20/2019

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Opinie

Smartfon i komputer zamiast urny

Jesteśmy technologicznie gotowi, by wybory i referenda zastąpić głosowaniem przez internet Za dwa tygodnie pójdziemy do urn. Tymczasem już dziś w Estonii jedna trzecia głosów w wyborach oddawana jest online (tę formę głosowania wprowadzono tam w 2005 r.). To widoczny przejaw e-demokracji. Umożliwia ona szerokie zaangażowanie obywateli w proces podejmowania kluczowych decyzji dotyczących przyszłości państwa. Jednak w Polsce dyskusja na ten temat w ogóle nie istnieje. W internetowej publikacji „E-demokracja. Demokracja w społeczeństwie informacyjnym” z 2007 r. Mariusz Luterek przedstawia e-demokrację z dwóch punktów widzenia: 1) uczestniczenia przez obywateli w sprawowaniu władzy poprzez konsultacje społeczne i inne formy dialogu, co nazywane jest e-uczestnictwem (ang. e-participation), 2) informatyzacji procesu wyborczego poprzez wprowadzenie rozwiązań typu e-głosowanie (ang. e-voting). W raporcie ONZ z 2005 r. „Global E-government Readiness Report 2005: From E-government to E-in­clusion” analizowano poziom rozwoju e-administracji i e-uczestnictwa na świecie, przy czym e-uczestnictwo podzielono na trzy poziomy: 1. Informację – to komunikacja jednokierunkowa: rząd decyduje, jakich informacji potrzebuje obywatel; 2. Konsultację – relacja dwukierunkowa: obywatele wyrażają swoje opinie na temat rozwiązań zaproponowanych przez administrację, np. badania opinii publicznej, publiczne konsultacje aktów prawnych; 3. Aktywny udział – relacja

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Przebłyski

Przebieraniec za 7 mln zł

Karol Karski, polityk PiS, nie jest człowiekiem kon­sekwentnym. Szkoda, bo mógł swoją nową kreację rycerza połączyć z brawurową jazdą meleksem na Cyprze. Karski w zbroi na meleksie to byłby widok. Gdy planował filmik, czegoś mu jednak zabrakło. Może napojów rozgrzewających? No i wyszło, jak wyszło. Prawie rycerz. Prawie mąż stanu. Na szczęście kasa jest realna. 7 mln zł na koncie w czasie jednej kadencji w Brukseli. A co? Nie należy mu się?

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Kronika Dobrej Zmiany

Ruletka

Gazety trąbią, że Anna Maria Anders pojedzie do Włoch na urząd ambasadora RP. Trochę dziwne to trąbienie, a raczej jego pora, bo o tym, że córka gen. Andersa, pani Costa, matka żołnierza US Army, posiadająca trzy obywatelstwa – amerykańskie, brytyjskie i polskie – jest kandydatką na szefa placówki w Rzymie mówiono już kilka miesięcy temu. Sami przed paroma tygodniami o tym pisaliśmy. Że PiS rządzi trzy i pół roku, a nie potrafi znaleźć przez ten czas ambasadora we Włoszech. W sierpniu 2017 r. odwołano z tego stanowiska urzędującego ambasadora Tomasza Orłowskiego. Zrobiono to po dwóch latach urzędowania, a nie po zwyczajowych czterech czy pięciu, co było wyraźnym sygnałem braku zaufania. Orłowski wcześniej był ambasadorem we Francji, potem przez krótki czas wiceministrem. W dyplomacji pracował od początku lat 90., był szefem Protokołu Dyplomatycznego, jednym słowem – zawodowiec. I chyba to się nie podobało PiS. Po odwołaniu Orłowskiego od sierpnia 2017 r. placówką w Rzymie kierował charge d’affaires. Wtedy też „dobra zmiana” zaczęła szukać kandydata na ambasadora. I wybrano Konrada Głębockiego, posła PiS. Ale on, jak pisaliśmy, wcale się nie śpieszył placówkę. Decyzja, że to on ma jechać, zapadła w lutym 2018 r. Na sejmową Komisję Spraw Zagranicznych doczołgał się w maju 2018 r.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Ludwik Stomma

Autorytet

Pewnie urodziłem się z duchem przekory zamiast porządnej, nieśmiertelnej duszy chrześcijańskiej, bo autorytetów (nie wspominając oczywiście wielkich klasyków zmarłych przed osiągnięciem przeze mnie jakiej takiej sprawności intelektualnej) uznawałem w życiu nader niewielu. Owszem, w poszczególnych dziedzinach moich zainteresowań czy działalności mógłbym wyliczyć co nieco nazwisk. W antropologii kultury choćby Claude’a Levi-Straussa, Rolanda Barthesa, Umberta Eco, Jurija Łotmana, Władimira Toporowa; w historii – Fernanda Braudela, Witolda Kulę, Petera Englunda; w polityce – Vaclava Havla, Bronisława Łagowskiego; w chłonięciu życia – Piotra Skrzyneckiego, Marynę Ochab, Daniela Cohn-Bendita; w piłce nożnej oczywiście niezapomnianego Kazimierza Górskiego. Problem w tym, że przywoływane poprawnie pojęcie autorytetu nie uznaje cząstkowości. Pochodzi z łacińskiego auctoritas, a ono z kolei od wywodzącego się z czasownika augeo i pokrewnego mu rzeczownika auctor: zaopatrzony obficie, wiarygodny, nieustraszony, pełen godności. Słynny Émile Benveniste zapewnia, że derywatem słowa auctor jest przysługujące jeszcze cezarom rzymskim określenie augustus: majestatyczny, wzniosły. Tak wysoko jednak już lepiej nie sięgajmy. W każdym razie autorytet to człowiek wielkiej wiedzy, szlachetności i odwagi cywilnej. Człowiek w każdych okolicznoś­ciach wiarygodny. Byli takimi dla mnie, zmarli już niestety, Antoni Gołubiew, Aleksander Gieysztor, Marian

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

W najnowszym (20/2019) numerze Przeglądu polecamy

W poniedziałek 13 maja w kioskach 20 numer tygodnika PRZEGLĄD. Polecamy w nim: TEMAT Z OKŁADKI Bo nam się należy! Za czym kolejka ta stoi? Ano za Europą. Za miejscem w Parlamencie Europejskim. Flaga Unii, nazywana przez niektórych „szmatą”, wypiękniała. I namnożyło nam się kandydatów do fotela w Brukseli. Chcą tam być nawet ci, którzy jeszcze parę miesięcy temu krzyczeli o eurokołchozie, „niemieckiej Europie”, „islamskiej Europie” czy „zdegenerowanej”. Obrzydzali, a teraz przestępują z nogi na nogę, żeby się załapać. Tłok jest potężny, bo do boju o miejsce w tym raju ruszyła wszelakiej maści rzesza nieudaczników, cwaniaków i hochsztaplerów. PRZEGLĄD przygotował ranking wstydu kandydatów do Parlamentu Europejskiego. KRAJ Dla ludzi lewicy jesteśmy jedynym wyborem – W całej Unii za taką samą pracę powinna być taka sama płaca. Niezależnie od tego, gdzie się mieszka – czy w Polsce, czy na Słowacji, czy w Niemczech. Taka sama praca – taka sama płaca. Bo ceny towarów są zbliżone – przekonuje Waldemar Witkowski, przewodniczący Unii Pracy, kandydat do Parlamentu Europejskiego. – SLD poszedł pod skrzydła Platformy. Już widać, że wyrzeka się swej tożsamości. Dla lewicowych wyborców zostaliśmy jedyną wyrazistą alternatywą. Wierzymy, że społeczeństwo uzna, że warto na nas

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Tomasz Jastrun

Ręka podniesiona na Polskę

Franio, mój ośmiolatek, przed zaśnięciem pyta: „Tata, a czy ty jesteś dobrym pisarzem?”. Skonsternowany nie wiem, co odpowiedzieć. Zaraz potem znowu: „A czy na książkach dobrze się zarabia?”. Tu nie mam żadnych problemów, by szybko to wyjaśnić. Potem ma inny dylemat: „Czy z nudów można umrzeć?”. Odpowiadam, że nie. Ale to nieprawda. Ludzie z nudów często ryzykują życie i je tracą. Czy I wojna światowa nie wybuchła z nudów? • Wczoraj przykre zdarzenie w autobusie. Wszedł kontroler, wszystkich sprawdził, a mnie pominął, uznał pewnie, że mam tyle lat, że przysługuje mi darmowy przejazd. • Wymiana opon na letnie, lubię ten warsztacik w pobliżu mojego domu i jego właściciela. Jak zwykle gadamy o polityce, o obrzydliwości tej władzy, mówi: „Tylko dwóch moich klientów to pisowcy, inni myślą jak my, nie wiem, kto na nich głosuje”. • Jadę do Wejherowa na zaproszenie tamtejszego KOD. Byłem w tym mieście już rok temu. Tam KOD jest niezwykle aktywny dzięki Longinowi Skrzypińskiemu. Nawet w deszcz, nawet w śnieg i mróz, nawet w czasie świąt codziennie stał pod miejscowym sądem i demonstrował. Przyznam, że chwilami myślałem, że jest obłąkany, a to tylko moralna wrażliwość i niezgoda na to, co się dzieje w Polsce. Pan Longin ma firmę ogrodniczą, dwójkę dzieci, miłą żonę, też zaangażowaną. Tym razem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Umiera milion gatunków, umiera jeden człowiek

Gdybyśmy rutynowo podsumowywali tydzień, odsiewając plewy bełkotu i pustosłowia, pseudowydarzeń i niby-zdarzeń od ziaren pełnych znaczeń i istotności, byłoby dla nas oczywiste, że mamy za sobą, tu w Polsce, i tam wszędzie na świecie, tydzień niezwykły, nietuzinkowy, ważny. Kasandryczny. Choć niewolny od zasobnej w energię nadziei. Po kilkuletniej pracy blisko 150 ludzi nauki z całego świata powstał raport ONZ na temat skali biologicznej zagłady, w takim ogromie nieznanej światu od 10 mln lat. Tym razem jednak samiśmy, my, ludzie, my, czyli nasz wzorzec życia, czyli konsumpcji, my, czyli nasz system gospodarczy, czyli nieokiełznana produkcja nieznająca granic eksploatacji, my uczyniliśmy to Ziemi, naszej planecie, naszemu domowi, naszym krewnym w świecie przyrody, zwierząt i roślin. Zapowiedzi są dramatycznie przerażające, sumują wiedzę zgromadzoną w tysiącach opracowań i badań naukowych. Tak ustalenia IPBES (Międzyrządowej Platformy ds. Różnorodności Biologicznej i Funkcji Ekosystemu), czyli działającej pod auspicjami Programu Środowiskowego ONZ platformy gromadzącej wiedzę na temat stanu środowiska, na razie w wersji skróconej, przeznaczonej dla klasy politycznej i decydentów, streścił Edwin Bendyk: „Gatunki wymierają dziś w tempie o dziesiątki, a nawet setki razy większym niż w ciągu ostatnich 10 mln lat. Zagrożonych jest

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

SZOŁKEJS

Zaczynamy od ronda

Gdańsk i Sopot podzieliły się pierwszeństwem w użyciu daty 4 czerwca 1989 r. jako imienia stosownego do ochrzczenia ronda przy Ergo Arenie na granicy obu miast. Zauważyć przy tym należy, że zrobiły to bardzo fair, równo i równocześnie, bo na wspólnej sesji radnych. Kiedyś, kiedyś w przyszłości, po wielu latach obchodów Dnia Wolności 4 Czerwca (Pomarzyć wolno? Wolno!) jako najważniejszego święta państwowego w RP, młodzież dziennikarska z pewnością zacznie dochodzić, kto pierwszy wpadł na pomysł wyniesienia tej akurat daty do tak wysokiej godności. Chciałbym tutaj reporterowi z przyszłości podrzucić gotową ściągę, właśnie w tym miejscu, w PRZEGLĄDZIE nr 20 z 2019 r. Dlatego piszę o banalnym z pozoru wydarzeniu administracyjnym jak o doniosłym fakcie historycznym. I jeszcze raz powtórzę: samorządowcy z Gdańska i Sopotu jako pierwsi zmaterializowali symboliczną od 30 lat datę, która odtąd będzie miała przynajmniej własną tablicę metalową na skrzyżowaniu ważnych dróg w Polsce. Oczywiście, uchwała nie była formalnością. Radni z sekcji PiS nie byli za, nie byli też przeciw. W ogóle nie podnieśli rąk, zachowując alibi wobec prezesa, który nie zdążył im nakazać czegoś mądrzejszego, a sami nie wiedzieli jeszcze, czy ich dyrygent w ogóle przyjedzie do Gdańska na jakieś obchody 30. rocznicy pierwszych wolnych wyborów

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Humor smutny jak brexit

Cześć. Jestem z Brytanii. Tej, która dała się oszukać autobusowi O stanie psychiki Brytyjczyków w reakcji na próby opuszczenia Unii Europejskiej najwięcej mówi to, że autorką najlepszego dowcipu związanego z brexitem jest francuska minister do spraw europejskich. Nathalie Loiseau nazwała swojego kota Brexit. Zapytana dlaczego, odparła, że ten ma w zwyczaju każdego ranka głośno miauczeć pod drzwiami, prosząc, żeby je otworzyć i go wypuścić, ale kiedy się to zrobi, nie wychodzi. – Zamiast tego siedzi i brzydko na mnie patrzy – dodała. Humor brytyjski w tym przypadku bardzo zawodzi. Trudno uwierzyć, że jest dziełem narodu, który wydał Monty’ego Pythona czy Benny’ego Hilla. Brytyjczycy, przynajmniej ci obdarzeni poczuciem humoru, znaleźli się w głębokiej depresji i nie jest im do śmiechu. Jak bardzo jest źle? Dziennik „The Independent”, jedna z najpoczytniejszych i najlepszych gazet na Wyspach, przygotował zestawienie 30 najśmieszniejszych dowcipów na temat brexitu. Wygrał taki: „Cześć. Jestem z Brytanii. Tej, która dała się oszukać autobusowi”. Co jest nawiązaniem do kampanii Vote Leave, w której głównym środkiem przekazu był jeżdżący po kraju autobus z wielkim napisem: „W każdym tygodniu wysyłamy do Unii Europejskiej 350 milionów funtów. Lepiej sfinansujmy za nie naszą służbę zdrowia”. Informacja nie była prawdziwa, ale na szczęście dla

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Dlaczego człowiek znika bez śladu

Ucieczka bez żadnego sygnału to okrucieństwo wobec bliskich Adam Cioczek – pisarz i scenarzysta, autor powieści „Zamieć” Skąd tytuł „Zamieć” nadany powieści o ludziach, którzy zerwali z bliskimi? – Ten tytuł zaistniał na samym początku powstawania powieści i dobrze oddaje stan ducha ludzi, którzy znikają, a także tych, którzy stracili kogoś bliskiego. W ich życiu powstaje zamieć, czyli zawierucha, w której są strach, obawa, niepewność, wywrócenie życia do góry nogami. To był mój pierwszy pomysł na tytuł, bo wszystko, co było, znika, a życie ogranicza się do poszukiwań. Dlaczego ludzie znikają bez śladu? – Przyczyny są różne. Niektórym się wydaje, że powodem są głównie przypadki kryminalne, porwania, zabójstwa, napady, ale to promil zaginięć. Znacznie częściej przyczynami są depresja albo zaburzenia pamięci u osób starszych, które nie wiedzą, jak wrócić do domu. U małoletnich zaś kłótnie z rodzicami czy konflikty w szkole. Około 80% zaginięć po jakimś czasie znajduje szczęśliwy finał. Poważną grupą są odchodzący lub uciekający z własnej woli w wyniku świadomej decyzji. Tutaj motywy bywają różne, np. długi, których uciekający pragnie się pozbyć, co niestety sprawia, że wierzyciele przychodzą do rodzin. Czasem jest to wstyd, że wyjazd do pracy za granicą nie przyniósł oczekiwanych kokosów. Zdarza się, że taki powracający z zagranicy woli

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.