Poradnik Wallenroda

Poradnik Wallenroda

Fot. Fotolia

Jak wymazać PiS z biografii. Kurs dla początkujących i mało zaawansowanych Jesteś politykiem Prawa i Sprawiedliwości? Pracujesz w mediach publicznych? Patrzysz na sondaże i boisz się, że opozycja wygra, a ty stracisz pracę? Nie przejmuj się! Można wygumkować PiS z biografii i otrzymać rozgrzeszenie. Znamy takie przypadki. Wystarczy zastosować trzy zasady. Chociaż prezes PiS Jarosław Kaczyński ogłosił zwycięstwo w wyborach samorządowych, to wieczór wyborczy partii rządzącej skończył się szybko, a politycy rozeszli się do domów w atmosferze – jak się dowiadujemy z przecieków – zawodu i rozczarowania. Nic dziwnego. Postawmy się na ich miejscu: człowiek chce służyć Polsce ze wszystkich sił – jako prezenter w TVP z wynagrodzeniem 30 tys. zł miesięcznie, minister czy poseł. Chce służyć ofiarnie: co najmniej trzy kadencje, a najlepiej dłużej. Tymczasem wyborcy potrafią już po jednej okazać czarną niewdzięczność. Podstawić nogę. Podciąć skrzydła. Ryzyko jest nietrywialne. PiS co prawda wygrało, ale trochę przegrało – jego przewaga w wyborach samorządowych nad Koalicją Obywatelską nie gwarantuje utrzymania większości w parlamencie. To przykre i smutne, zwłaszcza jeśli w „dobrą zmianę” dużo się zainwestowało, w tym twarz i reputację. Człowiek popierał publicznie – dajmy na to – skok na konstytucję, przejęcie sądów i inne takie rzeczy, wszystko z patriotyzmu i troski o ojczyznę, a tu nagle taki kiks. Opozycja wygra, można stracić pracę, przestaną zapraszać do telewizji. Co robić? Co robić?! O konsekwencje prawne martwić się raczej nie należy. Szanse na to, że ktokolwiek stanie przed sądem za cokolwiek zrobionego za czasów PiS, nie są duże. To tylko strachy na Lachy. Ale kariera? Kredyt? Czesne w szkole dziecka? Miejsce w życiu publicznym? Ludzie mają życie, nie można ich nieludzko skazywać na niebyt albo na wegetację na wierszówce w „Gazecie Polskiej” (to prawie tyle samo, co niebyt). Szczęśliwie jednak polskie życie publiczne zna przypadki zasadniczego wygumkowania PiS z życiorysu. Można zebrać reputację z podłogi, otrzepać i będzie jak nowa. Są ludzie, którym to się udało. Podpowiedź: trzeba w odpowiednim momencie się odciąć, potępić poprzednie zaangażowanie, a potem można udawać, że wcale go nie było. Oto trzy przypadki: minister Radosław, wicepremier Ludwik i publicysta Cezary. (Wszelkie podobieństwo do żyjących osób jest oczywiście całkowicie przypadkowe.) Kazus ministra Radosława jest szczególnie wymowny. Minister Radosław zaczął karierę publiczną w rządzie Jana Olszewskiego (1991-1992), w którym był wiceministrem obrony. Był kolegą z rządu Antoniego Macierewicza, zwolennikiem dekomunizacji, lustracji i innych politycznych pomysłów, z których powstało PiS. Potem, kiedy PiS doszło do władzy, Radosław został ministrem (2005-2007). Zmienił wystarczająco szybko barwy klubowe i został ministrem w rządzie PO. Było to więc udane przejście na jasną stronę mocy. Co jednak po drodze stało się z PiS w biografii ministra? Epizod ten wyparował. Oto przykład. Żona ministra Radosława, wybitna międzynarodowa publicystka, opublikowała w październiku 2018 r. w miesięczniku „The Atlantic” błyskotliwy esej o polaryzacji politycznej w Polsce, winiąc za nią populistyczną prawicę z PiS. Przedrukowała go potem „Gazeta Wyborcza”. Esej jest doskonały i piszę to bez ironii: poruszający, głęboki, napisany z wyczuciem ludzkiej psychologii. Nie znalazła się w nim jednak wzmianka, że mąż publicystki, minister Radosław, przez większość kariery był bardziej związany z PiS i jego poprzednimi wcieleniami niż z czymkolwiek innym. Autorka wspomina, że był „ministrem obrony przez półtora roku” w „rządzie koalicyjnym, któremu przewodziło PiS”, i że było to „krótkie doświadczenie władzy”. Można dyskutować, czy półtora roku to krótko, ale warto też wspomnieć, że była to koalicja wielkiego PiS i dwóch małych przystawek (Samoobrony oraz Ligi Polskich Rodzin). Minister Radosław był z PiS. Mówienie o „koalicyjnym rządzie” jest sprytną sugestią, że był to mniej pisowski rząd od obecnego. Sprytną i nieprawdziwą. W 2018 r. minister Radosław dzielnie walczy z PiS na Twitterze. Reputacja ocalona. Dziś przypominanie, że minister Radosław przez lata służył partii wytrwale zwalczającej III RP, brzmi prawie jak czepialstwo. Odpuszczone. Wybaczone. Jeszcze bardziej udaną transformację przeszedł wicepremier Ludwik, niegdyś nazywany nawet „trzecim bliźniakiem”. Jako wicepremier w rządzie PiS w latach 2005-2007 („koalicyjnym”, jak napisałaby żona ministra Radosława) groził protestującym lekarzom „wzięciem w kamasze”, a nastawionej opozycyjnie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc 30,00 zł lub Dostęp na 12 miesięcy 250,00 zł
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 44/2018

Kategorie: Opinie