Anatomia obsesji

Anatomia obsesji

W dziedzinie wysokogórskich zdjęć wspinaczkowych w kinie fabularnym podnieśliśmy poprzeczkę tak wysoko, że trudno będzie temu dorównać. Chyba że sami spróbujemy Marcin Polar – reżyser filmów dokumentalnych, operator filmowy, autor zdjęć filmowych w warunkach ekstremalnych, m.in. ujęć górskich w filmie „Biała odwaga” Marcina Koszałki. W recenzjach „Białej odwagi”, także tych krytycznych, pojawia się jeden wspólny ton: Tatry nigdy nie wyglądały tak pięknie. Gratulacje, to twoja zasługa. Zastanawiam się, jak cię najlepiej przedstawić. „Operator ekstremalny”. Może być? – Skoro już musimy szufladkować… Przede wszystkim jestem operatorem filmowym, natomiast czymś, co lubię najbardziej i uczyniłem z tego swoją dodatkową specjalizację, są ujęcia ekstremalne wszelkiego rodzaju. Dopowiedzmy zatem, że chodzi o zdjęcia górskie, jaskiniowe i podwodne. – Można powiedzieć, że chodzi o zdjęcia eksploracyjne, gdyż dotyczą różnych motywów eksploracji nieznanego lub trudnego do poznania z tej niezwykłej perspektywy świata. Być może dlatego np. w nurkowaniu bajkowe ujęcia raf koralowych, z całym tym tak często pokazywanym kolorytem rybek i ukwiałów, są dla mnie mniej interesujące niż te z nurkowania do zatopionych wraków lub z zalanej kopalni. Jednym z takich ciekawych dla mnie projektów było nurkowanie w solance w kopalni soli w Wieliczce – gdzie zasolenie jest większe niż w Morzu Martwym. Przypadkowe zalanie maski nie wchodzi w grę, bo taka woda wypali ci oczy, a najmniejsze skaleczenie piecze jak cholera. Żeby w ogóle móc się zanurzyć, trzeba na siebie wrzucić ponad 40 kg ołowiu. Aby sprzęt nie ucierpiał, zaraz po wynurzeniu musisz dokładnie wypłukać go (oraz siebie) w beczce ze słodką wodą. Wystarczy zanurzyć na krótko linę w solance, by po wyschnięciu zamieniła się w coś na podobieństwo szaszłyka z kryształów solnych. Po wszystkim wyciągałem z uszu pojedyncze kryształki soli jeszcze wiele dni po nurkowaniu. Twój pierwszy film, znakomity skądinąd krótki metraż dokumentalny „Kolekcja”, to przykład całkiem „grzecznej” roboty operatorskiej. Drugi dokument, „Harda”, to już film ekstremalny. – Prace nad „Kolekcją” i „Hardą” startowały równolegle – oba te projekty składałem do Studia Munka na program „Pierwszy dokument”. W „Kolekcji” skoncentrowałem się na starszym człowieku i jego idée fixe ocalenia od zapomnienia przeszłości zastygłej w starych przedmiotach. To było stosunkowo proste zadanie operatorskie – filmowanie w klasyczny sposób ze statywu, przy zastosowaniu głównie nieruchomych, fotograficznych kadrów. W tym samym czasie rozwijałem pasję do eksploracji jaskiń, która w połączeniu z pasją do kina zaowocowała nakręceniem filmu w ekstremalnych warunkach, czyli w świeżo odkrytej jaskini wysoko w Tatrach. „Harda” okazała się ogromnym wyzwaniem pod względem realizacyjnym, ale jednocześnie pozwoliło mi to na rozwinięcie unikatowych umiejętności, których nie uczą w szkole filmowej. By uściślić, muszę strzelić z narcystycznej grubej rury. Któregoś letniego popołudnia, błąkając się po zboczach Czerwonych Wierchów, odkryłem otwór nieznanej jaskini. Ze względu na opór, jaki nam stawiała w pierwszej fazie eksploracji, nazwałem ją Jaskinią Hardą. Ty zrobiłeś o niej impresję dokumentalną, którą po raz pierwszy pokazałeś na Sundance… – A potem na 70 kolejnych festiwalach na całym świecie. Zdjęcia do filmu rozpoczęliśmy niedługo po odkryciu jaskini i pierwszych zjazdach do Studni Absolutu – 50-metrowej pionowej czeluści, największej w całej jaskini. W filmie jej nie ma – zostały same klaustrofobiczne wstępne partie. – Ale to nie znaczy, że nie zjeżdżaliśmy na dno wielkiej studni. Były różne pomysły, całkiem szalone, np. myślałem o tym, żeby zrzucić do Absolutu kamerę GoPro i zrobić ujęcie z perspektywy spadającego kamienia (o ile plik przetrwałby 50-metrowy lot, bo kamerę miałem zamiar poświęcić). Odstąpiłem od tego po kilku testach, kiedy się okazało, że tak dużej przestrzeni nie da się odpowiednio oświetlić – kamera właściwie niczego by nie zarejestrowała. Koncepcja zdjęć do „Hardej” bardzo długo ewoluowała. Gdy zaczynałem realizację filmu, byłem świeżo po kursie taternictwa jaskiniowego, fascynowały mnie wielkie gabaryty tatrzańskich podziemi, struktura skał, ale kiedy poznałem Jarka Surmacza, współodkrywcę Hardej, zrozumiałem, że powinienem zrobić film o smaku odkrywania dziewiczych partii. O tzw. amoku eksploracyjnym. Film urywasz w momencie, z którego nie wynika wcale, że jaskinia „puściła” dalej. Zostaje sam mozół eksploracji w nieprzyjaznym terenie. Zjazdu też nie nakręciłeś w samym Absolucie, tylko w głębokiej szczelinie tektonicznej, zwanej Niewąską

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 13/2024, 2024

Kategorie: Kultura, Wywiady