Konspira rządzi

Konspira rządzi

Helena Łuczywo w zasadniczo słusznym komentarzu (“Gazeta Wyborcza”, 13 VIII) nie ma moim zdaniem racji, twierdząc, że służby specjalne zorganizowały głośne i w najwyższym stopniu karygodne prowokacje samowolnie, poza kontrolą powołanych do tego władz. Obfite informacje prasowe potwierdzają przypuszczenia, że w tych głośnych przypadkach służby specjalne działały za wiedzą, pod kontrolą i najprawdopodobniej z inspiracji, jeśli nie na polecenie władzy rządowej. Były już minister spraw wewnętrznych informuje, że premier wiedział o przygotowaniach do aresztowania Barbary Blidy, o tym również, że podstawy do tego były niewystarczające, a także o celu tej operacji, jakim było kompromitowanie lewicy i szukanie “wyjścia” na Leszka Millera. Dla obciążenia odpowiedzialnością rządu (a nie tylko służb) wystarczy, że nad operacją czuwał minister sprawiedliwości. Omotanie prowokacjami kardiochirurga dr. Garlickiego także dokonywane było przecież za wiedzą ministra sprawiedliwości, a więc nie poza polityczną kontrolą. Minister sprawiedliwości – jak wiadomo – odegrał w tej aferze główną rolę, oskarżając ofiarę o popełnienie morderstwa.
Jakkolwiek działacze Ligi Republikańskiej, którzy obecnie kierują Centralnym Biurem Antykorupcyjnym, wykazywali dużo samodzielności, z pewnością nie w ich służbie specjalnej zrodziło się postanowienie obalenia Andrzeja Leppera. Wszystkie fałszerstwa, jakie funkcjonariusze CBA popełnili w sprawie odrolnienia nieistniejącej roli, były to środki uświęcone przez zbożny cel aresztowania i politycznego uśmiercenia szefa Samoobrony. Dlaczego J. Kaczyński postanowił się pozbyć tak pewnego koalicjanta, dużo mniej uciążliwego niż Giertych, na razie nie jest jasne. Prawdopodobnie stało się to pod naciskiem inteligenckich środowisk PiS-u, a zwłaszcza dziennikarzy obsługujących rządy Kaczyńskich, którzy ciągle biadali, że koalicja z partią “chamów” przeszkadza im w zdobyciu należnego prestiżu. Nie przypuszczam, żeby Jarosław Kaczyński kierował się czystą zemstą za wiadomy figiel, jak to przedstawia Lepper.
W poglądach na rządy PiS-u górę bierze ostatnio interpretacja psychiatryczna. Jest ona na rękę Platformie Obywatelskiej, która nie jest w stanie przeciwstawić tym rządom odmiennego programu i ogranicza się do przechwałki, że jej liderzy są zupełnie normalni. Platformersi obiecują, że styl ich rządów będzie bardziej stonowany, i mają nadzieję, że nam, wyborcom, tak bardzo zależy na normalności i stonowanym stylu, że z pewnością będziemy na nich głosować. Widziałem w gazecie tytuł: “Wiadomo, że wybory wygra Platforma Obywatelska”. Nie podpisałbym się pod tą wiedzą. Wygra POPiS. I on będzie rządził. I “styl” tego rządzenia nie będzie bardziej stonowany niż dziś panujący, tak więc nawet miłośnicy stylów niczego nie otrzymają w nagrodę. Już widzę stonowany styl Jana Rokity. Mimo wszystko rządy POPiS-u łączące wady dwóch partii będą się prezentowały lepiej, tak jak dwie wady wymowy Donalda Tuska razem wypadają znośniej niż samo, na przykład, seplenienie. Szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego będzie musiał dźwigać na swoich wątłych ramionach zlecenia nie jednej, jak teraz, ale dwóch partii. Może się nawet zdarzyć, że ustąpi miejsca panu Miodowiczowi, który też potrafi nie gorzej odrolnić nieistniejącą rolę, o czym może zaświadczyć Włodzimierz Cimoszewicz, obecnie rolnik.
Jeśli nie kluczem, to przynajmniej dziurką od klucza do zrozumienia charakteru obecnej władzy są słowa prezydenta Kaczyńskiego skierowane do wizytującego Polskę prezydenta Francji. Poinformował on gościa, że (cytuję z pamięci) “Polska się nikogo nie boi, ponieważ władzę sprawują teraz ludzie z dawnego podziemia”. Ciekawe, jak to zrozumiał Sarkozy i czy mu to bardzo zaimponowało. Francja ma także swoich ludzi “podziemia”, różnych byłych maoistów, anarchistów, aktywistów Action Directe, chrześcijańskich rewolucjonistów, antyradzieckich komunistów itp., zabrakło tylko katastrofy ustrojowej, żeby ta “konspira” przejęła władzę i żeby Francja nikogo się nie bała.
Dlaczego do władzy w Polsce postsolidarnościowej dochodzili, aż wreszcie doszli większą ekipą tak dziwni ludzie? W ruchach społecznych, organizacjach i instytucjach na czoło wysuwają się osobistości najodpowiedniejsze do realizacji celów, jakie te ruchy i organizacje sobie stawiają. Celem postsolidarności była i jest walka z PRL-em, komunizmem i ogólnie biorąc rozliczanie przeszłości. Przecież poważni ludzie nie podejmą się dziś walki z tym, czego nie ma. Natura tych celów spycha ich z pierwszego planu życia publicznego. Jak pisał Mickiewicz, w takich “rewolucjach potrzebne są dziwaki”. Żaden poważny historyk czy publicysta nie będzie “rozliczał przeszłości” według wzorków, jakie konspira sobie urobiła w latach 80. i wcześniej. Pani minister spraw zagranicznych jest idealnie dobrana na to miejsce, podczas gdy Stefan Meller, który się zalecił panom Kaczyńskim rusofobicznymi wypowiedziami, gdy był ambasadorem w Moskwie, zupełnie się nie nadawał do drażnienia Niemców i Brukseli.
Do tego tematu należałoby podejść uważniej i głębiej, pokazać, jak ludzie są niewolnikami pojęć i emocji nabytych w okresie inicjacji politycznej. Dotyczy to zarówno solidaruchów, jak i komuchów, z tą różnicą, że ci drudzy są obecnie dużo mądrzejsi, ponieważ ich system pojęć został zanegowany przez wstrząs społeczny o dużej sile; i podobnie solidaruchy doszłyby do rozumu tylko pod wpływem jakiegoś kataklizmu. Żadnego kataklizmu jednak nie będzie i oni już do końca swoich żywotów pozostaną takimi, jakimi ich urobiła zabawa w konspirację pod opiekuńczą dyktaturą generała Jaruzelskiego.

Wydanie: 34/2007

Kategorie: Bronisław Łagowski, Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy