Tag "Tomasz Jastrun"
Tego dnia nic nie zapowiadało katastrofy
Tomasz Jastrun o przewrotnej codzienności
Westchnienia
Kto czasami nie wzdycha, są westchnienia pełne zachwytu i pełne smutku. Jest westchnienie ulgi. Westchnienie to ludzka osobliwość, jakże odmienna od ziewania lub kichania, a jednak z nimi pokrewna. Wzdychamy, wciągając mocniej niż zwykle powietrze w płuca i je wydychając, są westchnienia głośne i nieme. Bywają intymne, na własny wewnętrzny użytek, i publiczne, są odruchowe i świadome, bywają wyrazem podziwu, radości, litości bądź potępienia. Albo smutku. I w końcu jest ostatnie westchnienie, nazywane ostatnim tchnieniem.
Siedzieli na tarasie swojego domu, pogoda była jedwabna, łagodne majowe słońce, przyroda budziła się do życia, z pąków wychylały się młode liście, zalśniły pierwsze motyle cytrynki, trzmiel zanurzał się w kielichu pierwszego kwiatu, widać było jak macha włochatymi nóżkami, zdawało się, że jest pijany kwiatowym nektarem.
Mieli oboje sto sześćdziesiąt lat. „Pamiętasz, jak byliśmy młodzi?”, zapytała. Kiwnął głową. Spojrzała na niego, przypominał zasuszonego świerszcza, któremu, nie wiedzieć czemu, zwisały płaty skóry spod gardła. Człowiek, nawet ten najbliższy, pomyślała, zmienia się z wiekiem w luźny worek na mięso, kości i krew. A był kiedyś młody, przystojny, jędrny i apetyczny. I westchnęła głęboko, do szpiku kości, do dna swego istnienia. Odpowiedział jej westchnieniem, ale jego było płytkie, westchnął, bo pomyślał, że ma ochotę na herbatę, a taka trudna do niej droga. Podniósł się ciężko i człapał w stronę tej kuchni, pchając przed sobą chodzik. I myślał, jak genialni są ludzie, skoro wymyślili coś takiego jak chodzik.
Nieźle
Żona bardzo się denerwuje, szczególnie kiedy nie daje sobie rady, a ciągle nie daje sobie rady, więc nieustannie się denerwuje. Zdenerwowanie żony go denerwuje, od razu sam drży od jej rozedrgania. Ale podobnie drżą kieliszki w kredensie, a czasami nawet meble i szyby w oknach. Wychodzi z domu z ulgą, wraca w strachu, że żona się denerwuje. I rzeczywiście właśnie się denerwuje. Na razie drżą tylko te kieliszki w kredensie, ale szyby w oknach nie, więc to nie wielkie zdenerwowanie, a tylko średnie. Ale średnie łatwo zamienia się w wielkie. Nie wie, jaki teraz powód, z czym znowu żona nie daje sobie rady, ale wie, że powodu łatwo nie ustali, bo gdy zacznie się dopytywać, jej stan zaraz się pogorszy. I wyjdzie na to, że to wszystko jego wina. Najlepiej jej zejść z drogi i gdzieś się zaszyć. Oprócz stopniowania: zdenerwowanie małe, średnie, wielkie, są jeszcze odmiany zdenerwowania. Zdenerwowanie z udziałem wulgarnych słów, pełne gniewu i złości oraz takie bez przekleństw, pełne rozpaczy. Są też mokre, ze łzami, lub suche zdenerwowania. W zależności od typu zdenerwowania można żonę pocieszać, ale zwykle pocieszenia tylko szkodzą sprawie. Nie wolno popełnić błędu. Trzeba wyczuć, kiedy pocieszenie jest na miejscu. Zauważył, że zwykle, kiedy zdenerwowanie jest mokre, ale z umiarkowanym płaczem, to najlepiej pocieszać z przytuleniem.
Był nieustannie zdenerwowany zdenerwowaniem żony. Budził się zdenerwowany i zasypiał zdenerwowany. Nawet sny miał niespokojne. Już nie wyobrażał sobie, jak można nie być zdenerwowanym.
Kiedy żona nagle umarła na serce, poczuł straszliwy lęk, jak teraz żyć bez jej zdenerwowania? Było jednak też wielkie uczucie ulgi, ale w nim tyle smutku, że nie było mu wcale dobrze z tą ulgą. Nie po to jednak człowiek żyje, aby mu było dobrze. Jak jest choćby nieźle, można mówić, że człowiek ma szczęście. Więc, robiąc taki całościowy bilans, uznał, że w sumie to udało mu się w życiu.
Brydż
Ludzie w pewnym wieku, gdy się spotykają, rozmawiają przede wszystkim o chorobach. Nie ma co się dziwić, jak psuje się zdrowie, życie staje się nie do zniesienia. A w kupie cierpieć raźniej. Poza tym, gdy zacznie się rozmawiać o chorobach, to szybko okazuje się, że zawsze ktoś ma więcej chorób niż ty. Co może być pocieszające. Ale nie musi. Ciocia Marysia jest na przykład dumna ze swoich chorób, tyle ich ma, więcej niż ktokolwiek ze znajomych. Wyznaje teorię, że żyje tylko dzięki chorobom, bo jedne trzymają się drugich, wspierając się nawzajem, gdyby jakiejś zabrakło, wszystko by się zawaliło i grób. Jej brat, wujek Marian, ma tylko reumatyzm, ledwie się rusza i chociaż nie doświadcza innych chorób, uważa, że ta jest tak bolesna, że wystarczy za kilka innych.
– Marian jest zdrowy jak rydz – wyrokuje ciocia Marysia. – Kto w tym wieku ma tylko jedną chorobę?
– A ja oprócz chorej wątroby i łuszczycy mam podejrzenie złośliwego nowotworu – chwali się sąsiadka. – Czekam na diagnozę.
– Rak czego? – pyta wujek Marian.
– Podejrzenie czerniaka – mówi dumnie sąsiadka.
– Jak nie ma jeszcze diagnozy, to się nie liczy – odpowiada wujek Marian, ale niepewnie, bo złośliwego nowotworu nie przebije jego reumatyzm. Ciocia Marysia miała nowotwór piersi i obcięli jej pierś, ale nie ma przerzutów, więc to tylko jedna z tych jej chorób, które się nawzajem wspierają.
– Trzy bez atu – mówi właściciel budki warzywnej, najmłodszy z graczy. Cierpi na cukrzycę i migotanie przedsionków serca, od roku ma wszczepiony rozrusznik. No i jedno biodro już wymienione, a drugie się szykuje do wymiany.
Wszyscy się zastanawiają nad tym „trzy bez atu”, trzymając wachlarze kart przed oczami. I jest tak cicho, że słychać, jak wytrwale pracują w nich choroby.
Okulary
Mój ojciec śmiertelnie bał się pająków, od kiedy pamiętam, był z nimi na wojnie. Gdy zobaczył pająka, toczył z nim walkę na śmierć i życie, a jako broni używał tego, co miał pod ręką, choćby książki, kapcia… I było wiadomo, że ktoś musi zginąć. On albo pająk. Czasami słyszałem tylko odgłosy walki, jęki ojca i wielki rumor. A potem nastawała groźna cisza. Biegłem do jego gabinetu sprawdzić, kto wygrał, na szczęście zawsze zastawałem ojca żywego, za to roztrzęsionego i wyczerpanego po walce.
Pewnego dnia odgłosy były jakieś szczególne, ojciec już nie tylko jęczał, też krzyczał, meble zdawały się poprzewracane. Powiem szczerze, że bałem się zajrzeć do gabinetu, a kiedy to zrobiłem, ujrzałem pająka olbrzyma. Miał pałąkowate
Więcej opowiadań Tomasza Jastruna można przeczytać w tomie Trąba powietrzna, Lira, Warszawa 2025
Każdy czasami wzdycha
Opowiadania Tomasza Jastruna Bilet do nieistnienia Golił się. Kiedy w białej pianie zanurzał twarz, bardziej mu się podobała, niż kiedy była naga. Postarzałem się w ostatnim roku, skurczyłem, obwisłem, kiepsko ze mną, pomyślał. Zauważył kiedyś, że bardzo starym ludziom zaczyna uwyraźniać się szkielet, a głowa ujawnia kształt czaszki. – To już pewnie mój przypadek – mruknął sam do siebie. – Ale jeszcze mogę się golić, golę się, więc jestem! Nadal był w szlafroku,
1200 i dalej
To już 1200. numer „Przeglądu”. Jubileusz i refleksja, że od 23 lat zawracamy głowę Czytelnikom. Co robimy chętnie, choć szron na głowie i włosów ubyło, z tą samą energią, z jaką startowaliśmy 20 grudnia 1999 r. A zaczęliśmy z przytupem. Cały zespół redakcyjny ówczesnego „Przeglądu Tygodniowego” rozstał się z właścicielem, który kupił tytuł za skromne pieniądze, bo chciał mieć trampolinę do kariery politycznej. Kapitalizm w polskim wydawnictwie wyleczył nas ze złudzeń, z którymi Polacy wchodzili w lata 90. Rzeczywistość była zbyt ponura
Żywot wydawcy niepospolitego
Nie czekam, aż przyjdą i przyniosą Wiesław Uchański – rocznik 1947. Ukończył technikum mechaniczno-elektryczne, prawo i filozofię, doktor nauk politycznych. Od roku 1981 pracownik KC PZPR, jako sekretarz osobisty najpierw Mariana Orzechowskiego, a następnie Tadeusza Porębskiego. Od 1987 r. w Wydawnictwie Iskry. Rozmawiamy w Iskrach, w pięknym otoczeniu. Zabytkowe meble, rzeźby, gabloty z eksponatami, na ścianach obrazy, jeden przy drugim. Skąd się wzięły? – Gdy moi goście pytają mnie o dzieła sztuki, odpowiadam z największą szczerością,
Arytmia
Szczęście to dla pisarza nieszczęście – mówi bohater opowiadania Tomasza Jastruna Odbieram Krzysia z przedszkola. Podrzucam go, podmuch rozwiewa mu włosy, łapię go i przytulam. – Tata, udusisz mnie! – Trzymam jego małą łapkę w swojej dłoni, mieści się w niej cała, promieniuje z niej ciepło, które sięga mojego serca. Wsiadamy do auta. Liczy, ile samochodów jedzie z naprzeciwka. Wszystko liczy, kiedyś zabrał się do liczenia gwiazd i popłakał się, że nie da rady. *
Szachy, komórka i stodoła
Uczę mojego dziesięciolatka Frania grać w szachy. Znając jego typ wyobraźni, wiem, że będzie w tym dobry. Jeśli nauczy się grać. Ale to niepewne. Nie chce się uczyć. Cały wolny czas poświęca na gry na komórce, szachy nie mają szans. Ich wadą jest też to, że trochę czasu zabiera, by nauczyć się ruchów figur i ujrzeć komplikacje szachownicy. Nie ma do tego cierpliwości. Zmuszam go, siedzimy przy szachownicy, nagle widzę, że zastanawiając się nad ruchem, coś robi pod stołem,
PiS przegrało wybory w Stanach
W kinie Atlantic, w przeddzień małego lockdownu, spotkanie dla nauczycieli wokół mojej książki „Dom pisarzy w czasach zarazy”. Byłem ciekaw, czy ktokolwiek przyjdzie, przecież sam jechałem niechętnie, bo czas ponury i wilgotny. Cudem znajduję miejsce na parkingu w Alejach Jerozolimskich, umiarkowanie daleko od kina. Idę z walizeczką na kółkach, w której drzemią moje książki, różne tytuły, w nich me wizje zamknięte w okładkach. Rotunda, obok niej jeszcze nieukończony, szklany, szlachetny wieżowiec; przeciągi, zimno, nieliczni zamaskowani przechodnie idą pochyleni,
Obnażony nerw sumienia
Zacznę chłodno i z kronikarską sumiennością: 22 października Trybunał Konstytucyjny orzekł, że przepisy umożliwiające usunięcie płodu w wypadku stwierdzenia jego ciężkiego uszkodzenia lub nieuleczalnej choroby są niezgodne z konstytucją. Trybunał zajął się tą sprawą na wniosek grupy posłów PiS. Tak brzmi zimny komunikat. Należy go rozwinąć na gorąco. To było orzeczenie nielegalnego Trybunału, kierowanego przez „odkrycie towarzyskie prezesa”, czyli drogą panią Julię, która zrobiła prezesowi przysługę towarzyską. A to rozpaliło Polskę, która i tak ma gorączkę z powodu zarazy. Gdybym traktował sprawę
Początek katastrofy
Podczas wiecu w stanie Georgia Donald Trump mówił o perspektywie zwycięstwa swojego rywala w nadchodzących wyborach. Prezydent odgrażał się, że będzie musiał opuścić kraj, jeśli przegra z Joem Bidenem. Obejrzałem serial dokumentalny o Trumpie. To psychopata i człowiek pozbawiony sumienia. Ten świetny kandydat na prezydenta Rosji jakimś cudem został prezydentem USA. Ironia historii, że Trump ma być wedle PiS jedynym pewnym sojusznikiem Polski. W jakim trzeba być umysłowym pomieszaniu, by wierzyć, że można na niego
Nasi górą, obcy dołem
Udręczony polityką z radością oglądałem tenisowy turniej Roland Garros, chociaż puste stadiony, na widowni nieliczni ludzie w maseczkach. Taki stadion rok temu wzbudziłby zdumienie. Intryguje mnie mechanizm utożsamiania się z zawodnikiem. Najczęściej kibicujemy temu, kto jest z naszego plemienia. To solidarność stadna, czyli narodowa, ale ten mechanizm działa. Gdy natomiast grają zawodnicy z innych krajów, mamy skłonność, by kogoś wybrać na swojego faworyta, tak jak utożsamiamy się z aktorem w filmie. Czasami ta sympatia rodzi









