Ten rok będzie chyba średni

Ten rok będzie chyba średni

Dawno, dawno temu, gdzieś w głębokim PRL-u, pod koniec lat 60., prof. Konstanty Grzybowski, zakończywszy składanie swoim studentom życzeń noworocznych, popadł na chwilę w głęboką zadumę, po czym dodał: „Ten nowy rok będzie na pewno rokiem średnim. Będzie gorszy od poprzedniego, ale na pewno lepszy od następnego”. To pesymistyczne proroctwo przypomniało mi się, akurat gdy siadałem do pisania felietonu, który ma trafić do noworocznego wydania PRZEGLĄDU. Obawiam się, że proroctwo profesora może się spełnić i tym razem. Kończy się dziwny rok 2020. Rok pandemii, wyborów prezydenckich i, co tu dużo mówić, swoistych sukcesów polskiej dyplomacji. W rok 2021 Polska wkroczy z wciąż istniejącą pandemią, z Andrzejem Dudą jako lokatorem Pałacu Prezydenckiego, z rządem PiS. Jedynym pozytywnym wydarzeniem końca roku było to, że rząd – wbrew naciskom i szantażom swojego sojusznika w postaci ziobrystów – nie zawetował unijnego budżetu. Zadowolił się tym, że Unia doprecyzuje, co rozumie przez praworządność – znaczenia tego pojęcia w żaden sposób nie mogli rozgryźć nie tylko ziobryści, ale nawet całe PiS i rząd z premierem i wicepremierami, no, może poza Gowinem, bo ten dawał do zrozumienia, że sens pojęcia praworządność jak przez mgłę rozpoznaje. Nie wiem, co zrobi Unia Europejska, ale myślę, że do budżetu doda link do Wikipedii albo do Google, gdzie praworządność jest dość dobrze zdefiniowana i bardzo przystępnie objaśniona, tak że przy pewnym wysiłku nawet poseł Suski i europoseł Jaki będą mogli co nieco zrozumieć. To, że ostatecznie rząd nie zdecydował się na weto, że premier nie pozazdrościł Sicińskiemu i nie wszedł do historii jako ten, który polski wynalazek liberum veto pierwszy na forum europejskim zastosował, to dobrze. Bałem się, że niesiony polityką historyczną to zrobi. Mniej z historią obeznanym wyjaśniam, że niejaki Władysław Siciński to ten, który w roku 1652 jako pierwszy użył weta, zrywając Sejm. Przez lata liberum veto, jedna z przyczyn upadku Polski, było przez współczesnych zachwalane jako źrenica wolności, której bronić trzeba za wszelką cenę. Jednak z czasem lud szlachecki na tyle zmądrzał, że nie tylko w Konstytucji 3 maja zniósł tę niemądrą i szkodliwą zasadę, ale też swoją niechęć, a nawet nienawiść zwrócił ku Sicińskiemu. Legenda mówiła, że truchło jego ziemia co rusz ze swego łona wyrzucała. Żaden grób przyjąć go nie chciał. Wożono więc wysuszone, zmumifikowane ciało imć Sicińskiego w otwartej trumnie po całej Litwie, aż się upicki proboszcz zlitował i trumnę ustawiono w zakrystii tamtejszego kościoła. No i już się bałem, że jak Siciński wszedł do historii jako prekursor, tak Morawiecki wejdzie jako kontynuator. Może ta rola by mu nawet odpowiadała, ale Polski szkoda! Nie wygłupiliśmy się ostatecznie z tym wetem, ale grożąc nim, naraziliśmy się całej Europie. Poza orbánowskimi Węgrami nikt nas nie poparł! Żadna Grupa Wyszehradzka, żadne Międzymorze, żaden sąsiad! Co więcej, żadne z pozostałych 25 państw UE nie bało się, że powiązanie wypłat z budżetu ze stanem praworządności zagrozi ich suwerenności, tylko Polska i Węgry miały takie obawy. Żadne z 25 państw nie widziało w takim powiązaniu naruszenia prawa Unii ani tym bardziej zagrożenia dla niej. Tylko Polska i Węgry tego się dopatrzyły. Skądinąd wiadomo, że tylko Polska i Węgry naprawdę mają problemy z praworządnością, stąd taka alergia ich przywódców na wiązanie czegokolwiek ze stanem praworządności. W tym okresie droczenia się z Unią (czytaj z całą Europą, poza Węgrami) i psucia sobie stosunków nie tylko ze Wspólnotą, ale też z każdym z 25 jej państw oddzielnie, polską polityką zagraniczną kierowali dwaj kłócący się politycy: Morawiecki i Ziobro. Gdzieś w tle był jeszcze prezes Polski (ostatnio na etacie wicepremiera), rad, że raz jeszcze w tym sporze może być rozjemcą. Wyglądało na to, że w Polsce nie ma ministra spraw zagranicznych. A podobno jest! Podobno nazywa się Rau. W tych gorących dniach nie było w ogóle widać prezydenta, który w sprawach zagranicznych akurat ma konstytucyjne kompetencje. Objawił się ledwie na chwilę, interweniując u wicepremiera w sprawie projektu zamykania stoków narciarskich. Ale nawet w tej błahej w sumie sprawie prezydent nie odniósł sukcesów. Stoki będą zamknięte! Złośliwi mówią, że Kancelaria Prezydenta jest tak słaba merytorycznie, że nie wiedzieli tam, że nie z tym wicepremierem należy łączyć prezydenta, jeśli ten chce coś załatwić. No i nie załatwił.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 01/2021, 2021

Kategorie: Felietony, Jan Widacki