Wycug

Kuchnia polska

Ani w encyklopedii PWN, ani w „Słowniku dawnej polszczyzny” Stefana Reczka, ani w słowniku ortograficznym, ani w „Encyklopedii staropolskiej” Glogera, ani wreszcie w „Słowniku języka polskiego” Lindego nie ma wyrazu „wycug”. A przecież nie tylko wyraz, ale i praktyka wycugu była – a pewnie i jest do dzisiaj – w użyciu. Jest to więc, krótko mówiąc, praktyka stosowana na wsiach wobec starych i niedołężnych już rodziców, których, po przekazaniu przez nich gospodarstwa dzieciom, upycha się w jakimś kącie, często w obórce, daje jeść byle co i czeka, aż umrą. Być „na wycugu” to znaczy być skazanym przez własne potomstwo na dogorywanie w biedzie i poniżeniu. Pewnie zresztą dlatego czcigodne źródła językoznawcze starają się zapomnieć o tym wyrazie, świadczącym o nas nie najlepiej.
Nie muszę tłumaczyć, że wyraz „wycug” stał mi się potrzebny w związku z emerytami. Oto bowiem w którymś z głównych wydań „Wiadomości” z ubiegłego tygodnia wysłuchałem wymianę zdań pomiędzy przedstawicielami Ministerstwa Pracy, związków zawodowych, a także panią Bochniarz od pracodawców, na temat emerytów i przyznanego im niedawno prawa do nieograniczonego zarabiania pieniędzy pomimo pobieranej emerytury, prawa, które właśnie zamierza im się cofnąć.
Stanisław Dygat opowiadał mi kiedyś, że gdy zapytano go jako dziecko, kim chciałby zostać, jak dorośnie, odpowiedział, że emerytem. Ale dzieciństwo Dygata upływało w zupełnie innych czasach niż obecne i w zupełnie innym miejscu niż III Rzeczpospolita. Myślę zresztą, że i dzisiaj podobnie mogłoby odpowiedzieć wiele dzieci w innych niż nasze krajach, ponieważ bycie emerytem kojarzy się im z w miarę beztroskim życiem, pozbawionym zajęć i obowiązków, gdzie emeryci i emerytki są ważną grupą klientów biur podróży, uczestnikami życia kulturalnego i spotyka się ich licznie w miejscowościach wypoczynkowych poza sezonem, a więc wtedy, kiedy są one naprawdę przyjemne i wolne od hord ludzi w wieku produkcyjnym oraz ich potomstwa.
U nas jednak być emerytem znaczy być na wycugu u pracującej części społeczeństwa, czyli u własnych dzieci i wnuków. Znam oczywiście wszystkie przyczyny tego stanu – a więc ogólne starzenie się społeczeństwa, gdzie na jednego pracującego przypada coraz więcej emerytów i rencistów, ogólną bryndzę gospodarczą, w jakiej żyjemy, ogólny wzrost bezrobocia, wreszcie ogólny bałagan w systemie emerytalnym – i proszę mi tego nie powtarzać. Niemniej jednak kołysany przez Ministerstwo Pracy pomysł, aby owych znajdujących się na wycugu emerytów pozbawić jeszcze uzyskanego całkiem niedawno prawa do zarobkowania, jest pomysłem nie tylko złowieszczym, ale i głupim.
Złowieszczym, bo ma on dobić po prostu tę grupę emerytów, którzy pomimo podeszłego wieku czepiają się jeszcze jakieś szansy na w miarę godne życie. Głupim zaś z wielu różnych powodów.
Pierwszym jest ten, że Ministerstwo Pracy wyobraża sobie, iż w ten właśnie sposób zapewni sobie ileś tam miejsc pracy dla młodych. Oczywiście, że miejsca pracy dla wchodzącego obecnie w życie zawodowe wyżu demograficznego są sprawą najważniejszą, tyle tylko, że miejsca pracy potrzebne dla młodych nie są tymi miejscami, które by mogli zajmować emeryci. Ci bowiem dorabiają sobie zazwyczaj na funkcjach pobocznych, marginalnych, nie zaś tam, gdzie potrzebna dynamiki, świeżości albo po prostu siły fizycznej. Szukanie więc miejsc pracy dla młodych przez rugowanie dorabiających sobie emerytów jest fikcją i jeśli tak chcemy tworzyć nowe stanowiska pracy, nie zaś przez ożywienie produkcji i przedsiębiorczości, to możemy sobie tylko pogratulować.
Oczywiście że nie wszyscy emeryci dorabiają sobie, zmywając schody czy pilnując nocą jakichś składów lub magazynów. Niektórzy z nich wykonują prace wysoko kwalifikowane, o unikalnym charakterze, na przykład wykładając na uniwersytetach. Profesorowie Tatarkiewicz czy Kotarbiński, już jako emeryci, prowadzili wykłady niemal do dziewięćdziesiątki, nikt jednak nie wpadł na pomysł, aby wygonić ich z uczelni, zwalniając w ten sposób miejsca dla dynamicznych stażystów. Oczywiście, emeryt, nawet uczony, może być także mente captus, jest to jednak sprawa indywidualnej oceny jego przydatności przez pracodawcę, czyli uczelnię. Zasada jednak, w myśl której sędziwy, dziewięćdziesięcioletni Bertrand Russel na przykład nie mógłby wykładać – a więc i zarabiać – z powodu pobieranej emerytury, a Bernard Shaw nie mógłby pisać i wystawiać sztuk, biorąc za to pieniądze, jest nonsensem, który nikomu poza nami nie mógłby przyjść do głowy. To pracodawca, wydawca, producent, widz, odbiorca, a nie przepis może decydować o tym, czy chce dać zarobić dziewięćdziesięcioletniemu Miłoszowi lub osiemdziesięcioletniemu Kawalerowiczowi, którzy obaj zapewne pobierają jakieś renty albo emerytury.
Na koniec bowiem zapominamy, jak zwykle, co to właściwie jest emerytura. Otóż są to po prostu realnie zarobione przez pracownika pieniądze, które zarobił on, ale nie wziął ich do ręki i pozwolił pracodawcy odprowadzić je do ZUS, zachowując sobie na później. Wiemy, że zarówno ZUS, jak i państwo przez lata dokonywały na tych pieniądzach niezliczonych nadużyć, trwoniły je, zatykały nimi rozmaite beznadziejne dziury i zostało tego w rezultacie niewiele. Ale są to nadal zarobione, pracownicze pieniądze, których wypłacanie emerytom nie jest żadną łaską. Emeryt zaś ma prawo sam osądzić, czy wystarczą mu one – che, che! – na jakie takie życie, czy też chce je po prostu dołożyć do tego, co jeszcze ma szansę zarobić. Jeden sprzątając ulice, drugi odwalając w domu jakieś prace biurowe, jeszcze inny pisząc „Traktat teologiczny” czy reżyserując film lub przedstawienie.
Pani Bochniarz powiedziała w telewizji, że dobrze by było, aby ograniczyć wysokość sum, jakie emeryt miałby prawo zarobić poza emeryturą. Pani Bochniarz jest liberałem, ciekawe więc, co by powiedziała na przepis określający ilość pieniędzy, które jej samej i jej kolegom przedsiębiorcom wolno zarobić? Pewnie, że to czysty bolszewizm, zamach na wolny rynek, wolność gospodarczą i prawa człowieka. Ale jakie tam prawa człowieka czy prawa rynku dotyczyć mogą emeryta na wycugu?

 

Wydanie: 11/2002, 2002

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy