagrama, Twittera czy Facebooka w tryby algorytmów, które podsuwają odpowiednio sprofilowane reklamy. Z założenia zawsze mają nam się wyświetlać produkty, które koniecznie będziemy chcieli mieć. Informacje o użytkownikach zebrane przez platformy społecznościowe dają marketingowcom ogromne pole do popisu. Przede wszystkim pozwalają rozpoznać, jakie cechy produktu będą najbardziej przyciągały klientów, a nawet dostosować finalny produkt do konkretnej grupy odbiorców. Miejska legenda głosi, że fioletowy kolor produktów firmy Dyson jest właśnie wynikiem analizy danych o potencjalnych klientach marki. Inny przykład – aplikacja Mapy Google potrafi podpowiedzieć jako najkrótszą trasę, która wcale taka nie jest. Znajdziemy na niej za to partnerów biznesowych firmy. Wszystko w imię maksymalizacji zysków. W ostatnim czasie świadomość użytkowników zaczęła jednak rosnąć. Dużej grupie nie podobają się wszechobecne reklamy. Inni chcą zaś, aby internet był miejscem bezpiecznym, byśmy, jeżeli rozmawiamy z innym użytkownikiem, mieli pewność, że jest tym, za kogo się podaje. Rynek internetowych płatnych usług i treści premium rośnie. Widać to zwłaszcza na przykładzie internetowych wersji tradycyjnych mediów oraz popularnych portali, które oferują w ramach abonamentu dodatkowe treści i brak reklam. Podobnie dzieje się z social mediami. Ich płatne wersje powoli stają się faktem. Popularny wśród młodszych użytkowników Snapchat, Meta, do której należy Facebook, czy wreszcie Twitter (obecnie X) wyznaczyły trend, oferując za pieniądze ulepszenia darmowego konta. Są to m.in. dodatkowe zabezpieczenia, zweryfikowane konta, ograniczenie spamu, brak reklam i inne dodatkowe funkcje, których nie będzie w bezpłatnych wersjach serwisów. Tutaj pojawiają się dwa problemy. Po pierwsze, Big Tech kusi, że w płatnych wersjach lepiej zadba o bezpieczeństwo użytkowników. A to powinno być standardem, szczególnie że konta w sieci zakładają coraz młodsi użytkownicy. Po drugie, platformy społecznościowe w odróżnieniu od cyfrowych wersji tradycyjnych mediów nie generują autorskich treści. To użytkownicy swoimi wpisami wypełniają media społecznościowe. Oczywiście znajdują się tam oficjalne profile gwiazd i osobistości. Jednak większość treści zamieszczają zwykli ludzie, którzy, co zresztą było początkowym założeniem mediów społecznościowych, używają ich do celów prywatnych. Trudno uwierzyć, aby przeciętny użytkownik chciał płacić kilkadziesiąt złotych miesięcznie tylko za to, aby oglądać fatalnie sfotografowane „przygody” wujka Bogdana na wakacjach w Tunezji. Obserwowanie nawet tuzina kont ulubionych twórców nie wydaje się więc najlepszym powodem płacenia abonamentu za media społecznościowe. Tym bardziej że dzisiaj m.in. Facebook często służy twórcom jako miejsce, gdzie umieszcza się skrót treści i link do właściwej strony internetowej. Zmieniają się nawyki użytkowników. Część osób odczuwa content overload (ang. przeciążenie treścią). To powoduje, że coraz bardziej wybiórczo podchodzą do tego, co oglądają, i minimalizują liczbę obserwowanych kanałów. Nawet King płaci Muskowi W grudniu 2022 r. właściciel platformy X Elon Musk wprowadził płatną opcję „Twitter Blue”. Koszt tej usługi to w tej chwili ok. 375 zł rocznie. Daje ona m.in. lepsze zasięgi i dodatkowe opcje bezpieczeństwa. Musk przez swoje kontrowersyjne decyzje w sprawie działania X, w tym blokowanie kont krytykujących miliardera dziennikarzy czy nową