Wertując książkę Jacoba Taubesa „Apokalipsa i polityka. Eseje mesjańskie” (Biblioteka Kwartalnika „Kronos”), natknąłem się na kilka informacji i kilka ogólniejszych spostrzeżeń, nad którymi warto się zastanowić. Dwa słowa, kim był autor. Wykładał na uniwersytetach Wschodniego Wybrzeża (Harvard, Princeton, Columbia), także na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie, dłużej w berlińskim Wolnym Uniwersytecie. Najsłuszniej byłoby przypisać go do „uniwersytetu”, jakim współcześnie (według Władysława Tatarkiewicza) są międzynarodowe konferencje naukowe. Jego ojciec był rabinem, bodajże nie pierwszym w rodzinie. Jacob Taubes zajmował się filozofią religii, ale nie był typem uczonego specjalisty, raczej intelektualistą o szerokich zainteresowaniach. Ci, którzy go dobrze znali, wysoko cenili jego intelekt, a ci, którzy znali go jeszcze lepiej, źle się wyrażali o jego charakterze. Rektor Uniwersytetu Hebrajskiego, który go zatrudnił, miał mu zarzucać „brak elementarnych reguł dobrego wychowania, zamiłowanie do hucpy i prowokacji”, co powtarzam za autorem wstępu, Piotrem Nowakiem. Przyznam się przy okazji, że nie wiem dobrze, co znaczy słowo „hucpa”. Taubes stał się sławny po śmierci dzięki książce „Teologia polityczna świętego Pawła”. Może to za jego sprawą, a może z innych przyczyn poglądy św. Pawła Apostoła cieszą się obecnie zainteresowaniem w kręgach modnie myślących. Co mnie w tej książce zainteresowało, to przede wszystkim sam tytuł. Termin „teologia polityczna” jest wzięty od Carla Schmitta, niemieckiego teoretyka prawa, w swoim czasie zamieszanego w aferę hitleryzmu. Okazuje się, że Taubes, dociekliwy badacz, który wiele pomysłowości interpretacyjnej włożył w to, aby św. Pawła przywrócić tradycji żydowskiej, znajdował się pod wpływem Carla Schmitta, a zwłaszcza jego rozprawy „Teologia polityczna”, i bądźmy do końca ściśli, głównie czwartego rozdziału tej rozprawy, „Filozofia państwa w dobie kontrrewolucji”.
Artykuł „Carl Schmitt – apokaliptyk w służbie kontrrewolucji” Taubes tak zaczyna: „Chciałbym złożyć hołd Carlowi Schmittowi, duchowi staremu i aż do późnej starości niespokojnemu – chociaż jako zdeklarowany Żyd należę do tych, którym przykleił on etykietkę »wroga«. Nigdy nie uszło mojej uwagi, że był to dla niego aksjomat. (…) Carl Schmitt nie był teologiem, lecz prawnikiem – ale był prawnikiem stąpającym po gorących jeszcze śladach teologów. Teologowie mają skłonność definiować wroga jako to, co musi być unicestwione. Carl Schmitt miał nadzieję, że jako prawnik zdoła uniknąć morderczych konsekwencji teologicznej koncepcji wroga” (s. 427). Nawiasem mówiąc, błędem polskich zwolenników Schmitta było przypisywanie mu teologicznej koncepcji wroga i nieodróżnianie od niej koncepcji politycznej i prawniczej.
Pewnego razu do wykładu na Uniwersytecie Hebrajskim Taubes potrzebował pilnie książki Schmitta „Nauka o konstytucji”. Przy tej okazji okazało się, że książkę tę wypożyczył z biblioteki uniwersyteckiej minister sprawiedliwości Izraela Pinhas Rosen. Była mu potrzebna „do rozwiązania pewnych ważnych problemów związanych z projektem konstytucji Państwa Izrael. (…) Przyznam, że byłem raczej oszołomiony niż zachwycony ideą, że konstytucja Izraela (na szczęście do dzisiaj nie powstała) tworzona jest pod dyktando »Nauki o konstytucji« Carla Schmitta”
(s. 435). Weźmy poprawkę na retoryczną przesadę tych zdań, ale nie przekreślajmy kwestii, czy Schmitt nie ma czegoś użytecznego do powiedzenia narodom mającym u swoich granic nieprzyjaciół lub wprost wrogów, wobec których trzeba być czujnym i uzbrojonym. Nie chodzi o teorię konstytucji, lecz teorię polityki. Schmitt swoją teorię polityczności jako relacji: wróg-przyjaciel sformułował w czasach Republiki Weimarskiej, państwa ponad wytrzymałość obarczonego skutkami przegranej wojny i ciągle zagrożonego z zewnątrz i od wewnątrz. Jego teoria ma sens defensywny i opisuje problemy państwa, które ma niebezpiecznych wrogów. W Stanach Zjednoczonych wyznawcy Schmitta (są tacy) mogą się bawić tą teorią na seminariach uniwersyteckich jak pomysłem literackim, ale w Izraelu czy w Rosji niepokojąco ona przypomina o rzeczywistych zagrożeniach, aktualnych, jak w pierwszym przypadku, lub widocznych na horyzoncie, jak w drugim.
Tagi:
Bronisław Łagowski
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy