Odrobina mężczyzny

Odrobina mężczyzny

„Do zakopania jeden krok”, podśpiewywał, gdy przekraczał dziewięćdziesiątkę. Poczucie humoru nie opuściło go do końca Sto lat temu, 3 czerwca 1922 r., urodził się Wiesław Michnikowski „Kuba? – Kto mówi? – Ale czy Kuba? – Ale kto mówi? – Jeżeli nie Kuba, moje nazwisko pana nic nie powie… Kuba?”. Ten jeden, przedwojenny jeszcze skecz, wykonany w kabarecie Dudek, umieścił Wiesława Michnikowskiego na stałe w górnych rejestrach kultury polskiej XX w. Dopiero za nim biegną setki ról teatralnych, filmowych, tysiące występów kabaretowych i dziesiątki piosenek. Nie dlatego, że to wkład mniej cenny. Ale ten Kuba, genialny w prowadzeniu interesów, a wykładający się na najprostszych polskich frazeologizmach, tworzy rdzeń naszej historii. Jest nie do zdarcia, nie do wymazania. „Taki skecz trafia się raz na sto lat – mawiał „Kuba” Michnikowski. – Zresztą już wtedy podejrzewaliśmy, że to za sprawą tego skeczu ludzie będą nas pamiętali”. Tak nawiasem – nie zawsze zapamiętywali życzliwie. Po występie Dudka w Filadelfii do garderoby wtargnęły dwie panie oburzone na ten „antysemicki pamflet”. Z podobną interwencją pewien niemiecki (!) reżyser zjawił się w gabinecie ówczesnego ministra kultury. Ostatecznie to na skutek oskarżeń o antysemityzm, które dały się słyszeć po pierwszych pokazach filmu w Stanach, szansę na Oscara straciła „Ziemia obiecana”. Cóż, nie każdy na niuansach polskiego życia wyznawał się tak biegle jak pan Wiesław z kolegami… Artysta na rzecz Monopolu Spirytusowego Rodzice woleli, by został księdzem. W rodzinie był już prałat i kanonik, którym nieźle się powodziło, a i Wiesio prezentował minkę pokornego zakrystiana. Choć, kiedy na lekcji łaciny padło słówko „sum” (jestem), a kolega dorzucił: „sum z jajami”, Wiesio zaśmiewał się z całą klasą. Także wtedy, gdy oglądał na przedwojennym warszawskim podwórku popisy showmanów, którzy dla zarobienia paru groszy tłukli kijem w kawałek dykty, biegali wokół trzepaka i darli się: „Łodibidi bum bum”. Po latach oceniał, że to materiał estradowy w sam raz na nagrodę w Opolu. Po koszmarnych przejściach w powstaniu warszawskim szeregowy Michnikowski został zmobilizowany do Armii Berlinga, choć nie na front, lecz na estradę lubelskiego Domu Żołnierza. „Artyści Domu Żołnierza urządzają koncerty i spektakle w fabrykach, zakładach przemysłowych i szkołach na prowincji”, zachwalała lokalna prasa. A rekrutowi Michnikowskiemu udało się w przerwie umknąć do tamtejszego teatru cywilnego, który uświetniał Dzień Kobiet „robotnic Monopolu Spirytusowego”. „Ponieważ większość artystów była już zajęta, do Monopolu przyjechał tylko ob. Michnikowski – donosiła prasa. – Jakim jednak powodzeniem cieszyły się prelekcje i występy artystyczne ob. Michnikowskiego, niech będzie dowodem to, że mimo iż cała uroczystość odbywała się po godzinie służbowej, to jest po trzeciej, kobiety nie chciały wracać do domów”. Legenda starego paltocika Kiedy Michnikowski przeniósł się na sceny warszawskie, recenzenci pisali: „Dekoracje w dalszym ciągu świetne. Michnikowski również”. Dekoracji nie widać było jednak w radiu, a tu pan Wiesław najlepiej wypadał w audycjach dla dzieci, grając np. mydło, które pieni się ze złości. Przyuważył go tu szybko Jerzy Wasowski, dostawca muzyki do tych popisów. Z Jeremim Przyborą zgarnęli go do ich telewizyjnego kabaretu – jak stał. Byle tylko po swojemu wykonywał te ich śpiewające skecze. A kabaret musiał ruszyć, bo Jeremi Przybora z końcem 1957 r. wziął z telewizji zaliczkę na program rozrywkowy i natychmiast ją przehulał. Żeby więc nie zwracać pieniędzy – bo niby z czego? – musiał rzucić coś naprędce. Stąd Kabaret Starszych Panów. Jeden odcinek decydentom niespecjalnie się spodobał, ani myśleli zamawiać drugi, ale wpływowy wówczas reżyser telewizyjny Adam Hanuszkiewicz uparł się, by dać „nieudacznikom” jeszcze jedną szansę. I poszło! Piosenki zadawane Michnikowskiemu przez duet Przybora-Wasowski zazwyczaj były dość absurdalne, jak choćby ten monolog „Dziecięcia tkaczy”. On kiwał głową, kombinował – i ostatecznie wywiązywał się. Ale bywało, że dochodzili do ściany. Jak wtedy, gdy kazali Wiesławowi wyśpiewać (w telewizji tylko poruszał ustami, bo piosenki nagrywano wcześniej) jesienne pożegnanie starszego referenta z pomidorami. Dziesięć wieczorów zajęło aktorowi Michnikowskiemu „ułożenie się” do historyjki, którą uważał za idiotyczną. Z tym że „ułożył się” tak dokładnie, iż potem przez całe lata na dźwięk pierwszego akordu do piosenki dostawał wysypki.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2022, 23/2022

Kategorie: Kultura