„No to kto z was da mi w mordę?”

„No to kto z was da mi w mordę?”

PHOTO: MUZEUM NIEPODLEGLOSCI/EAST NEWS Magdalenka, 27.01.1989. Spotkanie robocze strony rzadowej z przedstawicielami opozycji przy wspoludziale przedstawicieli kosciola katolickiego w Magdalence. N/Z: przy stole stoja od lewej: Lech Kaczynski - sekretarz KKW "Solidarnosc" i czlonek Komitetu Obywatelskiego; Tadeusz Mazowiecki - doradca KKW "Solidarnosc", przewodniczacy komisji pluralizmu zwiazkowego w Komitecie Obywatelskim; prof. Andrzej Stelmachowski - doradca KKW "Solidarnosc" i przewodniczacy komisji wsi i rolnictwa w komitecie Obywatelskim; Lech Walesa - przewodniczacy NSZZ "Solidarnosc"; w drugim rzedzie stoja od lewej: Mieczyslaw Gil - czlonek KKW "Solidarnosc" i Komitetu Obywatelskiego, Bronislaw Geremek - doradca KKW "Solidarnosc", przewodniczacy komisji reform politycznych w Komitecie Obywatelskim.

Przy okazji jednej z rocznic 4 czerwca powiedziałem, że rola Jarosław Kaczyńskiego w Solidarności była żadna. W PiS zawrzało. Ale to prawda Janusz Onyszkiewicz Mówił pan to już. – Lech Kaczyński miał trochę większą rolę w Gdańsku. Ale na dobrą sprawę Kaczyńscy urośli, gdy w 1989 r. wytworzyła się pewna próżnia wokół Lecha Wałęsy. Gdy został w Gdańsku, z własnego wyboru, a ośrodek decyzji politycznych przeniósł się do Warszawy. Kiedy wokół Wałęsy zrobiło się trochę pusto, oni się przy nim ulokowali. Potem odegrali sporą rolę, głównie Jarosław, w tworzeniu koalicji między Solidarnością, Stronnictwem Demokratycznym i ZSL. Sam pomysł koalicji nie był ich autorstwa, pojawił się w szerszym kręgu, a wyraz temu dał Michnik, pisząc swój słynny tekst „Wasz prezydent, nasz premier”. Dlaczego Wałęsa został w Gdańsku? – Nie tylko on znalazł się poza parlamentem. Dwaj słynni liderzy opozycji Bujak i Frasyniuk też nie byli w Sejmie. I Mazowiecki. Chodziło o rzecz wcale niebagatelną. Nie było wiadomo, czy po pojawieniu się w Sejmie i w Senacie tylu nowych ludzi, inaczej uformowanych, to wszystko zadziała, czy ruszy. Istniała obawa, że ze względu na rozmaite kompromisy, które zapewne trzeba będzie w Sejmie robić, żeby cokolwiek osiągnąć, bo nie mieliśmy przecież większości, wystawimy się na łatwy zarzut: poszli tylko po stanowiska, o nic innego im nie chodzi. Dobrze było więc mieć kogoś z boku, kto powie: nie, to jest w porządku. I jedyną taką osobą mógł być Lech Wałęsa, który nie będąc ani w Sejmie, ani w Senacie, mógł nas z takiego dystansu chronić. Wałęsa, Bujak, Frasyniuk mieli trzymać ruch związkowy i być naszym strategicznym zapleczem. Wałęsa zgodził się na to? – Było pełne zrozumienie. Nie przewidział, że zostanie z boku. – Dynamika zdarzeń okazała się tak duża, że nie było możliwości, żeby z nim wszystko konsultować. Raptem wszystko przeniosło się do Warszawy. Pierwszą postacią stał się Geremek. I dlatego nie został premierem. Dlatego? – To była rozgrywka Wałęsy, którą wykonywali Kaczyńscy. Kiedy pojawiła się koncepcja tworzenia naszego rządu, Wałęsa trochę ograł swoich partnerów. Na początku z SD i ZSL, niegroźnie i z dobrym skutkiem. Bo negocjacje, jakie prowadzili z SD i ZSL Kaczyńscy, były takie, że premierem będzie Wałęsa. Od razu poczuli się podniesieni na wysoki poziom zastępców Wałęsy. Ale kiedy wszystko już dograno i oni w pewien sposób spalili za sobą mosty, okazało się, że Wałęsa nie będzie premierem – zresztą dzięki Bogu. Wałęsa w ogóle się nie nadaje do tej funkcji. Związkiem właściwie też nie kierował, tylko nadawał ogólny kierunek. To nie jest człowiek, który usiądzie, będzie przeglądał papiery. On raczej: „Tu ma być tak, tu tak, róbcie!”. Najbardziej naturalnym kandydatem na premiera był Geremek, tyle że on wtedy wyrósłby za bardzo. A Mazowiecki znalazł się w zasadzie w sytuacji outsidera. Dlaczego zrezygnował z kandydowania do Sejmu? – Nie bardzo wierzył, że to wyjdzie – prawdę mówiąc, trochę się bał tych wyborów. A nie w proteście przeciwko jednej liście kandydatów, ustalonej przez Komitet Obywatelski? Był zwolennikiem opcji, żeby przedstawiciele różnych nurtów opozycji mogli rywalizować ze sobą. – Tak, ale jednym z powodów było też to, że bał się przejęcia władzy, a nawet uczestnictwa we władzy. Jeśli chodzi o nasz rząd, to też uważałem, że jest za wcześnie, powinniśmy się bardziej skonsolidować. Obawialiśmy się, że jak przejmiemy rząd, który będzie musiał funkcjonować, opierając się na całym tym starym aparacie, starych kadrach, to będą nam tak sypać piasek w tryby, że się skompromitujemy. A teraz jak pan to ocenia? Sypali? – Nie miałem racji, bo nie doceniłem, i nie docenił Mazowiecki, że istnieje taka ludzka cecha, która nie jest chwalebna, ale jak pokazał tamten przykład, bywa użyteczna: oportunizm. Ludzie w rozmaitych ministerstwach, urzędach, dostosowali się do nowej władzy. Oportunizm, a także przekonanie, że stare nie wróci. Że nie ma co już brać na przeczekanie, sabotować nowego. Pamiętam moją rozmowę z ubekami w 1988 r. – była bardzo drastyczna. Doszło do takiej serii strajków. Dostaliśmy wiadomość, że już jest albo szykuje się strajk w zagłębiu siarkowym koło Tarnobrzega. Pojechaliśmy we czwórkę szosą lubelską, Geremek, ja, Bujak i dziekan naszego wydziału matematyki – taki

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 19/2022, 2022

Kategorie: Kraj, Wywiady