Biedny inteligent patrzy na Dodę

Biedny inteligent patrzy na Dodę

Celebryci – czy tego chcemy, czy nie – są odbiciem stanu polskiego społeczeństwa Facet wyglądał jak inteligent – ubrany był w jasnoniebieską koszulę i tweedową szarą marynarkę – i w rzeczy samej był inteligentem. A dokładnie profesorem AGH w Krakowie. Jechaliśmy pociągiem z nowej do starej stolicy Polski, rozmawiając o wystawie Sasnala, konkursie chopinowskim i bieżącej polityce. Gdy kurtuazyjna rozmowa dobiegła końca, ów profesor schował się za płachtą zagranicznego periodyku naukowego. Traf chciał – a raczej nie traf, lecz stan polskich kolei – że pociąg nagle stanął. Wówczas towarzyszowi podróży wypadło świeżutkie wydanie „Życia na Gorąco”, tygodnika specjalizującego się w barwnym opisywaniu życia gwiazd. Profesor spąsowiał, do końca drogi nie odezwał się ani słowem. Bał się, że wyszedł na jaw jego wstydliwy sekret? Zainteresowanie życiem celebrytów bynajmniej mnie nie zdziwiło ani nie zniesmaczyło. Celebrytami bowiem mniej lub bardziej interesujemy się wszyscy. Śledzenie celebryckich newsów jest egalitarne i powszechne, choć wielu z nas boi się do wstydliwej fascynacji przyznać. W dobrym tonie jest interesowanie się ambitną literaturą, a nie plotkami. Zgodnie z bon motem, że inteligentni ludzie interesują się ideami, a głupi innymi ludźmi. Czy jednak jest coś bardziej ludzkiego niż zainteresowanie innym człowiekiem, nawet jeśli nosi znamiona wścibstwa? Z czego się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie „Wprawdzie to właśnie publiczność sprawiła, że celebryci stali się celebrytami, (…) ale ta sama publiczność zawdzięcza celebrytom swoje własne istnienie. Gdyby nie czynność wynoszenia celebrytów na świeczniki, ponad-sąsiedzka, ponad-narodowa, ponad-partyjna, ponad-ideologiczna, ponad-klasowa publiczność, pozbawiona alternatywnego scalającego paliwa i ucieleśniona (…) tylko w statystyce sprzedanych płyt, biletów kinowych lub koncertowych albo ilustrowanych tygodników, nie miałaby okazji zaistnieć”, pisał już prawie 15 lat temu Zygmunt Bauman w przedmowie do głośnej książki „Znani z tego, że są znani. Celebryci w kulturze tabloidów”. Autorem wspomnianej książki jest prof. Wiesław Godzic, filmoznawca, medioznawca i socjolog, autor interdyscyplinarnego badania „Celebryci w polskiej przestrzeni medialnej i społecznej”. W opracowaniu tym, jak ocenia prof. Kazimierz Wolny-Zmorzyński, odbija się jak w lustrze marna kondycja polskiego społeczeństwa, goniącego za sensacją, przywiązującego wagę do tego, co mało wartościowe, biorącego przykład najczęściej z osób niewykształconych i płytkich. Zdaniem badacza masy dobrowolnie i bezmyślnie poddają się manipulacji mediów i ich twórców, bo same są niewykształcone i nie umieją odróżnić rzeczy wartościowych od mało istotnych. To dosyć ostra opinia o relacjach między celebrytami i ich odbiorcami. Sam prof. Godzic widzi pożytek z istnienia celebrytów. Jego zdaniem opowieść o celebrytach jest doskonałym sposobem opowiadania o współczesnej Polsce, o obecnych nad Wisłą systemach zachowań, rolach społecznych i aspiracjach Polaków. Bo jeśli niemal wszystkie nastolatki chcą być influencerkami, celebrytkami, chcą być znane i bogate, to skądś ta inspiracja musi pochodzić. Pomimo tej fascynacji nasz oficjalny stosunek do celebrytów bywa niejednoznaczny. – Freud mówił, że coś kochamy i nienawidzimy jednocześnie – wyjaśnia prof. Godzic, badający zjawisko celebrytów od wielu lat. – Chcemy być jak celebryci, chcemy ubierać się tak jak oni i korzystać jak oni z różnych luksusów, ale zazwyczaj nie stać nas na markowe ciuchy, buty ani gadżety. Z drugiej strony jesteśmy zazdrośni, że oni mają produkty oryginalne, a my zaledwie licencjonowane podróbki. W związku z tym cieszymy się z porażek celebrytów, mniej im wybaczamy. Gdy np. taką gwiazdę złapią na jeździe po pijaku, to jesteśmy bezwzględni – podkreśla profesor. O ambiwalencji naszego stosunku do celebrytów pisał też Zygmunt Bauman: „Te serca biją jak nasze. Te sny do złudzenia nasze marzenia (a czasem koszmary) przypominają. Te wzloty i upadki to nasze małe satysfakcje i przykre potknięcia, tyle że na wielki ekran rzucone, by więcej ludzi, i dokładniej, mogło się im przyjrzeć, a przyglądając się, tłumnie im wagi przysporzyć. Żywoty celebrytów biją tym samym, co nasze, rytmem – tyle że głośniej. Schodzą się i rozchodzą, kłócą się i godzą, popadają w nałogi i z nałogów się leczą, zbierają oklaski i gwizdy. Hołdując celebrytom, składamy hołd sobie. (…) Uznając poczynania celebrytów za godne uwagi, pozyskujemy uznanie dla swoich. A wszak trudno o krzywdę okrutniejszą i boleśniejszą od odmowy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 01/2022, 2022

Kategorie: Kraj