Po spotkaniu Trumpa z Putinem

Po spotkaniu Trumpa z Putinem

Spotkanie prezydentów Rosji i Ameryki zawsze jest wielkim wydarzeniem, bacznie obserwowanym przez polityków i dziennikarzy na całym świecie. Ostatnie spotkanie Trumpa i Putina było szczególne, bo doszło do niego, gdy stosunki amerykańsko-rosyjskie są niezwykle napięte, najgorsze od czasów zimnej wojny. Co więcej, doszło do niego bezpośrednio po szczycie NATO, gdzie Trump ostro oceniał przywódców państw Unii Europejskiej, atakował Niemcy za to, że domagają się od Paktu Północnoatlantyckiego, a faktycznie od Ameryki, obrony przed Rosją, a równocześnie kupują od Rosji ropę i gaz, pomagając jej się bogacić i stając się równocześnie jej zakładnikiem.

Gdzieś w tle było amerykańskie śledztwo i postawienie zarzutów funkcjonariuszom rosyjskiego wywiadu wojskowego za mieszanie się do prezydenckiej kampanii wyborczej i wspieranie w niej Trumpa.

Po spotkaniu prezydentów niemal cały polityczny świat, wszystkie ważniejsze tytuły gazet i stacje telewizyjne (łącznie z amerykańskimi!) krytykowały Trumpa i nie miały wątpliwości, że na spotkaniu zyskał Putin.

Bodaj jedynym chwalącym Trumpa był premier Morawiecki. Nie będę nad nim się znęcał. Kiedyś, gdy był wicepremierem, sądziłem, że jest technokratą, który zna się na gospodarce. W końcu był kiedyś prezesem banku. Gdy został premierem i zaczął się wypowiadać w kwestiach politycznych, historycznych, a także ideologicznych, gdy zaczął mieć istotny wpływ na politykę państwa, okazało się, że w gospodarce jest mitomanem (co słusznie wytknął mu Balcerowicz), w historii osobą mocno niedouczoną, a w ideologii po prostu oszołomem. W dodatku zupełnie nie rozumie współczesnego świata ani jego mechanizmów, nie rozumie też polityki. W tej sytuacji nie może dziwić, że ze spotkania Trump-Putin niczego nie pojął.

Tymczasem Trump nie tylko powiedział, że bardziej ufa Putinowi niż… amerykańskim służbom specjalnym – to problem dla Amerykanów. Dla nas z postawy Trumpa wynikają inne problemy.

Gdy się zestawi to, co się stało na szczycie NATO (gdzie prezydent Duda bodajże na korytarzu wymienił z Trumpem kilka grzecznościowych formułek, co uznano za wielki sukces polskiej polityki zagranicznej i dowód na geniusz Dudy), i to, co Trump powiedział przy okazji spotkania z Putinem, wyraźnie widać kilka rzeczy. Przede wszystkim interesy Stanów Zjednoczonych lokują się w Azji i na Bliskim Wschodzie, Europa jest dla nich mniej ważna, a zatem i NATO staje się mniej ważne. Ale bardzo kosztowne. Dla Ameryki i jej interesów liczą się Iran, Syria i Chiny, a nie Polska czy nawet cała Europa. Co gorsza, do załatwienia tych najważniejszych dla USA kwestii potrzebna jest Rosja. Trump wie, że bez Rosji nie ma możliwości rozwiązania problemów Bliskiego Wschodu, choćby wojny w Syrii. Rosja jest mu potrzebna także jako przeciwwaga dla Chin, stanowi też niezbędny element w układance Chiny-Rosja-Korea Północna.

W Polsce, w sferach rządowych i przychylnych im mediów, euforię wywołała wypowiedź Trumpa, w której ganił Niemcy, a jako przykład dawał Polskę, i krytycznie odnosił się do Nord Streamu. Tyle że, jak wynika z jego późniejszych słów, krytyka Nord Streamu dotyczyła aspektów ekonomicznych, a nie politycznych. Trump chciałby, aby ropę i gaz Europa kupowała w Ameryce, nie w Rosji. Swoją drogą nie bardzo wiem, jak miałby wyglądać ich transport. Amerykańskimi tankowcami? Przez Atlantyk może jeszcze tak, ale na Bałtyk? Chodziło mu więc nie o bezpieczeństwo energetyczne Europy (a już Polski w szczególności), lecz o amerykański biznes.

Jakie są z tego wnioski dla Polski? Trzeba sobie przypomnieć wypowiedź Zbigniewa Brzezińskiego, który krótko przed śmiercią ostrzegał nas, że Ameryka jest daleko, a Europa na miejscu. Ameryka ma nas w nosie, bo nie jesteśmy jej do niczego potrzebni. Trump może bardziej niż którykolwiek prezydent Stanów Zjednoczonych wyczulony jest na interesy gospodarcze, przez pryzmat gospodarki patrzy na politykę. Zrobi to, co w jego pojęciu dla Ameryki korzystne gospodarczo, nie oglądając się na sentymenty (jeśli w ogóle je żywi). Liczenie na to, że z wdzięczności dla Kościuszki czy Pułaskiego albo z podziwu dla polskiego heroizmu w czasie II wojny światowej, albo z sympatii do prezesa Kaczyńskiego zrobi dla Polski coś, co nie będzie zgodne z interesem amerykańskim, jest dziecinadą.

W obecnej sytuacji międzynarodowej w interesie Polski leży zacieśnianie stosunków z Unią Europejską, praca na rzecz jej jedności i umocnienia, no i wyciszenie antyrosyjskiej retoryki.

Media codziennie nas informują, że rząd robi coś dokładnie przeciwnego.

Wydanie: 2018, 30/2018

Kategorie: Felietony, Jan Widacki

Komentarze

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy