“Gaciówa”

KUCHNIA POLSKA Tematem, o którym najwięcej piszą obecnie gazety jest “Big Brother”, program telewizji TVN. Oczywiście przesadzam. Tematem, o którym pisze się najwięcej są w rzeczywistości różne ruchy robaczkowe na prawicowej scenie politycznej. Różnica jednak polega na tym, że podczas gdy ruchy te naprawdę mało kogo obchodzą, ”Big Brother“ obchodzi nasze społeczeństwo szalenie. Niemała w tym zresztą zasługa znakomitej promocji tego programu. Jeśli nawet w moim telefonie komórkowym znajduję co jakiś czas, nie zamawiany przecież przeze mnie, komunikat o tym, co zdarzyło się w domu Wielkiego Brata, trudno, żebym się tym nie zainteresował. “Big Brother” zainteresowała się także Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, wydając jednogłośną opinię, że jest to “apoteoza knajactwa, głupoty, prostactwa i prymitywizmu”. Krajowa Rada z pewnością ma w tej kwestii rację, ale co z tego? “Big Brother” nie wynaleziono w Polsce, podobne programy nadaje się w wielu innych krajach, uchodzących za cywilizowane, nie wykluczone więc, że po prostu świat współczesny staje się apoteozą knajactwa, głupoty i prymitywizmu, na co nikt na razie nie znalazł dobrego sposobu; co do mnie, ilekroć dochodzę do tego wniosku, zaglądam w swoją metrykę i od razu czuję się lepiej… Głupotę i prymitywizm “Big Brother “widać na każdym kroku, od tytułu poczynając. “Wielkiego Brata” jako tego, który nie spuszcza oka ze swoich poddanych, wymyślił George Orwell w “Roku 1984” i miał on być u niego symbolem totalitarnej dyktatury i indoktrynacji. Ale we współczesnej kulturze medialnej wszystko miesza się ze wszystkim i ten groźny symbol przeistacza się w synonim szampańskiej zabawy, bo kto by czytał Orwella? Podobno (choć nie widziałem tego na własne oczy) w polskim “Big Brother” był jakiś mieszkaniec domu, który zamknięty pod kloszem czytał książki, ale czyniło to z niego osobnika nudnego i niezdolnego do współżycia z otoczeniem. Teraz więc już nie widać, aby ktoś tam coś szczególnie czytał. Dawniej – a pewnie i dzisiaj – w wielu domach, zwłaszcza w pokojach dziecinnych, znajdowały się akwaria z rybkami, aby dzieci mogły obserwować ich zachowanie i zgłębiać tryb życia innych niż one same zwierząt. Obecnie “Big Brother” pełni rolę ogólnonarodowego akwarium, w którym zamknięto żywych ludzi, ale w końcu to też kręgowce. Wielu komentatorów “Wielkiego Brata” potępia instynkt podglądactwa, wyzwalany przez ten program, zapominając, że laboratoria pełne są rozmaitych zamkniętych pod szkłem żyjątek, którym przyglądają się uczeni i czasami dostają za to Nagrody Nobla. Także w “Podróżach Guliwera”, gdy bohater dostał się do krainy olbrzymów, oglądano go z uwagą w klatce, okiem Wielkiego Brata. Wygląda więc na to, że od dawna lubimy wkładać do klatki coś mniejszego od nas i przyglądać mu się z wysoka. Dobrze jest jednak czynić to w celach naukowo-badawczych. Otóż “Big Brother” pokazuje gromadkę współczesnych Polaków zamkniętych pod kloszem, pozbawionych obowiązkowych zajęć i dokarmianych ze studia telewizyjnego. Ktoś kiedyś opowiadał mi rozmowę złotych rybek: – Mówisz, że Boga nie ma. No to kto w takim razie codziennie wsypuje nam pokarm do akwarium? Jest to pan Miecugow. Rybkom w akwarium hodowcy starają się stworzyć warunki najbardziej zbliżone do naturalnych. Pan Miecugow też się o to stara, ale pozbawia swoich podopiecznych trzech elementów niezbędnych do tego, aby warunki były naprawdę naturalne: pracy zawodowej, rodziny i telewizji. Przeciętny Polak w czasie weekendów czy urlopów też nie ma pracy zawodowej, ale ma rodzinę, zwłaszcza dzieci, z którymi się użera i telewizję, w którą patrzy. Ma też telefon komórkowy, którym dzwoni, a którego również pozbawił go Wielki Brat. Ten brak zniekształca nieco – a może wręcz wyostrza? – przebieg eksperymentu. Zamknięte w akwarium egzemplarze doświadczalne starają się możliwie szybko adaptować do nowych warunków i poczuć się w nich naturalnie. Przede wszystkim więc rozpoczynają wielką “gaciówę”, jak określa to jedna z moich znajomych, a więc łażą w bieliźnie, w podkoszulkach, byle jacy, przybrudzeni i rozmemłani, jak normalny Polak w domu w czasie wolnym. Obce są im potrzeby estetyczne także w mowie, którą ograniczają do okrzyków i monosylab, przy czym panie częściej niż panowie używają zwrotów w rodzaju “kurde” i pochodnych, aby pokazać, że są swojskie i równe. Ale z mową właśnie zaczynają się w “Big Brother” największe kłopoty. Przeciętny Polak zamiast mówić, włącza telewizor, który za niego mówi, opowiada, komentuje, dyskutuje

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2001, 2001

Kategorie: Felietony