Szósta rano. Kto puka?

Szósta rano. Kto puka?

Kilkuset policjantów obserwuje kilkudziesięciu Obywateli RP, żeby nie przeskoczyli przez płot pod Sejmem

Piotr Niemczyk – były więzień polityczny, dyrektor Biura Analiz i Informacji Urzędu Ochrony Państwa i zastępca dyrektora Zarządu Wywiadu UOP, stały doradca sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych, wiceminister gospodarki. Obecnie wykładowca Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas, konsultant w zakresie analizy ryzyka. Do księgarń trafiła właśnie jego książka „Szósta rano. Kto puka?”.

„Ojczyzna Solidarności zmienia się w państwo policyjne”, pisze pan na okładce swojej książki.
– W Polsce przepisy zmierzają do tego, by objęcie nas postępowaniem karnym i to, czy postępowanie skończy się wyrokiem skazującym, w dużo większym stopniu zależało od polityków niż tradycyjnych uczestników procesu wymiaru sprawiedliwości – sędziów, prokuratorów, adwokatów. W tej chwili prokuratura jest całkowicie podporządkowana czynnikom politycznym, sądy, jak widzimy, bronią się jeszcze.

Ale za chwilę będą podporządkowane.
– Widzimy też taką ewolucję przepisów, że służbom policyjnym, służbom specjalnym (podlegającym przecież politykom), a dodatkowo – upolitycznionej prokuraturze, coraz więcej wolno. Zanim Sejm uchwalił tzw. ustawę inwigilacyjną, Trybunał Konstytucyjny stwierdził, że jest w niej za mały nadzór nad działaniami służb policyjnych. Ustawę „poprawiono”. Wprowadza ona iluzoryczną kontrolę nad pobieraniem danych telekomunikacyjnych, bo co pół roku sądy kontrolują de facto statystyki, a nie konkretne przykłady pobierania billingów. Podobnie jest z inwigilacją – nie tylko nie wprowadzono hamulców przed jej nadużywaniem, ale jeszcze rozszerzono o „grzebanie” w internecie. Do tego dochodzi ustawa antyterrorystyczna. Została ona wprowadzona pod pretekstem zagrożenia terrorystycznego.

Pretekstem?
– Tak, bo jest ono mocno hipotetyczne. To nie jest żadne realne zagrożenie, i nie tylko ja tak uważam, ale również wiele kompetentnych, zagranicznych ośrodków analitycznych. Ta ustawa, pod pretekstem zagrożenia terrorystycznego, wprowadza dosyć płynne pojęcie ekstremizmu.

Kto jest ekstremistą, decyduje szef MSW

Dlaczego dosyć płynne?
– Bo o tym, co jest zdarzeniem o charakterze terrorystycznym, decyduje rozporządzenie ministra spraw wewnętrznych. I może on w nim napisać, że działaniem o charakterze ekstremistycznym, a to upoważnia do uruchomienia procedur ustawy antyterrorystycznej, jest np. wezwanie do nieposłuszeństwa obywatelskiego. W ten sposób nagle się okaże, że bez ogłaszania stanu wyjątkowego, który może być wprowadzony jedynie przez Sejm, faktycznie żyjemy w świecie przepisów stanu wyjątkowego.

To znaczy?
– Po pierwsze, mamy uproszczenie procedur inwigilacji wobec określonej grupy osób. Po drugie, różnego rodzaju zgromadzenia, manifestacje można pod dowolnym pretekstem (byle popartym argumentem „zagrożenia bezpieczeństwa”) rozwiązać. Po trzecie, jest możliwość blokowania stron internetowych. Na zasadzie, że są tam treści o charakterze ekstremistycznym, więc ABW ma obowiązek taką stronę zablokować.

A o tym, co jest ekstremizmem, decyduje szef MSW.
– Jeżeli w Polsce dojdzie do podwyższenia poziomu napięcia, np. ostrej dyskusji między środowiskami narodowymi a obrońcami demokratycznego państwa prawa, jeżeli dojdzie do bijatyk, nie daj Boże do rozlewu krwi, to są gotowe instrumenty, narzędzia prawne i organizacyjne.

Rządzący ewidentnie wspierają nacjonalistów i budują symetrię, że z jednej strony jest ONR, a z drugiej KOD i Obywatele RP.
– Były w policji programy przeciwdziałania agresji, identyfikowania przestępstw z nienawiści. Zostały wycofane. Był podręcznik identyfikujący zachowania o charakterze nacjonalistycznym, neofaszystowskim. Został wycofany na skutek interpelacji posła Andruszkiewicza, praktycznie z dnia na dzień.

W mediach pojawiły się informacje, że policjanci mają polecenie nie ruszać narodowców.
– To widać! Nie mam dostępu do wewnętrznych instrukcji policji, więc wnioskuję po zachowaniu… Narodowcy są traktowani na odrębnych zasadach. Przecież widać, że w większości przypadków zachowania zabronione przez prawo są tolerowane.

Prawo służy władzy?
– Tak! I odnoszę wrażenie, że władza nie miałaby nic przeciwko temu, gdyby doszło do poważnego konfliktu demokratów z narodowcami. Może o to chodzi? Propaganda pokazuje symetrię. Przekonuje ludzi, że Paweł Kasprzak i inni uczestnicy ruchu protestu, siedzący na chodniku z białymi różami, są większym zagrożeniem dla porządku publicznego niż młodzi mężczyźni w czarnych koszulach i kominiarkach.

Znowu mamy politycznych

Ale areszty na 48 godzin ludziom nie grożą!
– To nie takie proste. Oczywiście większość społeczeństwa nie ma powodu tego się obawiać. Ale popatrzmy na statystyki – od grudnia 2017 r. do sierpnia 2018 r. było w nich ponad 1 tys. osób, niekoniecznie Obywateli RP, to są też osoby ze Strajku Kobiet, z KOD, z Odnowy, z Osy, z innych organizacji obywatelskich, które były objęte różnego rodzaju postępowaniami policyjnymi. Były wzywane na przesłuchania, doprowadzane na przesłuchania, oskarżane przed sądem. Na razie większość tych oskarżeń jest oddalana, ci ludzie są uniewinniani. Niemniej jednak to nie jest naturalne – być kilka razy miesięcznie, czy nawet w tygodniu, wzywanym na przesłuchanie. Do tej grupy dorzućmy ponad 400 ekologów, którzy również byli wzywani czy nawet doprowadzani na przesłuchania. Mamy więc już 1,4-1,5 tys. osób. A jeszcze trzeba pamiętać, że dodatkowo znaczna grupa ludzi objętych tymi restrykcjami była aktywna w 2017 r. Bo największe protesty były w lipcu 2017 r. Liczba osób nękanych w różny sposób, czy to wezwaniami do prokuratury, czy do sądu, zbliża się więc do ok. 2 tys.

To dużo?
– Dla porównania powiem, że w roku 1976, w jednej z największych fal protestów robotniczych w PRL, zatrzymanych było ok. 2,5 tys. osób. Oczywiście moi oponenci zaraz zawołają z oburzeniem: jak można porównywać ścieżki zdrowia do zatrzymywania demonstrantów! Powiedziałbym, że niestety i to da się porównać. Bo mamy przypadki, na szczęście nie masowe, łamania palców, łamania nadgarstków, zrywania wiązadeł w ramieniu, są przypadki stosowania w trakcie wynoszenia bardzo bolesnych dźwigni na ręce i nogi.

Specjalnie zakładanych?
– To zależy od policjantów. Ci, którzy są w miarę przyzwoici, zachowują się normalnie. Ale bywają i tacy, co wiem z relacji Obywateli RP, którzy przy okazji rozbijania blokad i manifestacji załatwiają prywatne porachunki. I stosują bolesne dźwignie, wyłamują ręce i palce. Z tym różnie bywa. Więc, niestety, porównanie ze ścieżkami zdrowia wcale nie jest tak nieuprawnione, jak by się wydawało na początku.

Podsłuch w konfesjonale

To się nakręca czy uspokaja? Czy rzeczywiście Polska zmierza w stronę rozwiązań siłowych?
– Nastroje społeczne falują. Jest więc różnie. Natomiast z punktu widzenia władzy to równia pochyła. Oni konsekwentnie idą zaplanowaną drogą. Jak są jakieś protesty, to potrafią pół kroku się cofnąć, przeczekać, a potem zrobić dwa kroki do przodu. W czasie prac nad ustawą inwigilacyjną środowiska obrońców praw człowieka walczyły, żeby nie naruszała ona tajemnicy adwokackiej i tajemnicy spowiedzi. Bo w pierwotnej wersji ustawa de facto te tajemnice uchylała. Co prawda, nie można było przesłuchać adwokata w sprawie objętej tajemnicą obrończą ani księdza na okoliczność tajemnicy spowiedzi, ale można było ich podsłuchać. I wykorzystać ten podsłuch.

Podsłuch w konfesjonale?
– W kościele pewnie nie. Ale w aresztach tymczasowych? Aresztanci, bardzo często z nudów, dość regularnie chodzą do spowiedzi. Jeżeliby nagrać to, co opowiadają księżom w trakcie spowiedzi, mogłyby to być bardzo przydatne prokuratorom informacje. Co ważne, niekoniecznie, a nawet przeważnie nieprawdziwe. Ale z tego, co słyszałem, Episkopat się zdenerwował, interweniował i zablokował to obejście tajemnicy spowiedzi. I być może ocalił też tajemnicę obrończą. W tej chwili znów mamy do czynienia z projektem – choć Ministerstwo Sprawiedliwości twierdzi, że to nieprawda – w którym prokuratorzy mieliby prawo uchylać tajemnicę adwokacką i dziennikarską*. Do tej pory uchylić ją mógł tylko sąd. Widzimy więc, jaka jest konsekwencja we wprowadzaniu prawa stanu wyjątkowego bez stanu wyjątkowego. To idzie krok po kroku.

Obywatele RP władzę denerwują.
– Są też uregulowania wprowadzane bez rozgłosu. Na przykład ustawa zmieniająca Kodeks wykroczeń. To klasyczne lex Frasyniuk. W pierwszej kolejności jest przepis, który zaostrza karalność za przedstawienie się nieprawdziwym imieniem i nazwiskiem. Czyli kazus Jana Józefa Grzyba, posłużenia się przez legitymowanego Władysława Frasyniuka pseudonimem z podziemia solidarnościowego. W tej chwili nawet tak zażartować nie będzie można, grozi za to kara. Druga rzecz – wprowadzono tzw. recydywę wykroczeń. Jeżeli ktoś kilkakrotnie popełni wykroczenie, będzie podlegał znacznie ostrzejszej karze. Uzasadnia się to przykładem drobnego złodziejaszka, który kradnie batony w sklepie, więc nie ma jak go efektywnie ukarać. Ale mam dziwne podejrzenie, że tak naprawdę chodzi o Obywateli RP i podobne organizacje obywatelskie, których uczestnicy mają po kilkanaście postępowań o wykroczenia w związku z blokowaniem ulicy itp. I władza chce im przykładnie dokuczyć.

Kogo ściga policja?

Mówi się o złodziejaszkach, ale myśli o opozycji? W PRL rozrzucających ulotki karano za zaśmiecanie.
– Uruchomiono działania przeciwko terrorystom, tylko terrorystów nie ma. Za to mamy działania wymierzone w opozycję. Dokumenty, do których dotarli dziennikarze i prawnicy, są przerażające. Kilkuset policjantów obserwuje kilkudziesięciu Obywateli RP, żeby nie przeskoczyli przez płot pod Sejmem.

Obserwują ich też podczas spotkań na mieście.
– I to jest absolutnie skandaliczne. To, że obserwacja policji jest prowadzona nie tylko w miejscu demonstracji i protestów. Że działacze Obywateli RP są inwigilowani przez całe grupy policjantów, ściąganych z innych województw, w kawiarni, w sklepie AGD… To odciąga uwagę policji od walki z pospolitą przestępczością. Co widać!

Jak?
– Mamy coraz więcej przypadków uruchamiania podsłuchów, kontroli operacyjnej, ta liczba idzie zdecydowanie w górę. Gdyby te działania były skierowane przeciwko przestępczości zorganizowanej, to i zagrożenie ze strony tych grup przestępczych by malało. Byłoby ich mniej, byłyby mniej liczne, byłoby mniej przypadków różnych porachunków identyfikowanych jako terror kryminalny. A przypadków terroru kryminalnego było w 2016 r. więcej niż w roku 2015. Coś tu więc nie gra. Albo technika operacyjna jest wykorzystywana niewłaściwie, albo przeciwko niewłaściwym osobom.

O tym, że policja i służby mniej się zajmują zagrożeniem, wiemy choćby z afery śmieciowej. Wjechały do Polski śmieci z całego świata i płoną na wysypiskach.
– Swego czasu walkę z przestępczością związaną z nielegalnym sprowadzaniem odpadów niebezpiecznych powierzono straży granicznej. Dano jej nawet uprawnienia do stosowania kontroli operacyjnej wobec importerów nielegalnych odpadów. Żeby sprawdzić, jak to działa, poczytałem oficjalne statystyki za rok 2017, kiedy te odpady zaczęły być masowo sprowadzane. W tych statystykach straż graniczna się chwali, że złapała dwie ikony, ileś kradzionych samochodów, motocykle. Ale nie zatrzymała ani jednego transportu z odpadami! Czyli widać, że nie potrafi prawidłowo zarządzać priorytetami. Bo to, że kiedy Chiny zamkną swoją granicę, zacznie się lawinowy napływ do Polski odpadów, można było przewidzieć.

Ale nasze służby to zaskoczyło. Jak zima drogowców.
– Dlatego hałdy płoną. I nie tylko dlatego, że te odpady już tam się nie mieszczą. Myślę, że tu chodzi o coś jeszcze poważniejszego, o pozbycie się odpadów niebezpiecznych. Nielegalnie wwożonych, ukrywanych pod innymi śmieciami. Chodzi o to, by zatrzeć ślady tego procederu. Klęska ekologiczna, która nam groziła i grozi, jest więc dużo bardziej niebezpieczna. Ale żartem jest powierzenie ABW działań mających to zatrzymać.

Dlaczego żartem?
– ABW nie ma powodu tym się zajmować, bo się na tym nie zna. Są inne służby, lepiej do tego przygotowane, włącznie z komórkami ekologicznymi straży miejskich. Takie też są. Gdyby ktoś to dobrze koordynował i pozwolił straży granicznej zwrócić uwagę, co się wwozi w tirach z odpadami, następnie to porównał z informacjami celnymi, policyjnymi, inspektoratów ochrony środowiska, byłaby szansa na skuteczną walkę z tym rodzajem przestępczości. A tak jest tylko gadanie.

Straż marszałkowska i agentura

Skoro jesteśmy przy ABW, zaskoczyła mnie informacja, że „dobra zmiana” zwolniła ok. 1,2 tys. jej funkcjonariuszy. Ujawnił to były szef tej służby, gen. Bondaryk.
– Jeżeli tak jest, to mamy katastrofę. Miejsce ludzi z doświadczeniem zajmują ludzie bez doświadczenia. Łatwo sobie wyobrazić, jak to wygląda. Mówi się, że wyszkolenie oficera służby specjalnej trwa około trzech lat. I to nie jest kwestia rocznego kursu, tylko późniejszej pracy. Jeżeli do służby przychodzą ludzie bez doświadczenia, to mamy takie wpadki jak proces grupy Czeczeńców, którzy byli podejrzani o współpracę z ISIS, a faktycznie organizowali pomoc dla czeczeńskiej republiki Iczkerii. Też islamskiej, ale bardziej niepodległościowej. Nie chcę twierdzić, że nie złamali polskiego prawa, bo złamali – prowadzili nielegalną zbiórkę pieniędzy. Tylko to była zbiórka nie na ISIS, ale na rzecz państwa czeczeńskiego. Tego, do którego kiedyś PiS wykazywało daleko idącą sympatię. A skąd się wzięła ta pomyłka? Ktoś źle przetłumaczył raporty z podsłuchów ich rozmów. Podejrzewam, że doświadczony oficer nie pozwoliłby sobie na zaniesienie takich niezweryfikowanych materiałów do sądu. Bo dopiero biegły sądowy oświadczył, że podsłuchy są źle przetłumaczone.

Do czego zmierza to władza? Buduje własne służby i…
– Przyjrzyjmy się dwóm charakterystycznym ruchom – przekształceniu Biura Ochrony Rządu w Służbę Ochrony Państwa i upoważnieniu straży marszałkowskiej do czynności operacyjnych.

W Sejmie.
– Nie tylko w Sejmie! Straż marszałkowska ma uprawnienia do ochrony osób także poza budynkami Sejmu i Senatu. Jeżeli marszałek czy wicemarszałkowie Sejmu jadą np. z delegacją do Rzeszowa, to funkcjonariusze straży mają prawo podejmować czynności operacyjno-rozpoznawcze, prowadzić wywiad środowiskowy, nawet werbować agentów, którzy mają informować, czy jest jakieś zagrożenie dla wizyty marszałka Sejmu w Rzeszowie. I jeżeli ktoś usłyszy, że jakiś obywatel kupił jajka albo zgniłe pomidory i zastanawia się, czy nimi nie rzucać, to może być powód, żeby wkroczyć do niego o szóstej rano i sprawdzić, czy nie jest groźnym terrorystą. Jeszcze dalej poszedł Sejm z uprawnieniami dla Służby Ochrony Państwa. BOR nie miało uprawnień do czynności operacyjno-rozpoznawczych, nie miało prawa do kontroli operacyjnej.

SOP zostały one przyznane.
– Czyli stworzono drugą służbę antyterrorystyczną obok ABW. Pod pretekstem zagrożenia terrorystycznego mamy powołaną dodatkową służbę, która może się interesować osobami deklarującymi poglądy polityczne nieprzyjazne władzy. I co jeszcze ważniejsze, SOP nie podlega kontroli sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych, w której są przedstawiciele opozycji i choć mają bardzo ograniczony dostęp do wiedzy, mogliby teoretycznie zapytać, dlaczego taka czy inna osoba została objęta ochroną albo dlaczego zastosowano kontrolę operacyjną w jakimś środowisku.

To ważne?
– Ochronie SOP mogą podlegać osoby kluczowe z punktu widzenia nie tylko administracji państwowej, ale również „ważnego interesu państwa”. Czyli np. lidera opozycji, który dostaje mejle z pogróżkami, też można objąć ochroną. On może powiedzieć: nie życzę sobie ochrony fizycznej. Ale nie może powiedzieć, że sobie nie życzy kontroli operacyjnej. Jeżeli służba uzna, że jest zagrożony, może nagrywać jego telefony.

Bez jego wiedzy?
– Za zgodą sądu, ale bez jego wiedzy.

Władza buduje służby dla siebie.
– To jeden z głównych wątków mojej książki. „Dobra zmiana” wbrew pozorom nie troszczy się o bezpieczeństwo obywateli, tym się przejmuje w niewielkim stopniu. Natomiast buduje system, który pozwoli jej kontrolować działaczy ruchów obywatelskich i polityków opozycji. A jej samej zapewni dobre samopoczucie.

* 5 października rzecznik Ministerstwa Sprawiedliwości poinformował, że projekt nie uzyskał akceptacji kierownictwa resortu.

Fot. Krzysztof Żuczkowski

Wydanie: 2018, 41/2018

Kategorie: Wywiady

Komentarze

  1. Ręce opadają jak się czyta wypociny komucha
    Ręce opadają jak się czyta wypociny komucha 2 marca, 2020, 18:38

    Gdzie on widział państwo prawa ? Tam gdzie inwigilował partie polityczne ? Ten cały ruch wolność i pokój to wymagałoby orpacowania w IPN. opozycjoniści co potem trzymali sztamę z byłymi esbekami :):):) Ciekawe czy to tylko kwestia słabego charakteru ?
    CZERWOENEGO MIEJSCE JEST PONIŻEJ POZIOMU GRUNTU.
    Historia 3rp udowodniła, że lustracja i dekomunizacja była racją stanu Polski. Rządy sld udowodniły to bezspornie – ukarać można bło za cokolwiek wyłącznie „biznesmena” albo maksymalnie posła, powyżej „państwo prawa” nie siegało 🙂

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Ręce opadają jak się czyta wypociny komucha
    Ręce opadają jak się czyta wypociny komucha 2 marca, 2020, 18:43

    Jakim cuda taka ciota może wuypowiadać się o pracy policji ? Ten weekendowy tajny agent 🙂
    co on w ogóle wie ? Jaka pismidło taki „ekspert”

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy