Od czytelników

Powrót na stronę główną
Od czytelników

Listy

*Musimy poczuć się bezpiecznie Z uwagą i nadzieją przeczytałem w 39 numerze “Przeglądu” artykuł “W obronie własnej” i odpowiedzi na pytanie, czy polskie ustawodawstwo wystarczająco chroni prawo do obrony. Większość wypowiadających się twierdziła, że prawo mamy dobre, natomiast zawodzi praktyka. W tym momencie omal nie straciłem owej nadziei, gdyż takie postawienie sprawy, jak poucza historia, nic dobrego nie wróży. Prawo to nie tylko konstytucja. To również przepisy określające kompetencje, obowiązki i odpowiedzialność instytucji i osób działających w ramach systemu sprawiedliwości. To również systemy kontroli i karania za złą robotę. Sądy są niezawisłe, ale są przecież środki prawne, które mogą wywierać wpływ na zasady orzekania i jakość pracy sędziów. Natomiast prokuratura i tzw. organy ścigania to normalne instytucje, gdzie są przełożeni i podwładni ze wszystkimi konsekwencjami. Wszyscy oni odpowiadają za błędy nie tylko w kategoriach służbowych, ale również karnych i cywilnych. Prawa człowieka dotyczą wszystkich, ale gdy napastnik skutecznie oskarża swoją ofiarę, to prawo jest co najmniej ułomne. Wiadomo, że instytucje wymiaru sprawiedliwości są biedne, sprawy ciągną się w nieskończoność, co znacznie zwiększa ryzyko błędu. Ale to ryzyko, póki co, powinien w całości ponosić potencjalny napastnik, a nie jego ofiara. Nasza policja ma niewątpliwe osiągnięcia w zwalczaniu tzw. przestępczości zorganizowanej, natomiast życie, zdrowie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Od czytelników

Listy

*Zła ustawa antynarkotykowa Klub Dialogu Politycznego im. Zofii Kuratowskiej zdecydowanie sprzeciwia się przyjętej przez parlament nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, zgodnie z którą posiadanie każdej ilości narkotyków uznane będzie za przestępstwo podlegające karze pozbawienia wolności. W Polsce największym dotychczas problemem jest z pewnością uzależnienie od alkoholu i tytoniu. W ostatnich latach doszły też narkotyki. Tak jak zdecydowana większość Polaków również i my jesteśmy zaniepokojeni gwałtownym rozpowszechnianiem się narkomanii, zwłaszcza wśród młodzieży. Jednakże odpowiedzią ustawodawców nie może być populizm i tworzenie złego prawa. A w tej sprawie właśnie tak się stało – porzucono racjonalne myślenie na rzecz wyborczej retoryki i gry na ludzkich emocjach i fobiach. Uchwalone przez parlament restrykcje uderzą głównie nie w handlarzy narkotyków, a w ludzi uzależnionych i w takich, którzy mają przypadkowy kontakt z narkotykami. Będą oni wyłapywani w pokazowych akcjach policji i wsadzani do więzień. Piętno więzienia nie może pozbawiać ich szansy na powrót do normalnego życia. Karanie za posiadanie narkotyków, jak dowodzą przykłady innych krajów, nie ogranicza zjawiska narkomanii, lecz przeciwnie, wywołuje nowe problemy. Nowe przepisy stanowią też ewidentne zagrożenie dla wolności obywatelskiej, gdyż stwarzają dla organów ścigania, w tym policji, olbrzymią swobodę działania nie wykluczającą różnego rodzaju

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Od czytelników

Listy

*Popierając Krzaklewskiego, nadużyto symbolu AK W związku z informacjami prasowymi o oficjalnym poparciu, udzielonym w imieniu Światowego Związku Żołnierzy AK przez Zarząd Główny kandydaturze Mariana Krzaklewskiego na urząd Prezydenta Rzeczpospolitej wyrażam niniejszym zdecydowany protest. My, żołnierze AK, byliśmy żołnierzami Rzeczpospolitej, a nie jakiejkolwiek opcji politycznej. W przeciwieństwie do AL i NSZ nie służyliśmy żadnej partii. To nasza tradycja i przedmiot uzasadnionej dumy. To nas, niezależnie od poglądów osobistych poszczególnych żołnierzy, łączyło w walce i łączyć powinno nadal. Lech Michał Rościszewski ZWZ-AK: 07.1941-01.1945 Żelbet – Kraków Kawaler Krzyża Walecznych Nr 36292 *Czy “Krzak” tak? Jestem już starym człowiekiem, co szczęśliwie zwalnia mnie z potrzeby brania czynnego udziału w życiu politycznym. Skleroza postąpiła ze mną na tyle łaskawie, że mogę temu życiu z zainteresowaniem kibicować. Z żalem, jako kibic, muszę stwierdzić, że obowiązująca w sporcie zasada fair play nieczęsto ma zastosowanie w polskim życiu politycznym. Za przykry przykład służyć mogą metody stosowane przez sztab wyborczy p. Krzaklewskiego. Przyjęcie w kampanii wyborczej ksywy “Krzak” wydaje mi się bardzo udane. Odzwierciedla ona postępowanie p. Krzaklewskiego od początku objęcia rządów przez AWS. Jako liderowi rządzącego ugrupowania zabrakło mu odwagi do przyjęcia teki premiera, wolał więc kierować

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Od czytelników

Listy

*Pistolet trzymam w biurku Z ciekawością przeczytałem wywiad w numerze 38/40 “Przeglądu” z dnia 18 września, przeprowadzony z ministrem sprawiedliwości, panem Lechem Kaczyńskim. Pan minister między innymi ubolewa, że 89% wyroków ferowanych jest z zawieszeniem, co przestępcy traktują jako orzeczenia bezkarności. Ale dlaczego pan minister nie wspomina ani słowem o przyczynach tego zjawiska? A odpowiedź jest bardzo prosta. Sędziowie i prokuratorzy po prostu boją się o własną skórę i o bezpieczeństwo swoich bliskich! Otrzymują telefony z pogróżkami. Jak sam minister przytacza, prokurator z Wyszkowa został skatowany i ledwie uszedł z życiem. Nie tak dawno, podczas rozprawy w sądzie jeleniogórskim bandyta przystawił do głowy sędzinie granat! Maluczko, a dojdzie do tego, że przedstawiciele prawa będą zmuszeni nosić kamizelki kuloodporne i poruszać się w samochodach pancernych. Póki ta sprawa nie zostanie w jakiś sposób załatwiona, to o normalnym funkcjonowaniu organów sprawiedliwości nie ma co marzyć. Stefan Śliwiński, Karpacz *Prawo dla bandziorów Sprawa śmierci Irka Reglińskiego jest u nas, na Wybrzeżu dobrze znana, jednak artykuł p. Aliny Kietrys w waszej gazecie (“Prawo dla bandziorów”, “P” nr 37) spowodował, że nie mogę się otrząsnąć z przerażenia. Jak widma z przeszłości wróciły obrazy, o których każdy chciałby zapomnieć. Pierwszy – stoję w oknie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Od czytelników

Listy

*Koczownik szuka nazwiska Piszę w sprawie artykułu “Koczownik szuka nazwiska” (“Przegląd” z 7.08). Nieźle znam kulturę mongolską, a pracę doktorską pisałem na temat mongolskiego systemu pokrewieństwa. Nieprawdą jest, że Mongołowie kiedykolwiek używali nazwisk w rozumieniu jednakowego, pokoleniowo przekazywanego wyznacznika tożsamości osób. Posługiwali się tylko imieniem własnym, niekiedy uzupełnianym przez patronim, czyli imię ojca (w wieku XX był to już wymóg administracyjny dla ułatwienia identyfikacji). Piszecie, że w czasach komunizmu “większość drzew genealogicznych została zniszczona”. W istocie praktyka prowadzenia zapisów genealogicznych została zaniedbana już sto lat wcześniej. Nie oznacza to braku wiedzy o pochodzeniu, poszczególne ogniwa pokoleniowe pamiętano na ogół przez siedem generacji, często zaś dłużej. Nieuzasadnione jest więc ubolewanie, że bliscy krewni nieświadomie zawierali małżeństwa. Skąd więc całe to nieporozumienie, podparte autorytetem dyrektora Centralnej Biblioteki Państwowej w Ułan Bator? Gdyby dyrektor wypowiedział przypisywane mu słowa, byłby nieukiem, w co zupełnie nie wierzę. Jak to zwykle bywa, w pogoni za sensacją jego słowa zostały zniekształcone. Chodziło mu o znajomość przynależności do rodu, którą Mongołowie utracili jecze w XVIII wieku (proszę nie mylić z rodziną, chodzi o jednostkę organizacji społecznej, nazywaną niekiedy klanem). Nazwa rodu nie jest tożsama z nazwiskiem, jej przybliżonym

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Od czytelników

Listy

*Polemika bez polemiki Na marginesie polemiki A.K. Wróblewskiego* z K.Z. Poznańskim autorem książki “Wielki przekręt. Klęska polskich reform”** Gdyby redaktor A.K. Wróblewski “polemizował” z posłem Niesiołowskim, nie wywołałoby to u czytelnika szoku, podobnie jak nie powinna wywołać szoku lektura książki “Wielki przekręt. Klęska polskich reform”, której autorem jest K.Z. Poznański, prof. zw. Uniwersytetu Waszyngtońskiego, autor wielu książek i publikacji w prestiżowych wydawnictwach amerykańskich, a ostatniej książki w języku polskim, o której to red. Wróblewski w swoim artykule pisze, że “«Wielki przekręt» to wielki bełkot i nudna lektura…”. Skoro nudna lektura to dlaczego “… książka cieszy się wielkim powodzeniem, a wydawnictwo nie może nadążyć z drukowaniem nowych egzemplarzy…”. Nietrudno na wstępie zauważyć, że jest to właśnie bełkot Wróblewskiego. I dalej: 1. Wróblewski pisze “… dekada gierkowska nie była wcale taka zła. Tak odpowiada w sondażach społecznych spora część Polaków z reguły gorzej wykształconych i nisko kwalifikowanych…”. I tu już nie spora część, a większość (CBOS), a jeżeli większość to z reguły nie gorzej wykształconych, bo mnie i podobnych mi do tej grupy nie można zaliczać. Większość ta ów okres nazywa “złotym okresem” i jak udowodnił Poznański przy porównaniu dwóch dekad Gierka i Balcerowicza, wskaźniki makro- i mikroekonomiczne kształtują się na korzyść dekady Gierka, który między innymi

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Od czytelników

Listy

*Gdzie się podziały ideały “Solidarności”? Kiedy w latach 80. przez Polskę przeszła fala strajków i protestów przeciwko dotychczasowemu życiu, nikt się nie spodziewał, że ten swoisty bunt społeczny doprowadzi nie tylko do zrealizowania większości żądań, ale także przyczyni się do zmiany systemu. Od tamtych wydarzeń minęły długie lata przemian i bolesnych niekiedy przekształceń. Dzisiaj rządzi “Solidarność”, mamy pełno wolności. Co prawda istnieją karty, ale kredytowe, półki uginają się pod ciężarem rozmaitych, artykułów, mamy pluralizm i możliwość swobodnej wypowiedzi. Istnieją sprawiedliwe instytucje, jest prawo i nikt nie pisze o nas sprawozdań wpinanych do teczek, o które jest teraz głośny, niepotrzebny i niszczący szum.Ukochany rząd opiekuje się obywatelami, chroni ich przed plugawymi “postkomunistami”, aborcją, badaniami prenatalnymi. Poza tym wprowadza wielkie reformy. I cóż się zmieniło? Robotnicy z radomskiego “Łucznika” nadal wychodzą na ulice, wściekli jeszcze bardziej niż niegdyś. Wtórują im zdesperowane pielęgniarki i nauczyciele. Rolnicy budują blokady, a miliony Polaków solidaryzują się z demonstrantami, obserwując powolną agonię państwa. Nawet dawni uczestnicy masowych strajków powtarzają, że nie o taką Polskę walczyli. Że wcale nie chodziło o to, żeby zarobki za ciężką, rzetelnie wykonywaną pracę, w ich wolnej ojczyźnie wynosiły

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Od czytelników

Listy

*Polska – Rosja: Życzenia i fakty Z prawdziwą przyjemnością czytuję felietony prof. Bronisława Łagowskiego, który zawsze w sposób racjonalny i obiektywny pisze o rzeczywistości. I tym razem autor trafił w dziesiątkę w felietonie w numerze 26 „Przeglądu” pt. „Życzenia i fakty”, kreśląc miałkość i krótkowzroczność poglądów rządu polskiego na aktualną sytuację społeczno-polityczną w Rosji. Za nami koniec ery Jelcyna. Obecne sukcesy rządu Putina wskazują, że nasze władze nie potrafią z tego wyciągnąć żadnych wniosków. Werbalne deklaracje nie znajdują potwierdzenia w rzeczywistych kontaktach politycznych i gospodarczych z krajem, który posiada nieprzebrane rezerwy i nadal stanowi o stabilizacji w naszym regionie Europy. Skutki tego są negatywne dla polskiej gospodarki, gdyż ograniczany jest chłonny rynek rosyjski, a eksport maleje i korzystają z tego chętnie kraje zachodnie. To jest jeden z powodów wzrastającego bezrobocia i nikt rozsądny temu zaprzeczyć nie może. Prominentom określającym naszą politykę wobec Rosji wydaje się, że parasol NATO zapewni nam trwałe bezpieczeństwo i możemy lekceważyć każdego partnera, który nie podporządkuje się imperialnym trendom Ameryki. W pierwszym rzędzie należy pomóc sobie samemu, a nie oczekiwać pomocy z zewnątrz. Należy wyciągać wnioski z dyplomacji francuskiej, która w umiejętny, lecz zdecydowany sposób kształtuje swoje stosunki ze Stanami Zjednoczonymi, nie tracąc własnej tożsamości.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Od czytelników

Listy

*Jak PKO BP zarabia na rekompensatach Jako emerytowana nauczycielka odebrałam kilka tygodni temu należną mi rekompensatę pomniejszoną o 0,5% prowizji pobranej przez PKO BANK POLSKI. Nie bez przyczyny wyartykułowałam ostatni człon nazwy banku, który wygrywając przetarg na obsługę rekompensat, zdziera z p o l s k i c h emerytów tak wysoką prowizję za godne zadośćuczynienie. To godne zadośćuczynienie gwarantował mi sam Premier w swoim kurtuazyjnym liście, ja jednak uważam, że obsłużono mnie niegodnie. Kiedyś, w PRL-u korzystałam z usług PKO. W nowym ustroju powstała sieć banków działających sprawniej, co dla mnie, leciwej inwalidki z pustawą kieszenią było ważne. Zostałam więc klientką banku, w którym: – nie stoi się w kolejce, gdyż dla czekających są wygodne fotele, – sprawy załatwia się siedząc, a nie stojąc przed siedzącym pracownikiem, – za przelewy do innych banków płaci się nie więcej niż 2 (dwa) zł. Ponadto do tego banku mam blisko i dojdę tam pieszo, o własnych siłach – szczegół istotny, gdyż nie mam przy sobie nikogo bliskiego. Zatem, będąc przed terminem przysługującej mi wypłaty w pobliżu PKO BP, złożyłam tam dyspozycję przelewu. Pora była dogodna, klientów mało, sprawa prosta. Osoba przyjmująca zlecenie nie wspomniała ani słowem o prowizji, a mnie nawet przez myśl nie przeszło,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Od czytelników

Listy

*Turniej jednego wiersza Samorząd Uczniowski II Liceum Ogólnokształcącego im. Emilii Plater w Sosnowcu ogłasza VIII Ogólnopolski Turniej Jednego Wiersza “O Laur Plateranki”. Warunkiem uczestnictwa w Turnieju jest nadesłanie trzech opatrzonych godłem egzemplarzy jednego, nigdzie dotąd niepublikowanego ani nienagradzanego na innych konkursach wiersza (wyłącznie maszynopis lub wydruk komputerowy) w terminie do 30 września 2000 roku na adres: II Liceum Ogólnokształcące im. Emilii Plater w Sosnowcu, ul. Parkowa 1, 41-200 SOSNOWIEC tel. /faks (0-32) 266-45-35 z dopiskiem na kopercie: “LAUR PLATERANKI”. Tematyka i forma wiersza – dowolna. W wypadku dłuższych utworów prosimy o nadesłanie fragmentu. Autor zobowiązany jest podać w osobnej kopercie, również opatrzonej godłem, dane personalne (imię i nazwisko, dokładny adres prywatny, numer telefonu) oraz pełną nazwę, adres i numer telefonu/faksu szkoły, do której uczęszcza. W komisji konkursowej zasiądą historycy literatury z Uniwersytetu Śląskiego, poeci i krytycy literaccy, nauczyciele – poloniści szkolni. O zakwalifikowaniu do finału konkursu, który odbędzie się 10 listopada 2000 roku (piątek) o godz. 17.00, autorzy wierszy poinformowani zostaną najpóźniej do 31 października 2000 roku. Przewiduje się wysokie nagrody pieniężne i rzeczowe oraz wyróżnienia ufundowane przez Wydział

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.