Albo zareagujemy właściwie, albo pogrzebiemy swoje szanse na przeżycie Kryzys wojenny może dotknąć każdego. W domu, w dalekiej podróży, gdziekolwiek. Zwykle zaskakuje nas w najbardziej nieodpowiednim momencie. Bo oczywiście żaden moment nie jest odpowiedni. Albo zareagujemy wówczas właściwie, albo pogrzebiemy swoje szanse na przetrwanie. Człowiek, który znalazł się na terenie działań wojennych – czy chwilę potem na obszarze okupowanym – musi wykazać się zdolnością do przewartościowania paradygmatów decyzyjnych. Wszystko, co w czasach pokoju wydaje się klarowne, oczywiste i naturalne, nagle odchodzi w niepamięć. Dom, samochód, telewizor, stanowisko i stan konta stają się tylko balastem, także mentalnym. Przetrwać – oto jedyne zadanie na czas wojny. Przetrwać, by potem odbudować dom, życie, normy. Ale jak to zrobić? Uciekać? Tak – jeśli jest możliwość. Jeśli zapowiada się długotrwała okupacja. Jeśli mieszkamy w wielkim mieście, blokowisku, gdzie niemal na pewno w ciągu kilku dni zabraknie żywności, wody, prądu, leków. Gdzie brak światła i łączności komórkowej obudzi demony w miłych dotąd sąsiadach – i rozpoczną się rabunki, napady, gwałty. Bo poczucie bezkarności cofa wielu mentalnie do czasów jaskiniowców. Tak, uciekać – obierając realny kierunek i obmyślając alternatywne drogi. Albo nie – pozostać. Bo mieszkamy na uboczu, w mało strategicznym miejscu, z własną studnią, dostępem do żywności. W miejscu, gdzie brak prądu i internetu nie zrujnuje naszej egzystencji. A jeśli zostaniemy w wielkim mieście, jesteśmy bezradni? Nie. Tu w grę wchodzi odpowiednie przygotowanie mieszkania czy domu, podział kompetencji, zdobycie zapasów pożywienia, znalezienie źródeł wody albo skonstruowanie filtrów. Zanikająca w najnowszych pokoleniach zdolność rozpalania ognia, wytrwania w dyskomforcie, wreszcie – gotowość do bezwzględnej obrony siebie i rodziny nagle znów okażą się wartością ponad wszystko. * Kryzys ukraiński obnażył po raz kolejny bezwzględność wojny. Potwierdził, że XXI w. nie zmienił niczego zasadniczego. Już starożytni ostrzegali: Inter arma silent leges. I faktycznie – znów podczas wojny milczą wszelkie prawa. Cóż z tego, że umowy międzynarodowe gwarantują nietykalność ludności cywilnej, że zabraniają używania broni kasetowej, że wspominają o nietykalności szpitali? Rosjanie rakietami ostrzeliwują osiedla, szkoły, szpitale, gwałcą, mordują i rzucają w świat pytanie: I co nam zrobicie? Jakakolwiek będzie odpowiedź świata, pojedynczy ludzie nie mogą liczyć na ochronę prawną tu i teraz. Okupanci, bandyci, wygłodniali desperaci z nożami czy pistoletami głusi są na prawa człowieka. Trzeba się liczyć z sytuacją, w której wszelkie humanistyczne odruchy zamrażamy na czas wojny – i walczymy o przetrwanie. Chwila wahania może oznaczać śmierć. Podczas wojny grożą nam jednak nie tylko ludzie. Głód osłabia organizm. Brak czystej wody zabija. Chłód skrajnie wycieńcza. Efekt ten sam. A co z oświetleniem? Z kanalizacją? Higieną? A co z psychiką?! * Celem podręcznika przetrwania „Wojna u progu” nie jest straszenie. Na tej samej zasadzie przecież można by uznać, że straszeniem jest prowadzenie szkoleń z samoobrony – bo uświadamiamy ludziom, że można zostać napadniętym, albo szkolenie z zakresu pierwszej pomocy przedmedycznej – otwieramy wtedy oczy na prawdopodobieństwo wypadku. Ale wszystko to i tak może się zdarzyć! Czy nie lepiej wówczas być choć trochę przygotowanym? „Wojna u progu” nie oznacza wieszczenia konfliktu. To stwierdzenie faktu – ona u naszego progu się już toczy, a odpryski – gospodarcze, mentalne – uderzają w nas od pierwszego wystrzału. Rzecz w tym, że zebrana przez nas wiedza dotycząca podejmowania kluczowych decyzji ważących na bezpieczeństwie po prostu da czytelnikowi choć łut przekonania, że w chwili znalezienia się w stanie zagrożenia wojennego nie będzie absolutnie bezradny, bezwolny i zaskoczony. Nie wpadnie w osłupienie – przypomni sobie zestaw pytań i możliwych odpowiedzi, dopasuje je do swojej sytuacji i zacznie działać. Czy wiedza i umiejętności z zakresu survivalu i psychologii przetrwania gwarantują ratunek? Nie. Zwiększają jedynie prawdopodobieństwo przeżycia i poniesienia jak najmniejszych kosztów, także psychicznych. Długotrwała deprywacja, pozostawanie w stanie zagrożenia, poczucie odpowiedzialności za najbliższych, chronienie ich w domu albo w podróży, wreszcie możliwa utrata kogoś z rodziny mogą spowodować poważne zmiany w naszej psychice. Zrozumienie ich chemii, znajomość metod działania w podobnych sytuacjach, stała wiara w osiągnięcie podstawowego celu – przetrwania, pozwala nie stracić zdrowych zmysłów
Tagi:
Donbas, Doniecka Republika Ludowa, geopolityka, historia, Jacek Pałkiewicz, Joe Biden, Kijów, konflikty zbrojne, Kreml, kryzysy humanitarne, Krzysztof Petek, Ługańska Republika Ludowa, NATO, polityka społeczna, psychologia, psychologia społeczna, Rosja, rosyjska armia, rosyjska propaganda uchodźcy, Siergiej Szojgu, socjologia, społeczeństwo, totalitaryzm, uchodźcy z Ukrainy, Ukraińcy w Polsce, ukraińscy żołnierze, Władimir Putin, wojna rosyjsko-ukraińska, Wołodymyr Zełenski, zbrodnie przeciwko ludzkości, zbrodnie wojenne, żołnierze









