Na głodzie

Na głodzie

Susan Sontag? Ta hucpiara? Nie zgadzam się z żadnym z jej autorytatywnych twierdzeń, niepopartych rzetelną wiedzą historyczną. Łasa na pochlebstwa celebrytka. Z jej prozy kapie sadełko sentymentalizmu. W życiu osobistym była potworem. Egocentryczna. Żarłoczna. Efekciarska – mawiali amerykańscy intelektualiści, a i polscy nie byli jej zanadto przychylni, wbrew temu, co sądzi się na temat czci, jaką rzekomo darzyli ją w latach 70. i 80. dosłownie wszyscy. Zwłaszcza środowiska akademickie, dla których tak istotna jest specjalizacja i metodologia, nie mogły zaakceptować rozległości zainteresowań badawczych Sontag. Ani polubić legendarnej efektowności jej zdań.

Zresztą nie tylko zdania sprawiały wrażenie fotogenicznych – autorka najlepszych po Walterze Benjaminie esejów o fotografii była najpilniej fotografowaną intelektualistką tamtych lat. I to na długo zanim związała się z Annie Leibovitz. No więc kręcono nosem, jak zawsze, kiedy pojawia się moda i zalewa nas fala zapośredniczonych przez media obrazów i zdań, należących do kogoś, kto na chwilę stał się centrum świata. Ale wszyscy ją czytali. Czytali na potęgę i czytają do dzisiaj. Jej esej o kampie nadal jest najpełniejszą i najciekawszą analizą zjawiska, a traktat „Choroba jako metafora” to rzecz, bez której nie sposób filozoficznie odnieść się do przewlekłych chorób naszych czasów.

W przyszłym roku w Polsce ukażą się dwie biografie autorki „O fotografii”: w styczniu w wydawnictwie Pauza, w maju – w Agorze. Wydawnictwo Karakter przez ostatnie 10 lat wydało niemal wszystkie jej książki eseistyczne, łącznie z dwoma tomami dzienników. Co takiego było w Sontag, że i jako publiczna persona, i jako osoba „prywatna” budziła tak silne kontrowersje?

Przede wszystkim głód, który możemy na potrzeby tekstu nazwać niepokojem czy po prostu ambicją. I paradoksy, na których stała jej osobowość, częściowo „zaprojektowana” przez autorkę. Przecież upominała samą siebie w dziennikach: „Bądź surowa, przede wszystkim surowa, nie piękna”. Zresztą piękna już była. Surowość zaś przydawała jej powagi i współgrała z feminizmem, o który badaczka walczyła i który reprezentowała. W czasach rozkloszowanych spódniczek w kropki i fryzur à la baby doll nosiła sztruksy i czarną skórzaną kurtkę, a kiedy zaczęła siwieć – jej białe pasemko od razu stało się ikoniczne. Potrafiła dopiec każdemu, kto publicznie nazwał którąś z pisarek lady writer. Zresztą to feminizm, razem z jej podróżami do bombardowanego Sarajewa, gdzie jako reżyserka wystawiała w teatrze „Czekając na Godota” – stanowiły dwa najsilniejsze punkty jej obrony. Nie można było odmówić jej odwagi. Nigdy nie była też konformistką. Często mówiła i pisała rzeczy niepopularne, sama wystawiając się na ostrzał.

Ale przecież była miłośniczką sztuki i muzyki. Za pomocą spektakli, pokazów filmowych, happeningów i lektur – rozszczelniała i pobudzała własną wrażliwość. Z drugiej strony pielęgnowała odporność i siłę, których potrzebowała, kiedy krytykowano jej film i powieści, uznane za nieudane, nazywane kaprysem celebrytki. A nie wszystkie są tak złe, jak opowiadano (wiele lat temu w Polsce, w PIW, ukazała się najlepsza).

Jej głód dotyczył także miłości, relacji, romansów i seksu. I tu nie obyło się bez skandali – podróżowała między Paryżem a Nowym Jorkiem, zostawiając za sobą kolejne ofiary własnych namiętności: męża, syna, kochanków i kochanki – sama stając się jedną z ofiar. Nawet jej choroby były filmowe: trzy razy chorowała na nowotwór – w wieku czterdziestu, sześćdziesięciu i siedemdziesięciu kilku lat (walczyła, wrzeszczała, że chce więcej chemii i częściej). Dopiero ten ostatni okazał się nieuleczalny. A jej agonia stała się sprawą publiczną. Zdjęcia umierającej w szpitalnym łóżku pisarki, a potem fotografie jej ciała w trumnie, obiegły świat i nadal można je znaleźć w internecie. Zrobiła je jej ostatnia partnerka, Annie Leibovitz. Sontag, która tak przestrzegała przed wpływowymi obrazami – sama stała się wpływowym obrazem.

 

Nakładem wydawnictwa Warstwy ukazał się właśnie tom poetycki Agnieszki Wolny-Hamkało „Zerwane rozmowy. 105 wierszy na inne okazje”. Wybór ten trafia na półki księgarskie równo 20 lat po debiucie książkowym autorki. Odnajdziemy tu poetyckie brzmienia lat 90., ale i nawiązania do klasyków XX w. – Wisławy Szymborskiej, Ewy Lipskiej czy Tadeusza Różewicza. Jednocześnie to poezja nowego wieku, mocna i aktualna zarówno w środkach wyrazu, jak i ze względu na poruszane tematy.

Wydanie: 2020, 38/2020

Kategorie: Agnieszka Wolny-Hamkało

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy