Pocztówka znad jeziora

Pocztówka znad jeziora

Niektórzy wychodzą wieczorem przez okno na dach i tam piszą – z górniczą lampką na głowie, jak ktoś, kto musi się przekopać na drugą stronę. Na dachu nocą jest chłodniej i można jeszcze coś zdziałać. Wieczorem dom pracy twórczej w Wannsee wyciemnia się gwałtownie – może to dlatego, że pisarzy z reguły męczy pisanie, a może dlatego, że trzeba otworzyć okna, a ćmy i szerszenie chętniej się zlatują do światła. Podczas „wspólnych” śniadań ludzie jedzą osobno, mają swoje książki. Wannsee – zielona, wypoczynkowa dzielnica Berlina, pół godziny kolejką od centrum, słynie z ogromnego jeziora (klub jachtowy, plaża) i muzeum konferencji hitlerowskich prominentów, którzy 20 stycznia 1942 r. podjęli decyzję o „ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej”.

Kontrast, jaki buduje spokój jeziora w połączeniu z konsekwencjami, jakie miała ta konferencja, trafnie oddaje film Franka Piersona „Ostateczne rozwiązanie”. Wybitnie zagrani m.in. przez Kennetha Branagha i Stanleya Tucciego przedstawiciele władz III Rzeszy dyskutujący o prawie, cygarach i Schubercie są jednocześnie okrutnymi decydentami, nienawistnikami, którzy solidarnie śmieją się z rasistowskich dowcipów. Pierson pokazuje masowych morderców, podkreślając rzecz oczywistą: psychopatami mogą się stać ludzie inteligentni, erudyci, koneserzy rozmiłowani w sztuce. Historia słusznie wybrała ten moment (i miejsce) na jeden z najważniejszych symboli ludzkiego upadku. A muzeum po prostu trzeba zobaczyć, jeśli się przebywa w pobliżu Wannsee.

Jest tu jednak jeszcze jedno miejsce pamięci, do którego rytualnie pielgrzymują zwłaszcza pisarze pracujący w pobliskim zameczku nad swoimi nowymi książkami. Z domu pracy twórczej podróżuje się również na grób „państwa von Kleist”. Tak się mówi, bo przecież żadni z nich „państwo” – on, XIX-wieczny poeta, który uznał swoje życie za ciąg niepowodzeń, i ona – pani Vogel, opisywana jako „towarzyszka samobójstwa von Kleista” (w domyśle: „była nikim”). Poeta zastrzelił najpierw ją, potem siebie i tym samym wszedł na specjalnych prawach do historii literatury, a we własnej epoce wywołał istne trzęsienie ziemi. Polscy czytelnicy, którzy nie poznali wierszy Kleista, mogą znać jego historię choćby dzięki twórczości Marcina Świetlickiego, który napisał o tym wiersz/piosenkę: „Tak. A ponadto donosimy, że / leżymy zastrzeleni – i jeszcze w tej chwili / można nas odnaleźć. Bardzo staromodnie / leżymy – przytuleni, a trawy zwyczajnie / ruszają się (…)”. Wiersz kończy się Świetlikowym, przewrotnym i piosenkowym „Wszystko należy robić cicho i powoli / ponieważ miłość jednak jest. Tak”.

O nim wiadomo sporo, pisał wiersze i nowele. Jego sztuki przetłumaczono na polski i każdy poszukujący czytelnik bez trudu znajdzie je w internecie. Mówi się, że samobójstwo popełnił pod wpływem lektury pism Kanta. Wiadomość o niemożności poznania prawdy wstrząsnęła nim do tego stopnia, że postanowił zakończyć swój żywot. Wiemy więc, że wśród konwalii i bluszczu, na niewielkim wzgórzu przy jeziorze Wannsee, spoczywa pisarz. A kim była „towarzyszka jego samobójstwa”? Po prostu „śmiertelnie chorą znajomą”? Jakąś tam Henriettą? Nawet jeśli była po prostu zwykłą mieszczką – jak pokazuje ją film Jessiki Hausner – kobietą, która chciała przeżyć życie inaczej, kiedy zrozumiała, że się kończy – jest coś szczególnie smutnego w lapidarnych, skromnych notkach o niej. Ostatecznie stała się kimś w rodzaju statystki w scenie romantycznej śmierci poety. Który – co może wydać się gestem ironicznym – strzelił sobie w usta.

I tak to jest z tymi kojącymi miejscami, sennymi miasteczkami, jeziorami, które wydają się szczególnie spokojne. Najczęściej mają drugie dno. Albo ktoś robi z nich mniej lub bardziej upiorną scenografię własnego lub cudzego końca świata.

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy