W tegorocznych uroczystościach Dnia Zwycięstwa w Moskwie wziął udział premier Izraela Beniamin Netanjahu. Obok Putina i razem z kremlowską elitą wojskową i cywilną przyglądał się wielkiej paradzie wojskowej, razem z Putinem składał kwiaty na Grobie Nieznanego Żołnierza przed murami Kremla i uczestniczył w innych momentach tego święta. Gdy przyglądałem się temu w telewizji, myślałem sobie: nareszcie widzę coś, co jest takie, jak być powinno. W Polsce nieustannie mówi się o II wojnie światowej, zdemoralizowani przez politykę historycy tworzą pełne fałszu muzea tej wojny, powodzenie ma książka, w której autor przyjmuje założenie, że okres 1939-1956 jest jednorodny, ponieważ i hitlerowcy, i komuniści odbierali ludziom własność, a że ci pierwsi odbierali razem z życiem, to okoliczność z punktu widzenia świętego prawa reprywatyzacji niemająca większego znaczenia. Najbardziej suchy stylistycznie i powściągliwy emocjonalnie opis tego, co państwo polskie głosi o tej wojnie, będzie miał posmak satyry. Masowo burzy się pomniki armii, która Polskę ocaliła, i czyni się to w nastroju triumfalnym, ale gdy amerykańskie miasto chce się pozbyć jednego polskiego pomnika wojennego (okropnego na tle amerykańskiej estetyki pomników wojennych), naród i rząd przeżywają wstrząs moralny, bo chodzi o Katyń, czyli polski Holokaust. Wiemy, że była to największa wojna w dziejach świata, ale nikt nie daje poznać po sobie, że zastanawia się, o co w tej wojnie chodziło i jak wyglądałaby Europa, gdyby zwyciężyli Niemcy. Czy mogliby zwyciężyć? Oczywiście, że by mogli, wystarczyło, żeby Rosjanie nie stawiali tak zaciekłego oporu i mieli takiej woli zwycięstwa, jaką w rzeczywistości wykazali. Niemcy, zwani dziś potocznie nazistami, skoro poważyli się na wymordowanie wszystkich Żydów będących w zasięgu ich władzy, to ważyliby się na inne czyny przekraczające wyobraźnię. Ich plan, ich cel wojny wyrażający się w sloganie o zdobyciu przestrzeni życiowej oznaczał fizyczne wymordowanie większości Polaków (o których przez 20 lat codziennie słyszeli i czytali, jak krzywdzą mniejszość niemiecką, co zresztą nie było stuprocentowym zmyśleniem, może tylko 99-procentowym) i sprowadzenie Rosjan i Ukraińców do stanu niewolniczego. To, co piszę, nie jest retoryką. Tak miało się stać, takie były zamiary i tak by się stało, gdyby Rosjanie po tym wszystkim, co wyrządził im bolszewizm, nie znaleźli w sobie siły i niesamowitej woli walki. Wojen było dużo, lecz takiej, której stawką byłaby cywilizacja, trzeba szukać w dalekiej przeszłości. Cel materialny i projekt polityczny Niemców uwiedzionych przez Hitlera prowadził do niewolnictwa na dużych przestrzeniach Eurazji. Stuletni czy dwustuletni postęp wolności, praw człowieka i prawa narodów w Europie zostałby przekreślony. Nie dręczy mnie pytanie, jakie byłyby skutki zwycięstwa hitlerowskich Niemiec dla Europy niesłowiańskiej, Zachodniej. Brakuje mi i wiedzy, i wyobraźni, żeby w tej kwestii coś stanowczo twierdzić lub czemuś przeczyć. Niewolnictwo nie zostałoby wprowadzone, a co do reszty, pohamuję chęć do spekulacji. Polska jako naród nie tylko zniknęłaby z mapy jak w XIX w., zniknęłaby z rzeczywistości i wątpliwe, czy z tej klasy parobków, jacy by się uchowali po 50 latach, gdy ten neoniewolniczy system by się rozpadał, odrodziłby się jakiś choćby prymitywny naród polski. Polacy wcale nie myślą o tym, jak potwornegu losu uniknęli za sprawą i dzięki armii radzieckiej. Gdy Polaka o to zapytać, nie otrzyma się artykułowanej odpowiedzi. Gdyby narody miały uczucia jak osoby, Polacy odczuwaliby w stosunku do Rosji wdzięczność za to, że istnieją jako naród. A może narody mają zdolność wdzięczności, tylko Polacy jej nie mają z powodu swojego moralnego prostactwa? A może mają, tylko lokują je w obiekty, którym nic lub mało zawdzięczają? Polska rusofobia ma źródła historyczne, to oczywiste, ale dlaczego narasta, mimo że Rosja nie robi nam nic złego? Nowi „szatani” są tu czynni. W Europie Środkowej i Wschodniej nacjonalizmy naładowane jadami antyrosyjskimi są podsycane przez „klasę imperialną” Stanów Zjednoczonych. Waszyngton nie musi takiej polityki historycznej oficjalnie proklamować, ona „robi się sama” jako część składowa amerykańskiej polityki wschodnioeuropejskiej. Nie ma musu tej indoktrynacji ulegać, ale jak twierdził nieżyjący od kilkunastu lat Jan Goślicki, pesymistyczny Żyd z Krakowa, Polacy nie mają superego i jeśli propagandysta jest wytrwały, wszystko może im wmówić. W Polsce istnieje przekonanie, że Żydzi są narodem mściwym i dlatego kaczyści tak bardzo ich się boją. Ale są też bardziej niż jakikolwiek inny naród zdolni do wdzięczności. Doznali niemało upokorzeń od Rosji, a ich emigracja na Zachód