Polska szkoła szpiegów

Polska szkoła szpiegów

05.04.2012 Stare Kiejkuty N/z Osrodek szkolenia wywiadu fot. Piotr Placzkowski/REPORTER

Tajemnice Starych Kiejkut Kiedy to się zaczęło? Czy wtedy, gdy pod główny budynek zajechał autobus, z którego wysypała się grupa młodych mężczyzn? Autobus był zwykły, PKS, jakich tysiące jeździły po polskich drogach. Z doczepioną – dziś to niemożliwe – pasażerską przyczepką. Kierowca był po cywilnemu, podobnie jak pasażerowie. Piotr Zadolny – to jedno z jego służbowych nazwisk – absolwent pierwszego rocznika Kiejkut, gdy pytam go, czy pamięta ten dzień przyjazdu do szkoły, kiwa głową: „Do Kiejkut zjechaliśmy 6 listopada, po obozie wojskowym w Ciechanowie, który trwał trzy tygodnie. Uczyliśmy się tam musztry, strzelania, regulaminów i innych spraw wojskowych. Byliśmy w różnym wieku. Przyszły komendant Kiejkut miał prawie 30 lat, najmłodszy, Aleks Stępiński, czyli Aleksander Makowski – 22. A jakie było moje pierwsze wrażenie, gdy wysiedliśmy z autobusu? Gdy spojrzałem na ośrodek? Wow! Inny świat! Szwecja? Holandia?”. OKKW w Starych Kiejkutach, czyli Ośrodek Kształcenia Kadr Wywiadu, który właśnie obchodzi półwiecze istnienia, dziś jest legendą. Po raz pierwszy widzowie mogli zobaczyć zdjęcia pokazujące jego budynki w roku 2011, w programie TVP „Szkoła szpiegów – pierwszy nabór”. Było widać, że ta architektura się nie zestarzała, że wciąż prezentuje się lekko i nowocześnie. Campus? Małe miasteczko? Wszystko rozlokowane zostało na ponad 100 ha i podzielone na część A i B. Piotr Pytlakowski w książce „Szkoła szpiegów”, opisując Kiejkuty, cytuje faktycznego twórcę szkoły, gen. Józefa Oska: „Własna studnia głębinowa, własny system kanalizacyjny, przeciwatomowy schron podziemny z olbrzymimi kazamatami, gdzie można, nie wychodząc na powierzchnię, przeżyć wiele miesięcy. Kiejkuty to świetnie przygotowane miejsce do życia dla 500-700 osób. Przewidywano, że na każdym kursie będzie 80 studentów, jak nazywano osoby szkolone. Stała kadra miała liczyć ok. 50 osób. Do tego załoga radiostacji i kompania wojska do całodobowej ochrony, 300 chłopa”. W części A – czytamy dalej – „jeden budynek, nazywany przez Józefa Oska kamieniczką, był przeznaczony dla żołnierzy. Dwie dwupiętrowe kamieniczki dla kadry i studentów. Dla tych ostatnich przygotowano 40 dwuosobowych apartamentów z łazienkami”. Do tego dorzućmy budynek szkolny, w którym były gabinet komendanta, gabinety jego zastępców i kadry, sale wykładowe. Z tyłu pełnowymiarowa sala gimnastyczna. Kolejny budynek to stołówka i kasyno. Chwalono się, że Osek ściągnął do niej szefa kuchni prosto z Grand Hotelu w Warszawie, by studenci mogli poznać smaki z całego świata. Poza tym – znakomicie wyposażona biblioteka. Książki w różnych językach, prosto z księgarń „zgniłego Zachodu”. W następnym budynku mieściły się laboratoria językowe, wyposażone w najnowszy sprzęt, laboratoria techniki operacyjnej, sale chemiczne itd. Potem był ciąg segmentów, w których mieszkała kadra. No i kryty basen z siłownią. A kto chciał, mógł pływać w jeziorze, przy którym stał hangar ze sprzętem żeglarskim. Część B była odgrodzona. Studenci mieli zakaz przechodzenia na tamtą stronę. Tłumaczono im, że to z powodu lasu anten. Za nimi stały dwie wille, w których mieszkali wizytujący ośrodek najważniejsi goście. Miało to sens, chodziło o to, by nie umożliwiać im zbytniego wglądu w pracę szkoły. Jak podawały media, właśnie te wille, już w III RP, użyczono Amerykanom. Projektantom zależało, żeby ośrodek przypominał w jak największym stopniu ośrodki na Zachodzie, by w przyszłości, gdy kursantom przyjdzie działać na tamtym terenie, nie czuli się zaskoczeni czy przytłoczeni. Jak taki ośrodek mógł powstać? Jako pomysłodawcę wszyscy wskazują Franciszka Szlachcica. Na przełomie lat 60. i 70. XX w. był on ważną postacią. Od roku 1962 jako wiceminister spraw wewnętrznych odpowiadał za wywiad. To jego służbowym mercedesem w 1970 r. Stanisław Kania pojechał do Katowic uzgadniać przejęcie władzy przez Edwarda Gierka. Później, w pierwszych latach dekady, Szlachcic był szefem MSW, członkiem Biura Politycznego, sekretarzem KC, numerem 2 w państwie. Był on przy tym nietypowym bezpieczniakiem i nietypowym sekretarzem. Zafascynowany „rewolucją menedżerską” Jamesa Burnhama uważał, że zarówno kapitalizm, jak i socjalizm na taką rewolucję są skazane. Garnął się do ludzi nauki, jako swoich mentorów podawał profesorów Jana Szczepańskiego i Sylwestra Kaliskiego. Interesował go świat, korzystał z zagranicznych zaproszeń, jeździł

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2022, 52/2022

Kategorie: Kraj