Amerykańska administracja ma dla Izraelczyków i Palestyńczyków tylko wytarte slogany
Wizyta sekretarza stanu USA Antony’ego Blinkena w Izraelu przypadła na bardzo trudny moment dla koalicji Beniamina Netanjahu. W kraju trwają protesty przeciwko zaproponowanej przez ministra sprawiedliwości Jariwa Lewina reformie sądownictwa, która ma zmienić sposób wyboru sędziów Sądu Najwyższego i umożliwić rządowi odrzucanie ich wyroków.
W piątek, 27 stycznia, w Newe Jaakow doszło do zamachu terrorystycznego, w którym zginęło siedem osób udających się do synagogi. Następnego dnia w Jerozolimie z ręki palestyńskiego 13-latka zginęły kolejne dwie osoby. Izraelska policja i wojsko prowadzą w ostatnich tygodniach akcję przeciw palestyńskim organizacjom na Zachodnim Brzegu, w której od początku roku do wizyty Blinkena zginęło 35 Palestyńczyków, przede wszystkim bojowników, ale także cywilów.
26 stycznia wojsko przeprowadziło operację w Dżaninie. Niektórzy dziennikarze, np. Oliver Holmes z brytyjskiego „Guardiana”, określili ją jako wyjątkowo zaciekłą. W odwecie Hamas ostrzelał południe Izraela, Autonomia Palestyńska zaś ogłosiła zawieszenie współpracy dotyczącej bezpieczeństwa z rządem Netanjahu.
Spokoju nie zapewnia również sytuacja w Iranie, gdzie 28 stycznia w fabryce amunicji w Isfahanie doszło do eksplozji po ataku trzech dronów. Dwa z nich miały zostać zestrzelone, trzeci eksplodował. Tej samej nocy wybuchł pożar w rafinerii naftowej w Tebrizie i w fabryce oleju silnikowego w mieście Azarszahr. Obecnie trudno jednoznacznie określić, czy te wypadki były ze sobą powiązane. „Wall Street Journal” i Agencja Reutera, powołując się na anonimowych amerykańskich urzędników, przekazały, że za atakami miały stać izraelskie służby. Netanjahu, udzielając 31 stycznia wywiadu Jake’owi Tapperowi z CNN, przyznał, że jego kraj działa, by „zapobiec rozwojowi pewnych irańskich broni”, choć nie potwierdził, by to on – lub podlegli mu wojskowi czy ministrowie – wydał rozkaz przeprowadzenia operacji w Isfahanie. Po kilku dniach irańskie media rządowe winą za ataki obarczyły kurdyjskich separatystów, co jest wersją o tyle wygodną, że wcale nie wyklucza udziału Izraela, ale nie zmusza do akcji odwetowej.
Interes Waszyngtonu
W Izraelu Blinken musiał balansować między tym, czego oczekuje od niego rząd Netanjahu, a tradycyjnymi amerykańskimi deklaracjami o wyznawanych przez Waszyngton wartościach. Dla administracji USA kluczowe wydają się dzisiaj dwie sprawy: powstrzymywanie ekspansji Iranu, który zacieśnia współpracę z Moskwą, i niedopuszczenie do aneksji Zachodniego Brzegu Jordanu przez Izrael, która obaliłaby promowaną przez Stany Zjednoczone ideę rozwiązania dwupaństwowego. W tę mało kto już dzisiaj wierzy. A czy wierzy sam Waszyngton? Na to pytanie trudno jednoznacznie odpowiedzieć, lecz fakt, że żaden z ostatnich prezydentów USA nie naciskał na Izrael w tej kwestii, ograniczając się do retorycznego wspierania pokoju na Bliskim Wschodzie, każe przypuszczać, że Amerykanie mogą przede wszystkim chcieć utrzymać status quo.
Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 6/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym.
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy