Zabójstwo Narutowicza poprzedził endecki terror na ulicach Warszawy Chcąc uniemożliwić zaprzysiężenie pierwszego prezydenta niepodległej Polski, Gabriela Narutowicza, 11 grudnia 1922 r. prawicowe bojówki rozpętały kampanię terroru na warszawskich ulicach. Na placu Trzech Krzyży od strzałów z rewolweru zginął działacz Polskiej Partii Socjalistycznej, młody robotnik Jan Kałuszewski. Polska roku 1922 była krajem w głębokim kryzysie. Panowały drożyzna i hiperinflacja. W pierwszym kwartale ceny zarówno żywności, jak i dóbr luksusowych wzrosły o 265%. Deficyt budżetowy Polski wynosił 94%. Panowały ogromne dysproporcje społeczne, a powiększały je dodatkowo różnice między ziemiami poszczególnych zaborów. Na problemy ekonomiczne nakładały się podziały polityczne. Największe stronnictwo parlamentarne, Chrześcijański Związek Jedności Narodowej, którego główną siłą był endecki Związek Ludowo-Narodowy, dążyło do zaprowadzenia rządów autorytarnych. Wśród jego stronników pojawiały się wezwania do wprowadzenia „polskiego faszyzmu” jako odpowiedzi na zagrożenie rewolucją komunistyczną. Wchodzący w skład prawicowej koalicji endecy jako politycznego oręża używali również antysemityzmu. Na swojego wodza kreowali gen. Józefa Hallera, powszechnie znanego dzięki udziałowi w wojnach o granice dowódcę tzw. Błękitnej Armii. Przegrana Zamoyskiego W 1922 r. odbyły się pierwsze w niepodległej Polsce wybory prezydenckie. Konstytucja marcowa z 1921 r. dawała prezydentowi bardzo niewielkie uprawnienia, ograniczające się w zasadzie do kwestii reprezentacyjnych. Z tego m.in. powodu na kandydowanie nie zdecydował się Józef Piłsudski, którego jako głowę państwa chciała widzieć część polityków PPS. Na szansę przejęcia władzy czekała prawica, wystawiając kandydaturę Maurycego Zamoyskiego. Prezydenta wybierało Zgromadzenie Narodowe, czyli połączone Sejm i Senat. Ponieważ prawica była w obu izbach największą siłą polityczną, Zamoyskiego traktowano jako niemal pewnego zwycięzcę. Jego kandydatura nie zyskała jednak akceptacji parlamentarzystów PSL Piast ani PSL Wyzwolenie. Działacze chłopscy nie chcieli jako głowy państwa największego posiadacza ziemskiego. W efekcie PSL Wyzwolenie wystawiło jako kandydata nieznanego szerzej Gabriela Narutowicza. Niespodziewanie dzięki wsparciu lewicy, ludowców oraz parlamentarzystów reprezentujących mniejszości narodowe kandydat ten 9 grudnia został wybrany na prezydenta, pokonując Zamoyskiego stosunkiem głosów 289 do 227. Prawicowa prasa sugerowała, że wybory stanowiły uwieńczenie antypolskiego spisku. Endecka „Gazeta Warszawska” grzmiała w dniu wybrania Narutowicza na prezydenta, że była to „wielka zorganizowana akcja, kierowana przez ludzi o wielkim wyszkoleniu taktycznym, rozporządzających olbrzymimi środkami i wpływami”. O działalności prezydenta elekta jako ministra spraw zagranicznych ten sam tytuł pisał, że urzędy pełnił, „idąc zawsze na pasku Askenazego” (tak „Gazeta Warszawska” potocznie określała wpływowych Żydów). Prezydentowi elektowi wypominano również powiązania z masonami. 11 grudnia 1922 r., w dniu zaprzysiężenia Gabriela Narutowicza na prezydenta, endeccy politycy, m.in. gen. Haller, swoimi przemówieniami podburzali mieszkańców Warszawy do zamieszek. Na ulicach pojawiły się grupy wyrostków i wynajmowanych do działań bojówkarskich kryminalistów, którzy przybyli w okolice parlamentu, aby uniemożliwić złożenie przez prezydenta przysięgi. W tłumie znaleźli się także mieszczanie, studenci i członkowie endeckich stowarzyszeń sportowych. Wznoszono okrzyki na cześć Hallera i „Niech żyje polski faszyzm!”, a o Narutowiczu: „Nie chcemy takiego prezydenta, nie znamy go, precz z Żydami!”. Na placu Trzech Krzyży, kilkaset metrów od gmachów parlamentu, bojówkarze zgromadzili główne siły. Pomagali im posłowie Związku Ludowo-Narodowego. Wskazywali parlamentarzystów udających się na zaprzysiężenie. Tłum starał się nie dopuścić tych polityków do parlamentu. Przy okazji na sąsiednich ulicach ścigano i bito napotkanych Żydów. „Podział tych grup na plutony, odznaki komendantów i posiadanie broni palnej, z której robiły użytek, wskazują, że cała akcja była z góry przygotowana i obmyślona przez szeroko rozgałęzioną tajną organizację, działającą wedle zasad wojskowych”, pisali później w oświadczeniu posłowie PSL Wyzwolenie. Licznie zgromadzona w okolicach parlamentu policja rozstawiła wprawdzie własne kordony, jednak biernie przyglądała się bójkom. Funkcjonariusze przyjęli zasadę niemieszania się do rozgrywek między politykami. Uwolnić Daszyńskiego Kiedy na placu pojawili się posłowie PPS Rajmund Jaworowski oraz Ignacy Daszyński, którym towarzyszył nestor polskiego ruchu socjalistycznego, senator Bolesław Limanowski, zostali od razu rozpoznani. Dzięki interwencji kilku ochraniających ich robotników parlamentarzystom
Tagi:
Błękitna Armia, Chrześcijański Związek Jedności Narodowej, endecja, Gabriel Narutowicz, Herman Lieberman, historia klasy robotniczej, historia ludowa, historia Polski, II RP, II Rzeczpospolita, Jan Kałuszewski, Józef Haller, Józef Piłsudski, Kazimierz Pużak, Lewica, nacjonalizm, Narodowa Demokracja, OB PPS, polski nacjonalizm, PPS, PSL „Piast”, PSL „Wyzwolenie”, Rajmund Jaworowski, Robotnik (pismo), skrajna prawica, terroryzm, Zofia Praussowa, Związek Ludowo-Narodowy