Jeśli historia jest polem bitwy, to powstanie warszawskie jest jednym z najbardziej zażartych bojów. Trudno dołożyć coś nowego, niełatwo odnaleźć inną, niezbadaną, nieodkrytą wcześniej perspektywę. I nie mam tu ochoty wyzłośliwiać się nad radną PiS, która zareagowała przenajświętszym oburzeniem na naklejki z powstańczą kotwicą i towarzyszącymi jej słowami: przeciw faszyzmowi, bo nawet absurd ma swoje granice. W przeciwieństwie, jak się okazuje, do bezgranicznej ignorancji. Docenić można te wysiłki, które pozwalają przypomnieć (a dzisiaj pewnie precyzyjniej byłoby powiedzieć: uświadomić) tło społeczne i wymiar polityczny powstania jako wydarzenia przygotowującego budowę nowej Polski po wojnie. W tym kontekście ważne było ostatnio przywołanie przez Martę Tycner i Adama Tycnera w magazynie „Kontakt” tekstu Zygmunta Zaremby, socjalisty, publicysty, emigracyjnego polityka, członka podziemnego parlamentu, który pisał w 1944 r.: „Od czasu klęski wrześniowej, w której załamał się fizycznie i moralnie system sanacyjnej dyktatury, życie Polski wyraźnie oparło się o siły ludowe. Fundamentem, z którego wyrosła nieugięta walka narodu w czasie okupacji, tak na odcinku wojskowym, jak i cywilnym, były PPS i Stronnictwo Ludowe. Związek Walki Zbrojnej, powstały w końcu 1939 roku, przekształcony później w Armię Krajową, przyjął za podstawę polityczną sojusz robotniczo-chłopski. Krajowe Porozumienie Polityczne, będące w pierwszej fazie głównym ogniskiem kierowniczym oporu polskiego, i późniejsza Rada Jedności Narodowej, funkcjonująca jako parlament Polski Podziemnej, bazowały przede wszystkim na siłach PPS i Stronnictwa Ludowego. W wyniku zwrotu dziejów ciężar walki i odpowiedzialności narodu przeszedł na masy ludowe i mimo oporu stawianego przez żywioły wsteczne, przemiana ta znalazła szeroki wyraz w wewnętrznym życiu Polski Podziemnej. Było ono przesiąknięte na wskroś ideałami demokracji nie tylko politycznej, ale i społecznej” („Społeczne oblicze powstania”, tekst pierwotnie ukazał się 3 września 1944 r. w „Robotniku”, dzienniku PPS wydawanym w powstańczej Warszawie, potem wszedł do książki Zaremby „Powstanie sierpniowe”, wydanej po angielsku jako „The Warsaw Commune”). Dalej dookreślany był przez Zarembę szkielet systemu politycznego powojennej demokracji: „Podstawami ustroju Polski, jako Rzeczypospolitej demokratycznej, będą: a) przyszła konstytucja, zapewniająca sprawne rządy, zgodne z wolą ludu; b) demokratyczna ordynacja wyborcza do ciał ustawodawczych i samorządowych, dająca wierne odzwierciedlenie opinii społeczeństwa; c) przebudowa ustroju rolnego przez parcelację przeznaczonych na ten cel posiadłości niemieckich i obszarów ziemskich ponad 50 ha oraz kierowanie nadmiaru ludności rolnej do pracy w przemyśle i rzemiośle; d) uspołecznienie kluczowych gałęzi przemysłu; e) współudział pracowników i robotników w kierownictwie i kontroli produkcji przemysłowej; f) zagwarantowanie wszystkim obywatelom pracy i dostatecznych warunków bytu; g) sprawiedliwy podział dochodów społecznych; h) upowszechnienie oświaty i kultury”. Zarówno te teksty, jak i kontekst polityczny opisywany choćby w systemie edukacji powszechnej – żeby nie wspominać o wysiłkach propagandowych IPN, dla którego powstańcza odyseja i jej wymiar nie tylko zbrojny przestały być w ostatnich latach istotne, bo wypiera je bałwochwalcza i kłamliwa próba rehabilitacji skrajnych, prawicowych formacji zbrojnych typu NSZ – znalazły się na marginesie historycznej opowieści. Pokusa baśniowego uprawiania polityki historycznej niestety dominuje od lat, pochłaniając gigantyczne środki publiczne. Służy polaryzacji i bardzo bieżącej, doraźnej perspektywie budowania konfliktu politycznego, za cenę skrajnego w najlepszym razie spłaszczenia lub po prostu wygenerowania opisu niewytrzymującego jakiejkolwiek weryfikacji. Od miesięcy niemal codziennie w swoim czasowym miejscu pracy oglądam Warszawę z praskiej strony. Miasto, którego nie było – żyje. Mieszkańcy pracują, bawią się, martwią i cieszą. Miasto przeżyło własną śmierć. Narodziło się nowe życie. Nad tamtą ofiarą dobrze pochylić się w milczącym wspomnieniu i współczuciu. Nie warto mitologizować tamtych strasznych, okrutnych, pełnych cierpienia i śmierci dni. Trzeba o nich pamiętać, bo Warszawa musi dalej żyć i powinno to być lepsze życie. Również do tego wysiłku lektura tekstu Zaremby może być bardzo przydatna. Nieskończenie bardziej niż ryki pogrobowców polskiego faszyzmu i dymy z ich rac, którymi zawłaszczają kolejne bolesne wspomnienie. Share this: Click to share on Facebook (Opens in new window) Facebook Click to share on X (Opens in new window) X Click to share on X (Opens in new window) X