Pragmatyk do szpiku kości

Pragmatyk do szpiku kości

Konstancin-Jeziorna 07.01.2022 r. Villa La Fleur - Marek Roefler. fot.Krzysztof Zuczkowski

Prawdziwe kolekcjonerstwo polega na udostępnianiu sztuki, a nie na samotnym oglądaniu obrazów po wyjęciu z sejfu Marek Roefler – kolekcjoner sztuki i biznesmen Od 44 lat prowadzi własny biznes, a zaczynał zaraz po studiach – fizyka na Uniwersytecie Warszawskim. Tam poznał Piotra Wiślickiego, przyjaciela i wspólnika. Na początek była mała firma konfekcyjna, a potem, od 1983 r., obaj razem prowadzą Dantex. Nie zaniedbują też swoich pasji. W przypadku Wiślickiego to Muzeum POLIN, Roeflera – kolekcjonowanie obrazów École de Paris i obiektów art déco. By je pokazać światu, wyremontował dwie przeszło 120-letnie zrujnowane wille, które przeobraziły się w nowoczesne muzea. Mają jedną nazwę: Villa la Fleur (kwiat). W pierwszym odbyło się kilkanaście wystaw, m.in. prac Henryka Haydena, Henryka Epsteina, Simona Mondzaina, Natana Grunsweiga, Alicji Halickiej, Maurycego Mędrzyckiego i Josepha Pressmane’a. „Wiele zawdzięczam ojcu”, mówi Marek Roefler. Jako nastolatek toczył z nim wojnę, miał włosy do ramion i ukochaną – mężatkę z dzieckiem. Mimo nakazów ojca niczego nie chciał skracać ani nikogo porzucać. Nie chciał także jeździć konno, na nartach ani polować. Brak kieszonkowego od ojca okazał się inspiracją do rozwijania przedsiębiorczości. Oznaczał pracę w każde studenckie wakacje, u polskich rolników i za granicą, za to z niezłym finansowym rezultatem. Gdy w 1971 r. ojciec, dyrektor szpitala, umiera, Marek ma 19 lat i zostaje głową rodziny, a potem przez całe życie, gdy dzieje się coś ważnego, zadaje sobie pytanie: „Co ojciec by na to powiedział, jak zareagował?”, ale zaświaty uparcie milczą. Poświęcona Tamarze Łempickiej wrześniowa wystawa w drugiej willi muzeum okazała się niekwestionowanym sukcesem. Miała trwać do końca grudnia 2022 r., ale Marek Roefler podjął decyzję o jej przedłużeniu do połowy marca 2023 r. Twoja konstancińska wystawa poświęcona Łempickiej okazała się sukcesem pewnie z kilku powodów. Bo to dzieła i życie oraz ciekawe artefakty – jak inaczej określić pukiel włosów czy pierścień z topazem od kochanka, Gabriela d’Annunzia? Tymczasem to już trzecia w 2022 r. wystawa tej bodaj najsławniejszej w świecie polskiej artystki, podkreślającej swoją polskość. Najpierw Lublin, teraz Konstancin i Kraków. Nie za dużo? – Widocznie dobrego nigdy dość. Łempicka była wielka za życia, więc zainteresowanie nią przetrwało lata. Z Zofią Gołubiew, dyrektorką Muzeum Narodowego w Krakowie, dawno myśleliśmy o Tamarze, ale też o artystach urodzonych w Krakowie, lecz nieznanych, takich jak Jean Lambert-Rucki, Mojżesz Kisling, Alicja Halicka, Natan Grunsweig. Miałem dać obrazy, meble z epoki, opracować merytorycznie katalog wystawy, a Muzeum Narodowe – użyczyć siedzibę w kamienicy Szołayskich. Niestety, zmieniła się władza, usunięto Zosię, wybitną muzealniczkę, i już nie było szans na wspólne przedsięwzięcia, np. Łempicką w 40. rocznicę jej śmierci. Udało się zorganizować taką wystawę dwa lata później w Lublinie, w Muzeum Narodowym. Wypożyczyłeś swoje obiekty, w tym meble zaprojektowane przez siostrę Tamary, w twoim muzeum powstał katalog. – Próbowałem pozyskać dzieła ze świata, prowadziłem rozmowy na temat wypożyczenia obrazów Tamary z Baker Museum w Naples na Florydzie, ale kiedy 24 lutego wybuchła wojna, dostaliśmy informację, że nic z tego. Z perspektywy USA Polska leży bardzo blisko Ukrainy, co niestety się potwierdziło. Gdy tuż przed pandemią wręczano mi w Krakowie bardzo zacną nagrodę im. Feliksa „Mangghi” Jasieńskiego za rok 2019, dziękując, wróciłem do idei wspólnych wystaw. Także Marisa de Lempicka, prawnuczka Tamary, zapaliła się do tego pomysłu, ale szansy nie było. Nagroda im. Jasieńskiego to dla ciebie… – …wielka satysfakcja, że ktoś mnie docenia i w prywatnym kolekcjonerze widzi wzór dla innych, bo nagroda nazywa się „Kolekcjonerstwo – nauka i upowszechnianie”. Jako małe, prywatne muzeum zrobiliśmy dla Tamary wielką merytoryczną robotę, wypożyczyłem Lublinowi sporo swoich obiektów, ściągałem osobiście obrazy z Francji, z USA. Teraz też mam satysfakcję: do Konstancina przyjeżdża w każdy weekend 2-3 tys. osób. Prawnuczkę Marisę zaprosiłem na wystawę „Paryż był kobietą” na zamku Książ, złożoną wyłącznie z dzieł mojej kolekcji. Zostawmy na chwilę Tamarę. Pamiętasz, kiedy kupiłeś pierwszy obraz? – Był rok 1990. Właśnie kończyłem wielki dom w Konstancinie, z basenem, kortem tenisowym, wieżą, w marmurach, granitach,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 01/2023, 2023

Kategorie: Kultura