Muzeum jakiegoś powstania

Muzeum jakiegoś powstania

Zamiast marszu żałoby po największej klęsce, jaka dotknęła Warszawę w jej historii, oglądaliśmy garstkę weteranów powstania otoczoną przez tłum polityków cisnący się przy pomniku Gloria Victis na Powązkach. I krzykaczy ryczących oenerowskie hasła za aprobatą ministra spraw wewnętrznych. Każda kolejna rocznica powstania ma coraz mniej wspólnego z tym, co się działo w 1944 r. Nieszczęsnym symbolem tego sierpnia stał się Mike Tyson. Amerykański bokser, półanalfabeta, gwałciciel i narkoman, który odgryzł przeciwnikowi ucho. Założono mu biało-czerwoną opaskę, by wydukał parę słów o powstaniu. A za ten kretyński pomysł zapłaciły państwowe firmy. Ale czego się spodziewać po ludziach bez wiedzy i kompetencji, jacy obleźli wszystkie instytucje, do których władza pompuje pieniądze? Wiedzą, kto ich powołał i komu mają być za to wdzięczni. Ale tego, że mają coś robić z sensem, w tych umowach nie ma. Bo i nie może być. Mysz nigdy nie zaryczy jak lew. Czy po tej ekipie można oczekiwać czegoś więcej niż garści frazesów? Wiedza o tym, jak straszną klęską i katastrofą dla mieszkańców stolicy było powstanie, coraz trudniej przebija się do młodych. Nie znają prawdziwej historii powstania. Nie znają faktów, a więc i wniosków, jakie naród powinien wyciągnąć z samobójczej decyzji polityków i wojskowych. Nic nie wiedzą o dowódcach, którzy wysłali młodych ludzi bez broni na bezsensowny bój z wrogiem. Wrogiem, którego klęska była już tylko kwestią czasu. Nie osądzono tych ludzi ani ich decyzji. Klęskę zmieniono w mit, który tak się ma do powstania jak ów Tyson. Kolejne pokolenia patrzą na coraz liczniejsze pomniki, place i ulice, a nawet mosty imienia autorów obłąkańczych decyzji. Bo chcieli „wstrząsnąć światem”. Nawet kosztem 200 tys. trupów. Gen. Anders chciał Okulickiego, Bora-Komorowskiego i Chruściela postawić przed sądem. Za zbrodnię popełnioną na narodzie polskim. Czy choć mały ślad tego jest w Muzeum Powstania Warszawskiego? Wiem, że muzea stawiają politycy. I że nie robią tego dla faktów, dla prawdy. Ale chyba najwyższy czas zacząć rozmawiać o mitologii, którą uprawia to muzeum. Albo zacząć myśleć o budowie nowego muzeum. Do bólu realnego. Udostępnij: Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 32/2018

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański