W języku czy też slangu młodzieżowym słowo „odjazd” znaczy zerwanie z realnym światem i przeniesienie się w jakąś inną rzeczywistość. „Odjechany” jest facet, który mówi o rzeczach niemożliwych albo po prostu bredzi. „Odjechany” jest projekt czy pomysł, który nie ma żadnych szans na urzeczywistnienie, jest zupełnie nierealny. Dzięki polityce historycznej nasi politycy, a wraz z nimi niestety także liczni dziennikarze i edukowane przez nich masy, coraz bardziej „odjeżdżają”. Gdy PiS zaczęło się domagać od Niemiec reparacji, opozycja, jak się zdawało, jednym głosem wyszydzała ten pomysł. Teraz, w 85. rocznicę wybuchu II wojny światowej, o żądaniu od Niemiec reparacji przypomniał sobie prezydent Duda, a minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski też zdążył wypomnieć Niemcom, że mamy im co pamiętać. Nawet premier Tusk, zdaje się, do idei reparacji dał się przekonać. Nie wierzy chyba, że je dostanie, ale uznał, że politycznie korzystne jest dla niego i jego obozu upominać się u Niemców o te nieszczęsne reparacje.
Nie bardzo wiem, na czym miałyby one polegać, jak je liczyć. Czy Gdańsk, Szczecin lub Wrocław miałyby być w rozliczeniu, czy nie. A jeśli nie, to dlaczego? A np. rozebrana na cegły wywiezione do Warszawy rezydencja Wettinów (już mniejsza, że potomków królów polskich) w Szczodrem na Dolnym Śląsku i setki jej podobnych jakoś byłyby Niemcom od rachunku odliczane czy nie, a jeśli tak, jak to liczyć? A znacjonalizowane majątki niemieckie, fabryki lub kopalnie? Byłyby potrącane od rachunku wystawianego Niemcom czy nie?
Jeśli nie, to dlaczego?