Seryjny ułaskawiacz, czyli wojna masła z margaryną

Seryjny ułaskawiacz, czyli wojna masła z margaryną

Kilka dekad temu pracowałem przy dużym programie telewizyjnym w formule talk-show, w którym pierwszą częścią zawsze był jakiś „większy temat”. Reprezentowane w nim były trzy strony: tzw. eksperci, „zwykli” ludzie i duża publiczność. Zapamiętałem odcinek, w którym starły się racje producentów masła i margaryny w wyniszczającej wojnie reklamowej. Jedni i drudzy mieli za sobą profesorskie autorytety i badania naukowe na poparcie własnych tez. Nie muszę dodawać, że – nazwijmy go w skrócie – profesor Masło wygłaszał twierdzenia całkowicie odmienne niż zdanie profesora (profesory?) Margaryny. Nikomu oczywiście nie przeszkadzało, że nikt na sali nie miał kompetencji, aby opowiedzieć się po jednej ze stron, a drugą celnie i „po naukowemu” skrytykować. Monologi tłuszczowe poruszały się po dwóch równoległych, nigdzie się nie przecinały. Dialog był czystym pozorem, nie istniała żadna możliwość ustąpienia pod wpływem argumentów, wyników badań, większego autorytetu. Maślano-margarynowy pat w tłustej, czyli doskonałej formie. I wtedy wkraczała publiczność, która wszakże wiedziała jeszcze mniej, i głosowała. Ręka za masłem, ręka za margaryną. Ówczesne moje zdumienie, bezradność wobec niemożności skonfrontowania wizji wedle wspólnych założeń mnie samego wtedy zadziwiały. Przypomniałem je sobie teraz, kiedy w metafizyczne (czytaj: mroczne, zagmatwane) odmęty pogrąża się „debata” wokół byłych lub wiecznych, z łaski prezydenckiej, posłów Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Strona dzisiejszej – nazwijmy ją – władzy twardo trzyma się konstytucji, gdzie w art. 99 ust. 3 czytamy, że „wybraną do Sejmu lub do Senatu nie może być osoba skazana prawomocnym wyrokiem na karę pozbawienia wolności za przestępstwo umyślne ścigane z oskarżenia publicznego”. A obaj byli szefowie służb zostali w grudniu 2023 r. skazani na karę bezwzględnego więzienia za takie właśnie przestępstwo. I dlatego trafili za kraty 9 stycznia po parogodzinnym azylowaniu się w Pałacu Prezydenckim. W tle całego „sporu” jest jeszcze ułaskawienie lub jego nieudana próba w roku 2015, kiedy Andrzej Duda tak się śpieszył, żeby można było Kamińskiego zaprzysiąc jako ministra, że nie czekał na uprawomocnienie się wyroku. Prawnicy, autorytety, Sąd Najwyższy, tzw. Trybunał Julii Przyłębskiej (w miejsce Trybunału Konstytucyjnego) przeciągali linę, jak się dało, po paroletniej obstrukcji Sąd Najwyższy przejął inicjatywę i zwrócił sprawę do sądu okręgowego, który ostatecznie w grudniu skazał Wąsika i Kamińskiego prawomocnie, tym samym wygaszając ich mandaty. Pisowska opozycja poczuła w tej historii polityczną krew i bez żadnych skrupułów usiłowała skazanych przywrócić do stanu poselskiego, co miało wsparcie prezydenta Dudy, który w swoich pokracznych formach reakcji prawnych uważał równocześnie, że już skutecznie ich ułaskawił w 2015 r., że teraz ich nie ułaskawi wprost na mocy konstytucji, tylko wszczynając inną procedurę, wymagającą choćby formalnego zaangażowania ministra sprawiedliwości-prokuratora generalnego. Wąsik i Kamiński trafili zatem do cel, gdzie podobno podjęli głodówkę. W całej baśniowej narracji PiS o losie udręczonych prześladowaniami niezłomnych rycerzy walki z korupcją zniknął oczywiście sąd, który wydał prawomocny wyrok. Stosując interpretację polityki w wydaniu Jarosława Kaczyńskiego, w myśl której za każdą decyzją, którą można by odczytać jako wymierzoną w PiS, stoi Donald Tusk, za winnych uznano właśnie premiera, a także Hołownię i Bodnara. I choć oczywiście Tusk podejmuje decyzje osobiście i bezpośrednio (Kaczyński: „Tusk kazał torturować Kamińskiego poprzez dokarmianie sondą w więzieniu”), to jednocześnie jest sterowany z Niemiec… Ręce nawet nie mają gdzie opaść. Po wyjściu z zakładów karnych na podstawie decyzji seryjnego ułaskawiacza z Pałacu Prezydenckiego, podczas tournée po prawicowych, propisowskich mediach Kamiński i Wąsik wyglądali jak pączki w maśle, rumiani bardziej niż zwykle i pucułowaci. Żadnego śladu dwutygodniowej głodówki nie sposób było dostrzec. Usłyszeć natomiast można było, że obaj uważają się wciąż za posłów i wracają na Wiejską do pracy, głosowań, immunitetów, apanaży. Ale na czwartkowe posiedzenie nie dotarli. Pogłoski, że przemyci ich do gmachu Sejmu ich łaskawca (udawany, bo realnym jest przecież Kaczyński) Duda, okazały się plotką. Przynajmniej do chwili, kiedy pisałem te słowa.  Czytając dziesiątki tekstów o tej historii, cały czas natykam się na „wojnę poglądów” – profesor Masło swoje, a profesor Margaryna swoje. Oglądamy na gorąco efekty rozmontowania przez PiS konstytucyjnych instytucji: Trybunału

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 05/2024, 2024

Kategorie: Felietony, Roman Kurkiewicz