Co się stało z naszą zimą?

Co się stało z naszą zimą?

Zadaję to pytanie akurat w dniu, w którym zima – przynajmniej w Krakowie – wróciła. A wcześniej mieliśmy tu nawet jeden śnieżysty tydzień – w grudniu. Ale czy naprawdę nie ma problemu? W moim dzieciństwie nie do wyobrażenia był deszczowy styczeń. Nie zawodzi mnie przecież pamięć, gdy wspominam, jak „pani od polskiego”, poświęcając godzinę lekcyjną poszerzaniu naszego słownictwa, mówiła, że „z gałęzi zwisają okiście”, a słowo „okiście” klasa, patrząc w okno, na głos powtarzała. To było w grudniu i Boże Narodzenie też wtedy było mroźne, śnieżyste – to była norma. Gdy zaś w lutym mróz spadał poniżej 15 stopni, szkołę zamykano. Chyba co najmniej dwukrotnie cieszyliśmy się takimi dodatkowymi feriami.

„W tym roku zima jest odwołana”, zawyrokowała moja siostra. Zachwyciło mnie to zdanie, ale nie zostało wypowiedziane teraz, lecz kilka lat temu. Czyli wciąż postępuje zanik zimy. Może w tym roku to się zmieni, lecz jakkolwiek będzie, czujemy: klimat się ociepla. Jeszcze surowszy niż za mojej pamięci był jednak przed 200-300 laty: wtedy zamarzał nawet Bałtyk. Oczywiście zamarzał nie cały i nie zawsze, ale podobne sytuacje musiały się powtarzać, skoro jeszcze przed wojną zdarzało się, że ciężarówki jeździły na przełaj Zatoką Pucką – po lodzie. A zatem w ciągu kilkudziesięciu lat klimat tak bardzo się zmienił. W trakcie jednego – mojego – pokolenia.

Zmienił się nie tylko w Polsce. Topi się przecież czapa lodowa w Arktyce i na Antarktydzie, kurczą lodowce alpejskie, wzrasta poziom oceanów, częściej niż dawniej powstają huragany. Piazza San Marco w Wenecji raz po raz znajduje się pod wodą. Wszystko to nie zawsze jest winą człowieka, lecz nigdy nie można rzec, że nie ma z nim nic wspólnego. Czy jesteśmy świadomi zagrożeń? Ale jak tu zajmować się problemami ogólnoludzkimi, skoro nawet nie potrafimy rozumieć problemów sąsiadów? Może na początek wystarczyłaby szczypta wrażliwości na innych – choćby na racje czeskie w sporze o kopalnię Turów? Bo o Niemczech czy Unii Europejskiej już nie wspomnę. A czy potrafimy słuchać ekologów? I czy nie powinniśmy wrócić do idei parków narodowych? Okres PRL był czasem ich rozkwitu: w jednej dekadzie lat 50. otwarto ich osiem, a do roku 1989 – 13. Jeszcze w pierwszej dekadzie III RP powstało siedem dalszych, ostatni, Ujście Warty, w 2001 r. I otóż od tego właśnie momentu o nowych parkach narodowych nie chcą słyszeć ani władze centralne, ani lokalne.

Powstawanie parków nie przywróci oczywiście śnieżnych zim ani nie zahamuje kryzysu klimatycznego. Odbudowałoby jednak naszą troskę o przyrodę. Za mojej najwcześniejszej pamięci – by znów te czasy przywołać – termin „ochrona przyrody” towarzyszył mi stale i chyba nie tylko dlatego, że mama była botanikiem, słuchaczką na UJ wykładów prof. Władysława Szafera. Dobrze wiedziałem, które rośliny i które zwierzęta znajdują się pod ochroną. Troska o przyrodę, w tym i działalność Ligi Ochrony Przyrody, wtedy – po zniszczeniach wojennych – znajdowała się jakoś w centrum zainteresowania. Zarówno zainteresowania rodziny, jak nielubianych przez nią partii i rządu.

Ale dzisiejsza partia i dzisiejszy rząd – tak uwielbiane przez patriotyczny naród – mają problemy ważniejsze od przyrody. Tymczasem biznes dokonuje bezlitosnej eksploatacji naturalnego środowiska człowieka, a Kościół rzymskokatolicki lubi jedynie cytować słowa z Księgi Rodzaju: „Czyńcie sobie ziemię poddaną”. Choć równie dobrze mógłby cytować zbratanego z przyrodą św. Franciszka z Asyżu. Lecz najgorsi są i tak politycy: w imię sukcesu wyborczego nie mają odwagi podnieść ochrony przyrody do rangi programu. A najniebezpieczniejsi z polityków – to właśnie dzisiejsi rządzący: partia i rząd, demokratycznie wybrani prawicowcy.

Jakiż to bowiem zbieg okoliczności. Brazylijski prezydent, Jair Bolsonaro, nie wahał się dewastować lasów Amazonii i ryzykować w ten sposób nieodwracalną zmianę klimatu całego globu. PiS nie ma tak niszczycielskich możliwości, ale nie wahało się zdewastować Mierzei Wiślanej po to tylko, by z półwyspu zrobić wyspę. Oto problemy prawicy: biznes spoconych mężczyzn lub zabawa niedorosłych chłopców. Panowie, róbcie, co chcecie, byle nie kosztem natury. Śnieżne zimy nie wrócą, lecz przynajmniej my zadbajmy o przyrodę. Spowalniajmy proces globalnego ocieplenia, słuchajmy ekologów, róbmy swoje. Czy do tego, by robić swoje, nie jest konieczne odsunięcie od władzy PiS?

a.romanowski@tygodnikprzeglad.pl

Wydanie: 07/2023, 2023

Kategorie: Andrzej Romanowski, Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy