W Azji farmaceutyki wytwarza się tanio, bo chiński rząd dotował produkcję farmaceutyczną, która i tak była tam tańsza niż w Europie. W ten sposób doszło do monopolizacji rynku przez Azjatów. Teraz skutkiem może być brak leków, ponieważ może zabraknąć aktywnych składników farmaceutycznych (API) i substancji pomocniczych. Przez Chiny przetacza się bowiem kryzys energetyczny. Poruszenie skrzydła motyla w dalekiej Azji może wywołać tsunami lekowe w Polsce – pacjenci mogą zostać bez leków, nawet tych ratujących życie. Na rynku API panuje bardzo duża konkurencja: to 3 tys. firm i 5,5 tys. zakładów produkcyjnych na całym świecie, z tego większość w rejonie Azji i Pacyfiku (Indie i Chiny). Globalny przemysł API jest bardzo rozdrobniony. 13 dużych firm ma tylko 4,45% udziału w rynku. Pozostałe 95,55% należy do wielu graczy. Nie bij muchy, która siedzi na głowie tygrysa Indie importują z Chin ok. 70% surowca do produkcji farmaceutycznej, lecz próbują się uniezależnić. Przewiduje to program inwestycyjny premiera Narendry Modiego. Jego założenia mówią o uniezależnieniu się od Chin w produkcji API za trzy-cztery lata, a poza tym o rozpoczęciu eksportu na cały świat, co osłabi chińską dominację na rynkach zagranicznych. Chiny więc bronią się, stosując nawet dumping. Indie są głównym eksporterem substancji do produkcji atorwastatyny – leku zaliczanego do grupy statyn, pomagających normalizować stężenie lipidów we krwi. Chińczycy obniżyli zatem ceny tych substancji o 30%, chcąc w ten sposób wyeliminować Hindusów z rynku. Już ta gra pokazuje, że odbudowa produkcji API w Europie nie będzie łatwa, bo Chińczycy będą kusić bardzo zaniżonymi cenami substancji czynnych. Konieczne będzie podjęcie decyzji strategicznej i powiedzenie sobie jasno, że produkcja w Unii Europejskiej nie będzie opłacalna cenowo. To właśnie będzie koszt bezpieczeństwa lekowego. – Chiny walczą z kryzysem energetycznym. Na nowy samochód czy iPhone’a można czekać rok, ale nie na lek potrzebny natychmiast – mówi Krzysztof Kopeć, prezes Krajowych Producentów Leków. W październiku br. w ponad połowie chińskich prowincji zredukowano dostawy prądu i część fabryk ograniczyła produkcję. Racjonowanie dostaw prądu jest spowodowane m.in. administracyjnym utrzymywaniem niskich cen energii przy gwałtownie rosnących kosztach jej produkcji. Około dwóch trzecich energii wytwarzanej w Chinach pochodzi z węgla, a jego cena tylko we wrześniu br. wzrosła tam o 40%. Jeszcze kilka lat temu Chińczycy sprowadzali ponad połowę węgla z Australii – dziś jest ograniczenie, a w praktyce zakaz importu z tego kraju. Relacje między Chinami a Australią nie należą do najłatwiejszych. To Australijczycy wystąpili z wnioskiem o śledztwo w sprawie pochodzenia koronawirusa. Chiny wzmacniają własnych producentów węgla i szukają alternatyw dla jego dostaw w Indonezji, Mongolii i Rosji. – Ponadto Chiny chcą sprostać założeniom polityki klimatycznej. W 2060 r. planują osiągnąć neutralność klimatyczną, ale emisja dwutlenku węgla wciąż rośnie. Według oficjalnej narracji rządu centralnego chińskie prowincje, chcąc sprostać rocznym planom, muszą ograniczać dostawy prądu, żeby zamknąć ten rok z zaplanowanym wynikiem – wyjaśnia Radosław Pyffel, ekspert ds. Azji i polityki międzynarodowej. – Koszty produkcji substancji czynnych w Chinach wzrastają nie tylko z powodów związanych z ochroną środowiska. Chińczycy mają już dość bycia najtańszą siłą produkcyjną, nie chcą tego. Zwracają się więc ku Afryce. Tam wyprowadzają produkcję butów, garniturów, ubrań. A wszystko, co dzieje się w Chinach, ma wpływ na cały świat. Grozi brakiem komponentów do produkcji różnych dóbr, a także wzrostem ich cen – dodaje. Przerwy w dostawach elektryczności równają się problemom z produkcją przemysłową. Za chwilę może się okazać, że nie kupimy prezentów pod choinkę Made in China. W dodatku rwą się łańcuchy dostaw. Większą zapobiegliwością wykazali się Koreańczycy, którzy mają własne komponenty do produkcji leków i surowce. Jeśli chodzi o leki, Chiny zawsze były uznawane za dobrego partnera, ale czy w tej sytuacji nadal będą w stanie wywiązywać się z umów? Komponentów do wytwarzania farmaceutyków już zaczyna brakować, co tylko pokazuje, że monopol nigdy nie jest zdrowy ani dobry. Monopolista podnosi ceny, sprzedaje temu, kto da więcej. Czy Polska będzie w stanie przelicytować konkurentów? To jasne, że Chińczycy najpierw zapewnią dostęp do leków swoim
Tagi:
Agnieszka Wołczenko, Anna Śliwińska, apteki, Brindisi, Chiny, EuroAPI, Europa, farmaceuci, Frankfurt Chemistry, Indie, Katarzyna Dubno, Krajowi Producenci Leków, Krzysztof Kopeć, leki, Narendra Modi, ochrona zdrowia, Polski Związek Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego, Polskie Stowarzyszenie Diabetyków, Radosław Pyffel, rynek, rynek farmaceutyków, Sanofi, skrajna prawica, Stowarzyszenie Ekoserce, zdrowie, zdrowie publiczne