Mit II Rzeczypospolitej

Mit II Rzeczypospolitej

W okresie PRL nasze pokolenie idealizowało Polskę międzywojenną. Było to coś naturalnego. Po pierwsze, mit Polski przedwrześniowej kontrastował z rzeczywistością Polski realnego socjalizmu. Pod każdym względem. Politycznym, kulturowym, nawet obyczajowym. Po drugie, oficjalna państwowa propaganda starała się obraz tamtej Polski zohydzić, więc my… na przekór. Cenzura nie puszczała w prasie fotografii Piłsudskiego, to do dobrego tonu należało mieć portrecik albo lepiej popiersie marszałka w domu. W kontrze do szarej, zniewolonej Polski Ludowej rósł sobie mit Polski przedwojennej. Niepodległej, radosnej, barwnej. Tego mitu nie wymyślili żadni propagandziści, on się zrodził z potrzeby serca, ku tego serca pokrzepieniu. Jakże krzepiły serca zdjęcia pięknych ułanów („Konie ułańskie pląsały w paradzie”, zapisał później Miłosz), mundury generałów, fraki wytwornych cywilów, kreacje towarzyszących im dam („Zmienili w chwalbę co mogło być chwałą”, dopowiadał Miłosz). Miała Polska międzywojenna osiągnięcia niezaprzeczalne. Zbudowano Gdynię, Centralny Okręg Przemysłowy. Był to doskonały czas polskiej kultury. W literaturze skamandryci, Witkacy, Pawlikowska-Jasnorzewska, by wymienić pierwszych z brzegu. A jeszcze muzyka, sztuki piękne, architektura… Świetny czas nauki polskiej, by wspomnieć choćby filozoficzną szkołę lwowsko-warszawską. Ale to tylko jedna strona medalu. Polska międzywojenna to także, a nawet przede wszystkim, kraj od drugiej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2019, 30/2019

Kategorie: Felietony, Jan Widacki