Moloch bez głowy

Moloch bez głowy

Czy MSZ istnieje? Owszem, są budynki, są zatrudnieni na etacie urzędnicy, formalnie rzecz biorąc, instytucja istnieje. Tylko jest, by tak rzec, bezgłowa. W sprawach Unii Europejskiej MSZ nie ma nic do powiedzenia, choćby z tej prostej przyczyny, że sprawy unijne zostały przeniesione do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. W sprawach stosunków z USA i z Izraelem inicjatywa należy z kolei do Kancelarii Prezydenta. To prezydent Duda podpisuje umowę z USA, na stojąco, na skrawku biurka. No i to on decyduje, czy jechać do Izraela na uroczystości rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz, czy nie jechać. Ba, swoją politykę prowadzą również ministerstwa. To Ministerstwo Sprawiedliwości wywołało awanturę z Izraelem za sprawą niesławnej nowelizacji ustawy o IPN. MSZ nie miało tu nic do powiedzenia. Resort dyplomacji milczy też, gdy politykę zagraniczną kształtuje Ministerstwo Obrony Narodowej. W rękach MON jest jeden z kluczowych instrumentów polityki bezpieczeństwa – sprawy uzbrojenia. I MON tym gra. Z jednej strony, Polska wycofuje się ze współpracy z europejskimi koncernami zbrojeniowymi, z drugiej – jest jednym z największych kontrahentów amerykańskiego przemysłu obronnego. Te działania kształtują pozycję Polski na arenie nie tylko europejskiej, ale także światowej. MSZ temu wszystkiemu się przygląda. Podobnie jak w początkach rządów PiS biernie przyglądało się, jak ówczesny minister obrony demontował uzgodnienia polsko-chińskie dotyczące Nowego Jedwabnego Szlaku i budowy w Polsce terminala linii kolejowej. Tak oto MSZ w sprawach polityki zagranicznej, nie w innych, zostało zepchnięte w hierarchii ważności nie tylko za Kancelarię Prezydenta i KPRM, ale i za niektóre ministerstwa. A co na to minister eksperyment Jacek Czaputowicz? Przyjmuje spadek rangi bez słów protestu. Ewidentnie dobrze mu z tą bezczynnością. A jeśli ktokolwiek jeszcze w to wątpił, zapewne te wątpliwości zostały w ostatnim czasie rozwiane. Bo gdy zapytano Jacka Czaputowicza, jak Polska powinna zareagować na atak rakietowy Iranu na amerykańskie bazy w Iraku, odparł: „Poczekajmy na oświadczenie prezydenta USA Donalda Trumpa. Zobaczymy, jak Stany Zjednoczone interpretują tę sytuację”. Przez lata apologeci III RP dogryzali Polsce Ludowej, że nie miała własnej polityki zagranicznej, że w kluczowych dla świata sprawach zachowywała się tak, jak chciał Związek Radziecki. No, nie do końca tak było, w wielu elementach PRL prowadziła własną politykę, chociażby wobec Niemiec. Można wręcz twierdzić, że ministrowie spraw zagranicznych PRL, od roku 1956, na tle Jacka Czaputowicza błyszczeli energią, samodzielnością, o intelekcie nie wspominając. Bo oto dorobiliśmy się szefa MSZ, który politykę zagraniczną prowadzi tak, żeby jak najbardziej podobała się Amerykanom i ani pół centymetra w bok. A politykę resortu tak, żeby z wszystkimi wokół żyć dobrze – więc przerabia ministerstwo na biuro posad dla drugorzędnych urzędników z Kancelarii Prezydenta i KPRM. Ziszczają się słowa Lenina, że państwem kierować może kucharka. Cóż, co do państwa, to jeszcze zaczekajmy, ale MSZ na pewno. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 03/2020, 2020

Kategorie: Aktualne, Kronika Dobrej Zmiany