Stan idealny

Stan idealny

Słuchałem i oglądałem, jak Lidia Staroń, pisowska kandydatka na rzecznika praw obywatelskich, zachęcała w Senacie, by na nią głosować – długa, nudna, niemądra i źle wygłoszona mowa. Przekonywała nieporadnie, że jest niezależna. Do tego nie trzeba przekonywać, jest się albo się nie jest. Potem były pytania senatorów. Dawno nie widziałem takiego spektaklu. Bredziła jak Piekarski na mękach. I wydawało się, że zaraz się rozpłacze. Oglądałem to przez niemal godzinę zatrwożony, zniesmaczony i rozbawiony zarazem. I pomyśleć, że polski Sejm przegłosował taką kandydatkę. Ale przy okazji kilka świetnych wystąpień senatorów opozycji, w tym Michała Kamińskiego. Wybitny mówca. A pamiętam, jak przed laty z Markiem Jurkiem i Tomaszem Wołkiem wybrał się spotkać z osadzonym w areszcie domowym gen. Augustem Pinochetem, by wręczyć mu pamiątkowy ryngraf z Matką Boską. Zdarzają się jednak cudowne przemiany ludzi, Tomek Wołek też się zmienił, tylko Jurek jest uparcie i świętobliwie sobą.

*

Posłaniec przyniósł moją nową powieść „Arytmia i kwarantanna”. Jak zwykle gdy ukazuje się moja książka, gdy jeszcze pachnie drukiem, dziwne poczucie swojskości i obcości zarazem. Kusi, żeby ją ponownie przeczytać, ale strach, że to nic niewarte. Skorzystałem w tej powieści, w jej drugiej części, ze wszystkich osobliwości pandemii i kwarantanny. Już choćby po to, by dać świadectwo. Bieda z moją żoną, która każdą moją nową książkę czyta, podejrzewając, że jest autobiograficzna, i ma do mnie różne żale. A przecież pisarz, nawet jeśli korzysta z okruszków swojego życia, buduje na nich fikcję.

*

Oglądam mistrzostwa Europy w piłce nożnej; jak już pisałem, nie kibicuję polskiej drużynie, to znaczy kibicuję, ale umiarkowanie, więc oglądam mecze na luzie, oczywiście utożsamiając się z różnymi drużynami. Decyduje sympatia do jakiegoś kraju czy stylu gry. Ciekawy jest ten mechanizm utożsamiania się, dotyczy on wielu dziedzin życia. Wiele we mnie patriotyzmu, stąd też taka niechęć do PiS. Uważam, że niszczy Polskę. Utożsamiam się z polskimi tenisistami, a z piłkarzami jakoś nie mogę, to chyba też wina kibiców piłkarskich, ich prymitywnych plemion. Uderza, jak zmienili się sportowcy nowej ery wobec tych dawnych. O ileż ładniejsi, o wiele lepiej mówią i myślą.

*

Przed meczem Polska-Szwecja Krystyna Pawłowicz wspomniała na Twitterze, że jej zdaniem będzie okazja do tego, by Szwedzi zwrócili dobra narodowe polskiej kultury, które zostały wywiezione z kraju w XVII w. Szwedzkie media odnotowały te słowa sędzi Trybunału Konstytucyjnego. Jeśli to był żart, to nierozważny. Bardzo w stylu tej osobliwej, niechlujnej w wyglądzie i w wypowiedziach polityczki PiS. Ale to prawda, Szwedzi w XVII w. zupełnie zrujnowali Polskę, a grabili, co się dało. Mieszkając w Szwecji przez kilka lat, naoglądałem się w szwedzkich muzeach setek cennych obiektów przywiezionych z Polski. Wiele też drobnych przedmiotów codziennego użytku, widać, że biedni grabili bogatego. Po szwedzkim najeździe Polska podniosła się dopiero niedawno. Tak, jakąś formę dobrobytu uzyskaliśmy dopiero teraz.

Wracając zaś do mistrzostw Europy w piłce nożnej, od zupełnego potępienia polskiej drużyny po meczu ze Słowacją nastał po niezłym meczu z Hiszpanią czas euforii. Polska generalnie jest manodepresyjna, czyli dwubiegunowa.

*

Czy Tusk powinien wrócić do polskiej polityki? Jeśli myśli bardziej o Polsce niż o sobie, to uważam, że tak. Będzie to wejście do szamba, rozumiem, że to niełatwe po bywaniu na światowych salonach. Ma swoje winy w dojściu do władzy PiS, byłaby to więc jakaś pokuta. Budka, Schetyna to jednak przy nim mikrusy. Tym, którym Tusk będzie przeszkadzał po opozycyjnej stronie, zostaje Hołownia, a to nie jest zły wybór.

*

Ostatnio zepsuło się nam kilkanaście różnych rzeczy w domu czy z domem związanych. Mieszkamy w Międzylesiu od 12 lat, jedną z cech naszej cywilizacji jest to, że nie wytwarza przedmiotów na dłużej, chodzi o napędzanie popytu. Teraz w upał nagle nie mamy wody. Katastrofa. Mamy za to po sąsiedzku elektryka, zna się też na hydraulice, złota rączka; zawsze się spóźnia, ale ostatecznie nigdy nie zawodzi. I jest niepokojąco tani. Spóźnił się, ale nie zawiódł. A nazajutrz znowu woda, ale w jeziorze. Byliśmy tu rok temu. Drewniany domek zbudowany przez dwójkę malarzy, pełen prostych, artystycznych rozwiązań. Prawdziwe cacko. Pojezierze suwalskie, blisko Sejn, pusto, cicho i dziko. Kołyszę się w wodzie na plecach, patrząc na niewielkie, jasne chmury na niebie. I myślę o niczym. Stan idealny.

t.jastrun@przegladtygodnik.pl

Wydanie: 2021, 27/2021

Kategorie: Felietony, Tomasz Jastrun

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy