Archiwum

Powrót na stronę główną
Felietony Jerzy Domański

Wysepki optymizmu

Napisz coś optymistycznego. Było przecież w starym roku sporo sensownych wydarzeń. Takiej prośbie redakcyjnej „grupy fokusowej” nie mogłem się oprzeć. I robię to tym chętniej, że na co dzień sam ulegam fluidom polskiej szkoły narzekania. Człowiek wstaje i narzeka. Na wszystkich i na wszystko. Ale gdy przekroczę granicę, nawet ze Słowacją, to jakby mi ktoś odciął dopływ złego prądu. Zmiana miejsca pobytu sprawia, że to codzienne labidzenie zostaje wyparte przez nowe otoczenie. Wystarczy trochę inne podejście do życia – i do bliźnich – a jaki efekt! Wystarczyłoby to przenieść nad Wisłę i tu też życie miałoby lepszy smak. Na szczęście powoli, bardzo powoli, niematerialny transfer zachowań i gestów przekracza Odrę. Przybywa wysepek, gdzie regułą są wysokie standardy, porządek, sensowne relacje między ludźmi i życzliwość na zewnątrz. Można już, załatwiając swoje sprawy, krążyć od jednej wysepki do drugiej i mieć namiastkę tej cywilizacji, o której przecież wszyscy marzymy. I choć pomału, to jednak zbliżamy się do punktu, od którego właśnie ten nowy świat będzie nadawał w Polsce ton. Gdy z obecnej awangardy rodzić się będą postawy i zachowania powszechne. Ułatwiające życie i współżycie. Tu jest nasza największa polska rezerwa. Uruchomienie kapitału społecznego w połączeniu z ogromnymi funduszami unijnymi mogłoby być pierwszą sensowną

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Szaleństwo Komisji Kodyfikacyjnej

Komisja Kodyfikacyjna Prawa Karnego przy ministrze sprawiedliwości poczęła, a później kon­sekwentnie i zgodnie z doktryną urodziła projekt nowelizacji kodeksu karnego. Badań prenatalnych nikt nie robił i urodził się potworek. Nie ma w projekcie przerwania ciąży, jest „spowodowanie śmierci dziecka poczętego”. Wedle owego projektu, nie wolno będzie niszczyć zarodków przy in vitro, karalne ma być używanie środków wczesnoporonnych. Karana też miałaby być kobieta przerywająca ciążę.Gdyby projekt stał się ustawą, nasze prawo karne nie miałoby w Europie równie konserwatywnego odpowiednika. Byłoby za to podobne pod tym względem do prawa karnego koranicznego, obowiązującego w najbardziej fundamentalistycznych państwach islamskich.Zaiste poczęto potworka myśli prawniczej. Z zażenowaniem i przykrością czytam skład komisji, z niedowierzaniem znajduję w nim nazwiska osób, które szanuję. Ten potworek został wyraźnie spłodzony przez nieznajomość nie tylko filozofii, ale wręcz podstaw cywilizacji zachodniej, która co najmniej od czasu „rewolucji papieskich” w XII w. odróżnia na ogół sacrum od profanum, prawo od moralności, grzech od przestępstwa. Lekceważy on dorobek medycyny i biologii, a na dodatek jest politycznym szaleństwem, kto wie, czy nie wbiciem gwoździa do trumny Platformy.Zacznę rzecz od końca: tzw. kompromis aborcyjny z początku lat 90. jak każdy kompromis nie zadowala w pełni żadnej ze stron. Taka jest istota kompromisu.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Tomasz Jastrun

Ostrożnie z pamięcią

Na początku lat 90., gdy mieszkałem w Szwecji, zdumiało mnie, że w tym kraju święta Bożego Narodzenia zaczynają się już na początku listopada. I to w kraju, gdzie panteizm i ateizm zastąpiły chrześcijaństwo. Donosiłem o tym, pisząc do naszej prasy. Ale te ich święta są bardziej komercyjne niż duchowe. U nas po latach zrobiło się trochę podobnie. Dla handlu byłoby najlepiej, gdyby święta trwały okrągły rok. Problem polega na tym, że istotą prawdziwego święta jest jego niezwykłość i powtarzalność, zazwyczaj raz w roku, co kultywuje i odświeża pamięć religijną i historyczną wspólnoty. Los ludzki zanurzony jest w mijającym czasie. Co „jest” – staje się „było”, co „było” – zmienia się w popiół. I z tym jakoś musimy sobie radzić. Problemy z pamięcią to nasze przekleństwo i błogosławieństwo. Gdybyśmy wszystko pamiętali, zasypałby nas śmietnik szczątków przeszłości. Zapominanie jest trochę jak gnicie, gdyby nie było rozkładu żywej materii, zginęlibyśmy wśród tego, co stało się martwe i trwa. Niekiedy mam wrażenie, że nasza polska pamięć historyczna, jej zmumifikowane szczątki są wyjątkowo trwałe i tworzą osobliwe konfiguracje. Od jakiegoś czasu uwierają nas i przeszkadzają. Kiedyś była to część naszej samoobrony, pozwalająca przeżyć w czasie trudnym. Przeżyliśmy. Ale dawne myślenie nadal

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Piotr Żuk

Duch historii i 2014 rok

Stary rok zakończył się dorzynaniem wewnątrz PO wszelkiej konkurencji dla premiera Tuska. W polskiej polityce nie ma miejsca dla indywidualności. Liczy się styl duce oraz otoczenie partyjnych liderów złożone z miernot. Na tle słabeuszy nawet przeciętniacy mogą być gwiazdami. Na krótką metę gwarantuje to spokój, na dłuższą prowadzi jednak do klęski. Nawet pod względem stylu kierowania partią PO i PiS okazują się bliźniakami jednojajowymi. Jeden wódz, jeden naród, jedna partia.A w nowym roku, jeśli wierzyć we wpływ ducha historii, powinno się wydarzyć wiele spraw. W 2014 r. lewicowa Europa będzie pamiętać o 150. rocznicy powstania Międzynarodówki. Karol Marks był pierwszym przewodniczącym Międzynarodowego Stowarzyszenia Robotników, które gromadziło różne odcienie ruchu robotniczego. Znaleźli się tam komuniści, różne odłamy ruchu socjalistycznego, związkowcy oraz anarchiści. Jednym z pierwszych postulatów nowej organizacji było wprowadzenie ośmiogodzinnego czasu pracy. Dziś, 150 lat później, w kapitalistycznej Polsce znowu trzeba się upominać o prawo do ośmiu godzin pracy. Wielu Polaków pracuje za długo bez żadnego dodatkowego wynagrodzenia.Na spotkaniu założycielskim pierwszej Międzynarodówki w Londynie podkreślano, że wolność polityczna musi iść w parze z wyzwoleniem spod presji ekonomii. Warto przypominać o tym banale wszystkim,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Agnieszka Wolny-Hamkało Felietony

Kanapeczkę?

Był mroźny, piękny wyż. Pociąg mknął przez noc jak raca. W EuroCity na trasie Wrocław-Warszawa cicho szumiały laptopy. W wagonie bezprzedziałowym ciszę raz po raz przerywał dyskretny dzwonek telefonu. Jakaś kobieta rozpyliła delikatne perfumy. Szeleściły luksusowe czasopisma wydawane na błyszczącym papierze. W oknach nadawano śnieg i światła górnośląskich miasteczek. Wtem… „Kanapeczkę z rzodkieweczką, Misiu?”, padło z głębi wagonu. „Hę?”, pomyślałam, bo coś tu do siebie nie pasowało, nie przylegało jakby. „Z masełkiem, na razowym chlebku, Misiu?”. „Heh”, odparowałam w myślach i powróciłam do medytacyjnych, kojących obrazów śniegu. „A gazetkę?”, głos żeński nadal atakował. Jeśli zapyta: „Przeglądzik”, „Polityczkę” czy „Niusłiczek”, to szukam hamulca i rzucam się w śnieg, śnieżek. Zaatakowana znienacka przez zdrobnienia zaczynam się zastanawiać, jak brzmi zdrobnienie od „Wyborcza”. Wyborczka? Coś pomiędzy czkawką a wybroczyną, nieładnie.To jest jak łaskotanie piórkiem od wewnątrz, ta nerwica natręctw: „Bileciki”, mówi konduktorek. „Herbatkę?”, pyta facecik z wózeczkiem. To jakiś koszmar. Szczypię się w udko, ciągnę za włoski. A właściwie czemu nagle zrobiłam się nerwowa? Co tak mnie, spokojną, wręcz drastycznie leniwą, zirytowało? Bogu ducha winne zdrobnienia? Natychmiast zaczęłam drążyć swój mózg (czy móżdżek?) w poszukiwaniu odpowiedzi, zakodowanych w podświadomości traum, nieprzytomnych zapisów,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Pytanie Tygodnia

Co było najśmieszniejszym, najzabawniejszym wydarzeniem w roku 2013?

Krzysztof Daukszewicz, tekściarz, satyryk, felietonista, piosenkarz Najzabawniejszy był agent Tomek, bo to klasyczny przykład odpłaty: jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. Podsłuchiwał i jego podsłuchali, nagrywał i jego nagrali. Zmontował aferę i sam stał się bohaterem afery. Nikt by tego lepiej nie wymyślił. Leszek Malinowski, kabaret Koń Polski Dla mnie najśmieszniejszy był blef prof. Rońdy, eksperta Macierewicza, dotyczący katastrofy smoleńskiej, który przyznał się, że robił jaja. Politycy jako kompletnie niewiarygodni powołują w różnych sprawach profesorów, ale i ci okazują się jajcarzami. Jak tak dalej pójdzie, to wiarygodna naukowo będzie jedynie prognoza pogody według górali. Rafał Kmita, kabaret Grupa Rafała Kmity Narodowy Fundusz Zdrowia i jego sposób funkcjonowania odsłania system, jakiego nie powstydziłby się żaden profesjonalny kabaret. Mało tego, gdyby na jakimś festiwalu czy konkursie dla kabaretów zaprezentować, czego żąda się od człowieka, który przychodzi po poradę, na zabieg lub usługi rehabilitacyjne, to NFZ bezapelacyjnie dostałby pierwszą nagrodę. Jako juror takich konkursów wiem, co mówię. Do tej pory nie chorowałem, ale niedawno zdarzyło mi się skorzystać z usług tej firmy – byłem rozbawiony do łez. Marcin Daniec, aktor kabaretowy, satyryk Śmiesznych rzeczy zebrało się tyle, że na kolejny rok

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przebłyski

Co łączy Siwca ze Schetyną i wiatrakiem na Woli?

Marka Siwca z Grzegorzem Schetyną łączy miniona potęga. Obydwaj, choć z konkurencyjnych obozów, byli nie tak dawno bardzo, bardzo wysoko. Mieli ogromne wpływy. Opływali w zaszczyty. A duma i godność osobista szła z nimi tak szeroko, że jak ktoś nadepnął, to gorzko żałował. Obydwaj mieli krew gorącą i ten specyficzny sposób traktowania innych, który lud nazywa traktowaniem z buta. Gdy byli mocni, ludzie zgrzytali zębami, ale milczeli. No bo kto silnemu podskoczy? Ale wystarczyło, że Schetyna padł we własnym mateczniku, by zaprzeszłe lizusy stały się okrutnymi prześmiewcami. W obiegu pojawiły się różne historyjki. Nam szczególnie spodobały się dwie. Jedna, jak to w maju 2001 r. Schetyna krzyczał przez telefon do posła Nitrasa: „Świat jest tak zbudowany, że jak ja coś każę, to ma być, kurwa, zrobione, rozumiesz?”. I druga, z 2007 r.: „Jak ja wchodzę, to ty wstajesz, zrozumiano?”. Zrozumiano aż za dokładnie. Wynik znamy.A Marek Siwiec? O miejscu, w którym znalazł się europoseł, nikt by pewnie nie wiedział, gdyby nie „Dziennik Trybuna”, który lubi pisać o dinozaurach. Zwłaszcza tak zapobiegliwych jak Siwiec, znany z dbania o własne interesy. Na wielkopolski zjazd Twojego Ruchu przyjechało 230 działaczy z całego województwa. Siwiec przywiózł 185, czyli nawet więcej, niż ma sympatyków. Ale gdyby policzyć rodziny i znajomych królika, czyli asystentów Siwca, to mogło się

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Zdrowie

Wyjdźcie z cienia!

Media bardzo chętnie opisują historie kobiet, którym udało się pokonać raka piersi. O pacjentkach, u których doszło do nawrotu choroby, milczą Rak piersi jest najczęstszym nowotworem u kobiet i drugą – po raku płuca – przyczyną ich śmierci. Pomimo ogromnych postępów w medycynie zapadalność na ten rodzaj nowotworu nie maleje, lecz wzrasta. Jeszcze kilka lat temu 11-15 tys. Polek dowiadywało się, że są chore i muszą się poddać leczeniu, obecnie z tą dramatyczną diagnozą musi się zmierzyć ok. 17 tys. kobiet. Wiele po trudnej do zniesienia terapii wraca do codziennych obowiązków, ale te, u których rozpoznano zaawansowanego raka piersi, muszą się nauczyć z nim żyć. Tak długo, jak długo wystarczy im sił. Bez gwarancji wyzdrowienia Kampanie edukacyjne, zachęcające kobiety do samobadania piersi i regularnego zgłaszania się na mammografię (a w młodszym wieku na USG), przynoszą coraz lepsze efekty. Według statystyk, dzięki badaniom przesiewowym zmniejszył się stopień zaawansowania choroby w momencie diagnozy – u mniejszej liczby kobiet wykrywa się bardziej zaawansowany nowotwór. Z danych Krajowego Rejestru Nowotworów wynika, że odsetek osób, które przeżywają pięć lat, wzrósł do ok. 77%. Jednak ani wczesne wykrycie, ani szybkie podjęcie leczenia nie gwarantuje sukcesu.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Upór Mikołajczyka, strata Polaków

Gdyby rząd londyński podporządkował się decyzjom Wielkiej Trójki, wróciłby do Warszawy jako wyłączny gospodarz Polski W literaturze historycznej głośno u nas o Jałcie jako synonimie zdrady Polski przez zachodnich aliantów. Przekreśliła ona bowiem odrodzenie Polski niepodległej i suwerennej. „Uchwały jałtańskie wywołały głęboki wstrząs w opinii wszystkich Polaków na Zachodzie”, czytam u Tadeusza Żenczykowskiego w „Dramatycznym roku 1945”. Dlaczego dopiero uchwały jałtańskie konferencji Wielkiej Trójki w dniach 4-11 lutego 1945 r.? Takim wstrząsem powinien stać się dla Polaków już Teheran – pierwsza konferencja Wielkiej Trójki trwająca od 28 listopada do 1 grudnia 1943 r. Już tam bowiem trzej sojusznicy uzgodnili, że Polska będzie musiała zrezygnować z kresów oraz generalnie uporządkować swoje stosunki z ZSRR. Rząd londyński prawdę teherańską znał, chociaż na zewnątrz długo udawał niezorientowanego. Gdyby podporządkował się podjętym wówczas decyzjom, wróciłby do Warszawy jako wyłączny gospodarz Polski, bez udziału lewicy. Stalin zgodził się, by powrót taki zabezpieczały międzynarodowe gwarancje Wielkiej Trójki. Ostateczna zgoda na linię Curzona z korektami pozwoliłaby przywrócić stosunki dyplomatyczne między Polską a ZSRR. To z kolei oznaczałoby, że Moskwa oficjalnie i uroczyście uznaje rząd na uchodźstwie za jedynego prawowitego spadkobiercę II Rzeczypospolitej.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Nauka

Bitcoiny i pizza za 6 mln dolarów

Wirtualne waluty i nowoczesne programy zapewniają anonimowość w sieci „Zapłacę 10 tys. bitcoinów za kilka pizz, np. za dwie duże, żeby zostało mi na jutro, lubię później dojadać resztki”, napisał w maju 2010 r. na forum internetowym Laszlo Hanyecz, informatyk z Florydy. „Możecie sami ją zrobić albo mi zamówić, chciałbym dostać jedzenie w zamian za bitcoiny, samemu go nie zamawiając. Na pizzy lubię cebulę, paprykę, kiełbasę, pieczarki, pomidory i pepperoni – standardowe dodatki, bez ryby i innych dziwactw”, dodał w ogłoszeniu. Szybko znalazł chętnego i za chwilę cieszył się z dwóch dużych pizz z sieci Papa Joe’s. Była to pierwsza zapłata nową wirtualną walutą, bitcoinem (BTC). Wiosną 2010 r. wiedziała o nim garstka ludzi, a jego wartość była znikoma – 10 tys. BTC równało się ok. 41 dol. Laszlo żałuje 30 listopada 2013 r., niecałe dwa i pół roku po pierwszej transakcji, 10 tys. BTC było już warte ok. 12 mln dol. (obecnie ok. 10 mln). Był to szczyt popularności nowej waluty, której wartość wzrosła w tym roku prawie 86 razy! W ostatnich 12 miesiącach nieznany dotychczas bitcoin znalazł się w centrum dyskusji o przyszłości rynków finansowych. Jedni widzieli w nim

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.