Polska prawa i sprawiedliwa

Polska prawa i sprawiedliwa

Stało się. Wynik wyborów przesądzony. Przez najbliższe cztery lata Polskę będzie urządzać Prawo i Sprawiedliwość. Całe szczęście, że PiS nie ma w Sejmie większości konstytucyjnej i wszystkie szaleństwa odbywać się będą jednak w ramach tej obowiązującej, choć w wielu miejscach zapewne mocno „sfalandyzowanej”. Stosunek Jarosława Kaczyńskiego i jego formacji do sądów i prawa znamy i pamiętamy z lat 2005-2007. Dodać do tego trzeba przestraszonych urzędników państwowych i znaczną liczbę sędziów, którzy będą interpretować prawo bardziej zgodnie z duchem niż z literą, a kształt ducha określi prezes z kamratami. Nawet bez zmiany konstytucji zakres szaleństw będzie ogromny, a ich skutki opłakane. Bardzo mnie ciekawi, co sąd II instancji zrobi z wyrokiem Mariusza Kamińskiego. Jestem prawie gotów przyjąć zakład, że uchyli zaskarżony wyrok i przekaże sprawę do ponownego rozpoznania sądowi I instancji, ten zaś będzie ją rozpoznawał do końca obecnej kadencji Sejmu. Tak czy owak, wyrok w tej sprawie pokaże, jaka jest naprawdę kondycja moralna polskiego sądownictwa. Na ile jest ono niezawisłe i niezależne od władzy politycznej. Ostatnie wybory nie tylko oddały władzę w ręce PiS, ale też pokazały, jaka jest kondycja społeczeństwa. Bo demokracja to taki bardzo okrutny system, który powoduje, że społeczeństwo dostaje dokładnie to, na co zasługuje. W wynikach demokratycznych wyborów przegląda się jak w lustrze. Piszą o tym i długo jeszcze pisać będą publicyści, będą to rozważać politolodzy, socjolodzy i psycholodzy społeczni. Z czasem oceną tego, co się wydarzyło w Polsce 25 października 2015 r., zajmą się historycy. Co stało się ponad to, że 37% z tych 51%, którym chciało się pofatygować na wybory, uznało wizję Polski PiS za swoją, że uwierzyło, że dopiero PiS zapewni im „godne życie”, cokolwiek by takie sformułowanie miało oznaczać? To, że do Sejmu wszedł Paweł Kukiz i jego ludzie („wojownicy” – jak mówi o nich czasem pieszczotliwie), nie jest niczym nowym. To kontynuacja i kolejna odsłona tego samego zjawiska, które najpierw objawiło się Tymińskim, później przybrało postać Leppera i jego Samoobrony, odżyło do pewnego stopnia Palikotem i od czasu do czasu przybierało postać Korwin-Mikkego. Jest taki margines klasy politycznej, reprezentujący skrajnych frustratów niepojmujących, na czym polega funkcjonowanie państwa, gospodarki i społeczeństwa. Ruchy te wytyczają pewną granicę, pewien standard pozwalający w kontraście do nich wyznaczyć normalność. Ale pojawiły się nowe zjawiska, symptomy zasadniczej zmiany na scenie politycznej. Pierwsze to klęska instytucjonalnej lewicy o rodowodzie PRL-owskim. Po raz pierwszy do Sejmu nie wszedł SLD razem z resztkami Ruchu Palikota i kilkoma niewiele znaczącymi dodatkami. Nie czas, by szczegółowo rozważać przyczyny tej klęski. Ja uważam, że od czasu rozwalenia LiD SLD znalazł się na równi pochyłej, a zmiany personalne nie były w stanie odwrócić tej tendencji. Idiotyczny pomysł z wystawieniem w wyborach prezydenckich Magdaleny Ogórek był tylko gwoździem do trumny. Sukces Razem, partii nie socjaldemokratycznej, ale lewackiej, pokazał, że jeśli w Polsce jest miejsce na ugrupowanie lewackie, to tym bardziej jest na socjaldemokratyczne. Razem do Sejmu wprawdzie nie weszło, ale uzyskany wynik daje prawo do subwencji budżetowej, a ta pozwoli na zbudowanie stałych struktur i rokuje jak najlepiej na przyszłość. Nie mam też wątpliwości, że jeśli Razem dostanie się kiedyś do Sejmu, straci wiele ze swojego radykalizmu i ma szansę, przyciągając inne rozproszone i rozbite środowiska lewicowe, wyewoluować w kierunku nowej partii socjaldemokratycznej. Na razie, bo życie polityczne nie uznaje próżni, opozycyjna Platforma, która utraciła konserwatywne skrzydło, będzie musiała ewoluować bardziej na lewo, co najmniej w sferze obyczajowej i światopoglądowej. Po części wymusi to na niej narodowo-katolickie PiS, do którego będzie musiała być w opozycji. Nowoczesna Ryszarda Petru jest pierwszym ugrupowaniem liberalnym bez konserwatywnego garbu dawnej Platformy i nie ma ani podstaw, ani ochoty do powoływania się na solidarnościowy rodowód. Kiepski wynik PSL i fakt, że do Sejmu nie weszli jego liderzy, wymusi zmiany w tej partii, szczególnie pokoleniowe. Te ostatnie czekają wszystkie partie, a w efekcie całą polską scenę polityczną. Zmiana pokoleniowa łączy się z koniecznymi konsekwencjami. Ostatecznie skończył się podział na postkomunę i post-Solidarność, cokolwiek by to miało znaczyć i na ile ten podział był teraz istotny, wszak duopol ostatnich lat należał do partii postsolidarnościowych, toczących spór, kto stoi tam, gdzie kiedyś stała Solidarność, a kto tam, gdzie kiedyś stało ZOMO. Wraz z zejściem SLD ze sceny politycznej odniesienia do PRL przestały być wyznacznikiem czegokolwiek, podobnie jak odniesienia do sukcesu Solidarności w 1989 r. Do władzy doszło pokolenie, które PRL nie pamięta, a w opozycji solidarnościowej nie brało udziału, bo w latach 80. chodziło co najwyżej do szkoły podstawowej. Oczywiście do symboli Solidarności z tamtych lat PiS będzie od czasu do czasu nawiązywało, ale jedynie na zasadzie mitu i magicznego symbolu. Podział sceny politycznej będzie przebiegał teraz według zupełnie innych kryteriów. Zdaje się, że zgodnie ze znanym przekleństwem przyszło nam żyć w ciekawych czasach.

Wydanie: 2015, 45/2015

Kategorie: Jan Widacki
Tagi: Jan Widacki

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy