Bóle głowy przed Katarem

Bóle głowy przed Katarem

Postawa i gra Lewandowskiego to tylko jedna z wielu mundialowych niewiadomych

W piłkarskiej reprezentacji Polski występuje – zdaniem wielu – najlepszy napastnik świata Robert Lewandowski. Podczas minionego lata byliśmy chcąc nie chcąc świadkami jego perypetii związanych z przenosinami z Bayernu Monachium do FC Barcelony. Także w nowym klubie Lewandowski zdobywa gole jak na zawołanie. Z renomą supersnajpera przystępował do meczów z Holandią (0:2 w Warszawie) i Walią (1:0 w Cardiff), by nie oddać ani jednego strzału w kierunku bramki przeciwnika. Ani jednego strzału! Biało-czerwoni utrzymali się w dywizji A Ligi Narodów, zapewnili sobie też miejsce w pierwszym koszyku losowania grup eliminacji Euro 2024. Ale najpierw, już za kilka tygodni, finał mistrzostw świata w Katarze. A postawa i gra RL9 to tylko jedna z wielu mundialowych niewiadomych.

Co zrobić z Lewandowskim?

Po części nawet rozumiem, dlaczego Lewandowskiego krew zalewa. Zamiast skoncentrować się na własnej grze, musi nieustannie instruować niektórych kolegów, jak się ustawiać i wybiegać na pozycje. Na reprezentacyjnym poziomie jest zdecydowanie za późno na takie nauki. Wyraźnie widać, że selekcjoner Michniewicz wciąż nie ma jasności co do roli Roberta. Fakt, że Lewandowski jest kapitanem, to oczywistość i problem zarazem. Pojawiał się on już kilkakrotnie, wystarczy chociażby przypomnieć rosyjski mundial. Nie od dzisiaj wiadomo, że kolejni selekcjonerzy mieli znikomy wpływ na postawę oraz sposób gry RL9. Nie inaczej wygląda relacja z Michniewiczem – przecież w pierwszą zagraniczną podróż, po nominacji, wyruszył właśnie do Monachium. Pan Czesław zdaje więc sobie doskonale sprawę, kto rządzi i jest numerem jeden w narodowej kadrze. Najdobitniej świadczy o tym sytuacja z pierwszej połowy konfrontacji z Oranje, którą opisał kapitan narodowej: „Byliśmy przygotowani na nieco inną grę Holendrów, którzy po kilku minutach zmienili taktykę i trzeba było reagować. O tym rozmawiałem przy ławce z trenerem. Reakcja na boisku była zbyt późna”. Komentarz całkowicie zbyteczny.

A tak na rolę naszego asa zapatruje się Robert Szmigielski (Onet): „Zagranie Roberta Lewandowskiego do Karola Świderskiego przy zwycięskim golu z Walią było genialne. Jednak martwi, i to bardzo, że sam »Lewy« na takie podania nie ma co liczyć. Czesław Michniewicz to kolejny już selekcjoner, który nie potrafi odpowiednio dobrać partnerów dla najlepszego napastnika świata. Sześć meczów i dwa gole. Tak wygląda bilans Roberta Lewandowskiego w reprezentacji Polski, odkąd na początku roku objął ją Czesław Michniewicz. Z tych dwóch bramek jedną Robert zdobył z rzutu karnego w spotkaniu barażowym ze Szwecją o awans do finałów mistrzostw świata. Z gry nasz najlepszy piłkarz jedyne trafienie zaliczył w spotkaniu Ligi Narodów z Belgią w Brukseli, gdy dostał doskonałe podanie od Sebastiana Szymańskiego. Było to 8 czerwca. Od tego czasu »Lewy« już nie otrzymał ani jednego dogrania, po którym mógłby zagrozić bramkarzowi rywali. (…) Ale dwa ostatnie spotkania Polaków pokazały, że jeśli sytuacja natychmiast się nie poprawi, to nasz as nie doczeka się pierwszego gola w finałach mistrzostw świata”.

Gwi(a)zdy na Narodowym

22 września biało-czerwoni przegrali 0:2 w żenujący sposób (bo trudno mówić o stylu) z Holendrami. Zamiast futbolowych fajerwerków w wykonaniu polskich gwiazd doczekaliśmy się donośnych gwizdów po zakończeniu spotkania. Najwyraźniej nasi zawodnicy – tak wychwalani za ligowe popisy – zostawili umiejętności w szatniach zagranicznych klubów. Zamiast grać w piłkę, bezproduktywnie za nią biegali. Nie można nad tą kompromitacją przejść do porządku dziennego.

Nie powstrzymał się od ostrej krytyki Maciej Petruczenko z „Przeglądu Sportowego”: „Zaraz po meczu nie miałem nawet ochoty na komentarz, bo moja opinia o stanie polskiego piłkarstwa od lat się nie zmienia. Tak jak Polska parafialna zamyka się na świat w ogóle, a Europę w szczególności, tak i na dworze PZPN wciąż utrzymuje się zatęchła atmosfera szkoleniowego zacofania. Jak na ironię, trenera, który okazał się za słaby na mizerniutką Legię, uczyniono selekcjonerem narodowego teamu. Może dlatego, że już dawno przestał czesać się u »Fryzjera«.

W Polsce nie brakuje piłkarskich talentów, które marnują się w pamiętającym czasy króla Ćwieczka systemie szkolenia. Dlatego najlepszymi graczami naszej – pożal się Boże – Ekstraklasy (Ekstrakasy) są zawodnicy będący outsiderami w ligach zagranicznych. Oczywiście w futbolu już tak jest, że nawet dużo gorsza drużyna może wygrać lub zremisować z dużo lepszą, ale w skali wielu meczów, zwłaszcza na mistrzostwach świata, okazuje się, jakie są naprawdę umiejętności zespołu. W spotkaniu z Holandią nasi reprezentanci, na których cześć zagrano hymn narodowy, pokazali, jak mierne są ich umiejętności techniczne i sprawność fizyczna. Oczywiście piłkarskich talentów w Polsce nie brakuje, ale do międzynarodowej klasy mogą dojść tylko taką drogą jak Robert Lewandowski, poprzez skorzystanie z zagranicznych wzorów. Sam »Lewy« jednak niewiele zdziała w otoczeniu futbolowych słabeuszy. Zwłaszcza wtedy, gdy na dodatek trener reprezentacji nie bardzo wie, kto w niej i w jakim układzie powinien grać”.

Albo wojna, albo przegrana

Najpierw (nagranie ujawnione po meczu w Cardiff, 25 września) zaapelował Wojciech Szczęsny: „Panowie, możemy godzinę gadać o taktyce. Ale jak dzisiaj nie będziemy gotowi na walkę, to nie mamy po co wychodzić na boisko. Wiem, jak wyglądają mecze z zespołami z Wysp. Albo jesteśmy k… na wojnie, albo przegrywamy”. Po nim zabrał głos kapitan Lewandowski. „My musimy walecznością najpierw na boisku pokazać, że chcemy grać, chcemy utrzymać się przy piłce, chcemy strzelić bramkę, dobrze będziemy bronili. Bez tego żadne »pykanie« nam nie pomoże. My jesteśmy reprezentacją, która musi walczyć i do tego dołożyć naszą jakość. Tylko tak możemy dzisiaj wygrać i zdobyć punkty. I to jest nasze zadanie. Dawać! Idziemy!”, mobilizował kolegów przed wyjściem z szatni na boisko.

W Cardiff szału nie było, ale naszym reprezentantom udało się wrócić stamtąd z trzema punktami. Zawdzięczają to fenomenalnej grze Szczęsnego w bramce, bo gdyby nie on, Walijczycy mogli zdobyć nawet trzy gole; a także kapitalnej (zwycięskiej) akcji biało-czerwonych w 58. minucie. Wtedy Jakub Kiwior posłał piłkę w pole karne do Roberta Lewandowskiego, ten błyskotliwie odegrał do Karola Świderskiego, a napastnik w sytuacji sam na sam nie dał żadnych szans Wayne’owi Hennesseyowi. W zasadzie byłoby tyle dobrego.

Jakub Kiwior – kto to taki?

Do rozpoczęcia katarskiego mundialu pozostały niespełna dwa miesiące, co oznacza, że czas na jakiekolwiek testowanie jest ograniczony do minimum. Selekcjonerzy większości reprezentacji nadają im już ostateczny szlif. Niepewna jest obsada dwóch, może trzech pozycji lub wyjściowa formacja. W wypadku kadry Polski prawie wszystko jest niepewne. Nasza gra jest nieprzekonująca, natomiast wybory Czesława Michniewicza w wielu wypadkach są kwestionowane.

Poza pewniakami, takimi jak Lewandowski, Szczęsny czy Zieliński, warto zwrócić uwagę na dwóch zawodników. Jednym z nich jest „odkurzony” przez Paula Sousę napastnik Karol Świderski, który w 17 występach w drużynie narodowej zdobył osiem bramek. Z Lewandowskim, najlepszym strzelcem w historii biało-czerwonych, łączy Świderskiego m.in. gol w debiucie. Wychowanek Rawii Rawicz zdobył go w spotkaniu z San Marino (3:0) 28 marca 2021 r. Jego gol w 58. minucie zapewnił Polakom zwycięstwo 1:0. Napastnik amerykańskiego Charlotte FC zdobył też bramkę w pierwszej konfrontacji tych ekip 1 czerwca we Wrocławiu, kiedy trafił w końcówce na 2:1. Ważnych goli w jego wykonaniu było już kilka. 8 czerwca 2021 r. bramka na 2:2 w 88. minucie uchroniła biało-czerwonych od porażki w meczu towarzyskim z Islandią w Poznaniu. Jeszcze większe znaczenie miało trafienie 12 października 2021 r. w Tiranie, które dało polskiemu zespołowi zwycięstwo 1:0 nad Albanią w spotkaniu eliminacji mistrzostw świata, mające duże znaczenie w walce o drugie miejsce w grupie, uprawniające do gry w barażach o awans, zakończonych sukcesem reprezentacji.

Sylwetkę drugiego gracza, Jakuba Kiwiora, który przebojem wywalczył miejsce w podstawowej reprezentacyjnej jedenastce, przybliżył Konrad Ferszter (Sport.pl). „Niewiele ponad trzy lata temu spadał ze słowackiej ekstraklasy i otrzymywał pierwsze powołania do reprezentacji Polski U-20. Dziś nie sposób sobie wyobrazić, że Czesław Michniewicz posadzi go na ławce w pierwszym meczu mistrzostw świata. Jakub Kiwior to największy zwycięzca ostatnich zgrupowań przed mundialem. »W ogóle nie widać, że dołączył do tej drużyny niedawno. Po meczu z Holandią powiedziałem mu: Chłopie, ty tu nie przyjeżdżasz na kadrę, tylko grać w pierwszym składzie. To zawodnik z dużym potencjałem i mam nadzieję, że dalej będzie się tak rozwijał« – tak po meczu z Walią Jakuba Kiwiora komplementował Robert Lewandowski. (…) Dwoma ostatnimi występami w reprezentacji Kiwior zasłużył na pochwały jak mało kto. Po meczach z Holandią i Walią można go nazwać największym wygranym ostatniego przedmundialowego zgrupowania. Kiwior nie tylko udowodnił, że zasługuje na wyjazd do Kataru. Na 57 dni przed meczem z Meksykiem w Dosze trudno wyobrazić sobie bez niego wyjściową jedenastkę. (…)

»Kiwior to zawodnik inny niż Kamil Glik i Jan Bednarek. Kiwior to piłkarz, który nie tylko doskonale broni, ale też znakomicie czuje się z piłką przy nodze i potrafi ją wprowadzić do gry. Takie połączenie to rzadkość u środkowego obrońcy, a on to ma, jak na nowoczesnego stopera przystało«, mówi Sport.pl Jacek Magiera, który trzy lata temu powoływał Kiwiora do reprezentacji Polski do lat 20. Piłkarz Spezii to środkowy obrońca o charakterystyce, o jakiej marzy każdy trener. I nie chodzi tylko o umiejętności, które wymienił Magiera. Równie cenne, a rzadko spotykane, jest też to, że Kiwior to zawodnik lewonożny. To szczególnie istotne dla ustawienia z trójką środkowych obrońców, które preferuje Michniewicz. Lewonożny stoper ustawiony bliżej lewej strony boiska – przynajmniej w teorii – podaje szybciej, dokładniej, bardziej naturalnie”, pisze Ferszter.

„W styczniu 2019 r., kiedy słowacki Železiarne Podbrezová sprowadzał Kiwiora za 10 tys. euro z juniorów Anderlechtu, słyszeli o nim nieliczni – kontynuuje. – Mimo że w tamtym sezonie jego zespół spadł do II ligi, to już pół roku później grał w MSK Żylina. Stamtąd latem zeszłego roku za 2,5 mln euro trafił do Serie A. (…) 22-latek, mimo że występuje w jednym ze słabszych zespołów Serie A, wyróżnia się do tego stopnia, że zainteresował się nim AC Milan. (…)

Tak samo dynamicznie rozwija się kariera Kiwiora w reprezentacji Polski. Jeszcze rok temu, gdy zaraz po transferze nie mieścił się w składzie Spezii, przyjeżdżał na zgrupowania kadry U-21 przed kluczowymi meczami w eliminacjach młodzieżowych mistrzostw Europy. Ostatni mecz w nich rozegrał 7 czerwca przeciwko Niemcom (1:2). Tydzień później miał już na koncie dwa występy w seniorskiej reprezentacji po spotkaniach z Holandią (2:2) i Belgią (0:1) w Lidze Narodów. Tak samo jak w klubach Kiwior wszedł do drużyny bez kompleksów i od razu należał do jaśniejszych postaci na boisku”.

Problem w tym, że to nadal tylko czterech, pięciu piłkarzy, a o sukcesie w futbolu decyduje cała drużyna. Nie chodzi o to, aby była ona wypełniona największymi gwiazdami, musi po prostu funkcjonować jako całość. Nam do tego sporo brakuje. Pierwszy mecz na mistrzostwach w Katarze 22 listopada z Meksykiem – ale to już kompletnie nowy rozdział futbolowej księgi.

Fot. PAP/Leszek Szymański

Wydanie: 2022, 41/2022

Kategorie: Sport

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy