Ciasne niebo nad Polską

Ciasne niebo nad Polską

A Royal Australian Air Force C-17 Globemaster III flies in front of a U.S. Air Force C-17 during an aerial maneuver training mission around the Hawaiian Islands as part of Exercise Global Dexterity 2022 at Joint Base Pearl Harbor-Hickam, Hawaii, May 4, 2022. The Royal Australian Air Force and U.S. Air Force conducted joint flying missions alongside each other and swapped aircrew members to better learn of each other's procedures and techniques. (U.S. Air Force photo by Airman 1st Class Makensie Cooper)

Wraz z wojną w Ukrainie zrobiło się gęsto w naszej przestrzeni powietrznej Przez większość historii lotnictwa to, co działo się nad Polską, miało peryferyjny wymiar. Nawet podczas II wojny światowej – po bezprecedensowej aktywności niemieckich bombowców we wrześniu 1939 r. nastało kilka lat względnego bezruchu. Potężna kampania lotnicza zachodnich aliantów skoncentrowana była na Rzeszy – brytyjskie i amerykańskie samoloty tylko czasami zapuszczały się nad nasze terytorium. Radzieckie lotnictwo przede wszystkim wspierało walczące na ziemi oddziały, przesunęło się więc przez Polskę stosunkowo szybko, wraz z frontem na przełomie 1944 i 1945 r. Po wojnie intensywnie rozwinęło się w kraju lotnictwo sportowe, ale cywilny ruch pasażerski do końca PRL pozostał znikomy. „Rozhulało się” za to lotnictwo wojskowe – wielu dzisiejszym entuzjastom sił powietrznych trudno uwierzyć, że w latach 70. armia dysponowała ośmiokrotnie większą liczbą maszyn niż obecnie. Natomiast lata 90. to okres wielkiej lotniczej smuty – Polaków wciąż nie było stać na odległe eskapady, wojsko zaś gnębił niedosyt paliwa lotniczego. Godzina lotu takiej maszyny jak MiG-29 kosztowała tyle, ile miesięczny wikt dla kompani poborowych, migi zatem z rzadka wzbijały się w powietrze. Pilot z tamtych czasów wspomina, że nalatywał rocznie 30-40 godzin, gdy minimum dla podtrzymania nawyków wynosiło 80-100 godzin. Amerykański wschód Wejście Polski do Unii Europejskiej, która sfinansowała rozbudowę lotnisk, rosnąca zamożność Polaków oraz pojawienie się tanich linii sprawiły, że niebo wypełniło się odrzutowymi maszynami pasażerskimi na nieznaną dotąd skalę. Wraz z nastaniem „ery F-16” siły powietrzne wyszły z paliwowego dołka, na początku drugiej dekady XXI w. zapewniając pilotom naloty na przyzwoitym poziomie. I choć rosło jednocześnie grono prywatnych użytkowników samolotów i śmigłowców, globalna perspektywa nadal kazała widzieć Polskę jako lotnicze peryferia. Wystarczy przyjrzeć się natężeniu ruchu nad zachodnią Europą i Stanami Zjednoczonymi w popularnym serwisie Flightradar24, pozwalającym na lokalizowanie statków powietrznych w czasie rzeczywistym. Pokazuje on trasę, miejsce startu i lądowania, numer lotu, typ maszyny, aktualną pozycję, wysokość, kierunek i prędkość. Oczywiście nie ma tam wszystkiego. Usługa opiera się na śledzeniu sygnałów nadawanych przez transpondery, tymczasem wojskowe samoloty i maszyny specjalne mają możliwość zmiany trybów nadawania sygnałów, tak by stały się niewidoczne dla cywilnych odbiorników. Prowincjonalny charakter polskiego nieba zaczął odmieniać kryzys wywołany przez Władimira Putina. Groźby wobec Ukrainy i NATO, a przede wszystkim koncentracja wojsk rosyjskich przy ukraińskiej granicy, pchnęły zachodnie rządy do bezprecedensowych działań. Zaczęło się przebazowanie wojsk, w tym komponentów lotniczych, także na terytorium Rzeczypospolitej. Dodatkowe tysiące amerykańskich żołnierzy przyleciały do nas czarterami takich linii jak Atlas Air czy United Airlines. Wojskowi lądowali w Warszawie, Szczecinie, Katowicach, no i w Rzeszowie, gdzie siadała większość maszyn wiozących cargo. Pośród sprzętu dostarczonego na wschodnią flankę znalazło się mnóstwo śmigłowców, głównie wielozadaniowych UH-60 i szturmowych AH-64. Obecność żołnierzy USA to element show of force (ang. prezentacja siły), co odbywało się także – i nadal odbywa – poprzez intensywne ćwiczenia. Ledwie zatem wyładowano śmigłowce, ich załogi przystąpiły do lotów. Dziś na wschodzie kraju łatwiej wypatrzyć helikopter z oznaczeniami amerykańskiej armii niż z biało-czerwoną szachownicą. Podobnie jest z aktywnością lotnictwa typowo bojowego. Nie rejestruje jej Flightradar24, ale to, co widać gołym okiem i czego dowiadujemy się z oficjalnych komunikatów, daje wyobrażenie o skali przedsięwzięć. Lotnicza menażeria Długo by wyliczać typy maszyn stacjonujących w Polsce bądź tylko zapuszczających się tu w ramach sojuszniczych patroli. Dość wspomnieć o wizytach B-52, najpotężniejszych bombowców świata. Trzydzieści kilka lat temu ich przelot nad naszym krajem oznaczałby drugi rozdział atomowego armagedonu (pierwszym byłyby ataki rakietowe), współcześnie boeingom towarzyszyły jako eskorta polskie myśliwce. Wedle dostępnych danych B-52, które latały w ostatnich tygodniach nad Polską, nie przenosiły ładunków jądrowych, co nie zmienia faktu, że ich pojawienie się przyjęto w Moskwie z niepokojem. Bo i taki był cel, podobnie jak w przypadku przeniesienia do Polski amerykańskich myśliwców F-15, z których część delegowano do natowskiej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc 30,00 zł lub Dostęp na 12 miesięcy 250,00 zł
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2022, 25/2022

Kategorie: Kraj