Strajki dobre, strajki konieczne

Strajki dobre, strajki konieczne

Nadchodzą dwa potężne – mam nadzieję! – a z całą pewnością ważne, protesty. Oba z jednego świata, polskiej szkoły. Najwyraźniej nie ma woli władz, by zaspokoić oczekiwania i żądania nauczycieli w takim stopniu, żeby odstąpili od zapowiedzianego na 8 kwietnia ogromnego, bezprecedensowego w swojej masowości protestu. Prawie 80% placówek przygotowuje się do strajku, którego nie da się zbagatelizować, nie zauważyć. Nauczyciele są grupą zawodową, która naprawdę musi zostać doprowadzona do ostateczności, żeby zdecydować o tej formie dochodzenia swoich praw i zaspokojenia potrzeb. Ta wstrzemięźliwość (bo dobro szkoły, bo dzieciaki, bo etos, bo misja) była ochoczo wykorzystywana przez każdą ekipę rządzącą. Bunt pacyfikowany był paradoksalnie przez część uzwiązkowionych nauczycieli czy wreszcie, co przypomniała ostatnio Izabela Desperak z „Krytyki Politycznej” w tekście o strajkach nauczycielskich z początków transformacji w 1992 r., przez rozbicie tradycyjnej (najstarszy związek zawodowy w Polsce to Związek Nauczycielstwa Polskiego) solidarności całej grupy systemem awansu zawodowego nauczycieli. „Podział na stażystów, kontraktowych, mianowanych i wreszcie dyplomowanych solidarną dotąd rzeszę nauczycieli jadących na jednym wózku zmienił w luźny zbiór grup zawodowych o różnych interesach. Zarazem czas, który zajmowało nauczycielkom i nauczycielom osiągnięcie mianowania i dyplomowania, był okresem, w którym nie mieli głowy do protestów, tym bardziej że dostali do ręki lepsze narzędzie wzrostu płac: awans”. Jest chichotem historii fakt, że trzeba uzasadniać, dlaczego nauczyciele powinni zarabiać godziwie – a tak nie zarabiają. Wszyscy mają poczucie, że znają się na szkole, bo kiedyś do niej chodzili. Przekracza ich wyobraźnię to, że czym innym jest być uczonym, a czym innym – uczyć. Mamy więc często negatywne wspomnienia, brakuje wizji lepszej szkoły, a media i politycy wzmacniają mityczne zarzuty o nieprzepracowywaniu się nauczycieli, długich wakacjach – co dotąd raczej sprzyjało rezerwie wobec postulatów nauczycielskich. Wygląda jednak na to, że obecnie, mimo rytualnych zaklęć antynauczycielskich, protestujący otrzymają sporo wsparcia i zrozumienia dla swojej walki ze strony rodziców. Polskie państwo, zresztą nie ono jedno, potrafi lekką ręką źle wydawać pieniądze. Aż głupio tłumaczyć, że od zapewnienia nauczycielom bytu i poczucia docenienia zależy poziom wykształcenia kolejnych generacji w coraz trudniejszym do oswojenia świecie. Świecie szybko się zmieniającym, wymagającym nowych kwalifikacji i kompetencji, błyskawicznego reagowania. Tego dzieci mogą się nauczyć tylko w szkole (korci, żeby dorzucić: w której lekcji fizyki, biologii i chemii razem wziętych będzie więcej niż lekcji religii). W szkole, w której uczyć będą nauczycielki i nauczyciele niesfrustrowani zarobkami i statusem. Stańmy więc murem za protestującymi. Warto, trzeba, jesteśmy im to winni. 15 marca z kolei po raz pierwszy w Polsce wydarzy się szkolny strajk dla klimatu. Jego organizatorami i uczestnikami będą dzieci i młodzież (niekiedy czy nawet często ze wsparciem nauczycieli). Ten strajk będzie głosem w kwestii przyszłości nas wszystkich, całej wymęczonej, zasmrodzonej, zanieczyszczonej i eksploatowanej ponad miarę Ziemi. Strajk zainicjowała samotnie 15-letnia Greta Thunberg, uczennica ze Sztokholmu, podobne protesty rozlały się po całym świecie, fala dotarła też do nas, kraju, który skompromitował się jako gospodarz ostatniego szczytu klimatycznego. Oskarżenia 15-latki wobec liderów politycznych i świata dorosłych nie mogły już wybrzmieć dobitniej niż w zestawieniu z kuriozalnymi wypowiedziami prezydenta Dudy czy szefa polskiego organizatora. Ignorancja klimatyczna wymieszana z zadufaniem była nawet zbyt doskonałą ilustracją tego, że zostawiamy dzieciom i wnukom świat gorszy i bardziej zagrożony (powiedzmy mocno: zagrożony unicestwieniem) niż ten, w którym nam przyszło żyć. Ta walka musi się powieść, żeby Ziemia przetrwała. Niesłychanie ważne jest – nie tylko jako doświadczenie pokoleniowe – to, że dzieciaki wyjdą w obronie klimatu, czyli naszego świata, na ulice. Ta lekcja będzie jedną z najważniejszych, w których wezmą udział. Nie ma dzisiaj ważniejszej sprawy, o którą trzeba walczyć, jeśli chcemy, żeby Ziemia pozostała planetą ludzi. Dziękujemy wam, dzieci i młodzieży, że rozumiecie to, co lekceważą i czego nie ogarniają dorośli. PS Przed dwoma tygodniami na żądanie Ministerstwa Kultury PRZEGLĄD zamieścił sprostowanie do mojego felietonu, gdzie m.in. czytamy: „nieprawdziwa jest informacja podana w artykule »Faktura za Solidarność«, jakoby Ministerstwo, kilka tygodni po tragicznej śmierci Adamowicza (…) obcięło zadeklarowaną dotację na funkcjonowanie ECS z 7 do 4 mln”. ECS otrzymało pismo o wysokości

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 11/2019, 2019

Kategorie: Felietony, Roman Kurkiewicz