Heroizm a polityka

Heroizm a polityka

W Polsce wielbiony jest każdy rębajło. Choćby działał lekkomyślnie czy niezdarnie

Tak zwani dynastycy, jeden z monarchistycznych odłamów Wielkiej Emigracji, zagorzali zwolennicy księcia Jerzego Adama Czartoryskiego, głosili: „My Niemców i Moskali pędzić w Prusach i Imperium, palić, niszczyć możemy; sprawić eksterminację Austriakom w Węgrzech i w Czechach; wszędzie tępić okrutnych najezdników; pływać (skoro to nasz żywioł) w tej krwi, w której ich topić będziemy. Ma Polska figurę i naród, ciało i duszę, wszelką możność i łatwość wielkiego mocarstwa. Skoro Książę zechcesz, będzie najpotężniejszym państwem w Europie”. Wyrzuceni z polskiej ziemi emigranci po przegranym powstaniu listopadowym namawiali księcia Czartoryskiego na poprowadzenie Polaków do wojny z Rosją, Austrią i Prusami. Nie widzieli specjalnych trudności w walce na trzy fronty z najpotężniejszymi ówcześnie państwami świata.

Przywołałem stanowisko XIX-wiecznych dynastyków jako pars pro toto utrzymującego się w Polsce pomieszania pojęć. Ciągłego rugowania wartości przynależnych do etosu politycznego przez wartości etosu żołnierskiego. Może z tego powodu wielu z nas łatwo wpada w heroiczny nastrój, słuchając wieści z wojny toczącej się obecnie za wschodnią granicą. Tym bardziej że nie ma komu heroizmu studzić. Żyje przecież coraz mniej osób, które same wojny doświadczyły. A tylko one mogłyby wiarygodnie przypomnieć, że wojna jest „nauczycielką perwersji”. Nie oznacza wiele więcej aniżeli głód, pragnienie, brud, smród, pleniące się choroby, zniszczenie i śmierć.

Gdyby chociaż w owym pomieszaniu pojęć etos polityczny wypierany był przez świat wartości oficera czy generała. Jest on jednak wypierany przez świat wartości żołnierza niskiego stopnia. Żołnierza, którego powinnością nie jest wnikanie i rozumienie sedna spraw. Jego fundamentalną cechą musi pozostać niezachwiana gotowość do wykonywania rozkazów połączona z czysto bojową odwagą. Czy z tego pomieszania pojęć i etosów nie musi się wyłonić nieroztropna polityka ściągająca na nasze głowy problemy i niebezpieczeństwa? Moim zdaniem musi. W spokojnych czasach niefachowym rządzącym wiele działań może ujść na sucho. Ale czasy spokojne nie są.

Współczesna realistyczna teoria polityczna zbudowana jest na tym, co łączy ludzi w prawdziwie uniwersalnym wymiarze. Łączy ich bez względu na kolor skóry, wyznanie, tradycję polityczno-prawną, szerokość geograficzną, pod którą żyją. Tym łącznikiem nie jest, jak mogłoby się wydawać, wspólna, ogólnoludzka wizja dobra. Przeciwnie, wizje dobra tworzone przez ludzkie wspólnoty różnią się od siebie, co wpycha te wspólnoty w koleiny rywalizacji. Tym, co ludzi łączy w prawdziwie powszechnym sensie, jest strach przed śmiercią. Tak oto jasne się staje, że fundament odpowiedzialnego myślenia politycznego – strach przed śmiercią – sytuuje się w całkowitej opozycji do etosu żołnierskiego, którego zasadniczą składową jest właśnie zdolność do heroicznego zanegowania strachu przed śmiercią.

Czy jednak w polskiej kulturze politycznej ten, kto boi się śmierci, nie jest od razu podejrzewany o to, że jest tchórzem? Czy jeśli nie broni dogmatycznie tego, co słuszne, wobec napierających przeważających sił przeciwnika, może tak naprawdę być politykiem w Polsce – tym „mesjaszu narodów”? Czy nie jest skazany na porażkę, skoro nie potrafi się dopatrzyć wielkości w prowadzeniu heroicznych bojów bez szans na zwycięstwo, podczas gdy znakomita większość narodu jest wyedukowana na gruncie etosu prostego żołnierza i musi takie heroiczne boje podziwiać? Stefan Kisielewski konstatował: „Zadziwiająca to rzecz, jak w Polsce wielbiony jest każdy rębajło. Choćby działał lekkomyślnie czy niezdarnie, jeśli nadstawiał karku, to już jest narodowym herosem, a jeśli w dodatku zginął, to się go bezapelacyjnie kanonizuje. Za to jakże mizerny jest pośmiertny los tych, co w późnym wieku umarli w łóżku, choćby byli wielkimi politykami czy myślicielami i przysporzyli narodowi, jego kulturze lub ekonomii dóbr zgoła konkretnych”. Co więcej, niekończący się trening patriotyczny ze wzorcem w postaci prostego żołnierza zmierza ku wytwarzaniu ciągłej gotowości do podejmowania walk niemożliwych do wygrania. Skoro wiele przeszłych pokoleń Polaków walczyło w beznadziejnych warunkach bez widoków na wiktorię, to niezdolność do takiej walki musi Polaka dezawuować we własnych oczach i w oczach pozostałych polskich „patriotów”. Być może z tego powodu pewna nastolatka po wizycie w Muzeum Powstania Warszawskiego stwierdziła, że odnalazła sens życia – zapragnęła umrzeć w kanale.

Na jaką reakcję współobywateli może w Polsce liczyć polityk, gdy zacznie tłumaczyć, że jego obowiązkiem jest nie tylko pytanie o to, co słuszne, lecz również o to, co nastąpi potem? Pytanie o skutki bezkompromisowej obrony „słuszności”. Gdyby chciał się wyrazić uczenie (co politykom raczej nie grozi) powiedziałby, że jego etyką musi pozostać konsekwencjalistyczna (skupiona na skutkach działania) etyka odpowiedzialności. Z jaką reakcją współobywateli spotka się polski polityk, gdy zacznie podnosić kwestię, że do walki o „słuszność” z liczną, świetnie uzbrojoną i wyszkoloną armią przeciwnika służy własna, świetnie wyszkolona i uzbrojona armia o podobnej liczebności? A jeśli takową się nie dysponuje, to ustępowanie przed silniejszym przeciwnikiem w imię zachowania życia i kultury materialnej nie jest zaprzaństwem i tchórzostwem, lecz godnym pochwały aktem roztropności. Zdrowym odruchem szanującym reguły odpowiedzialnej polityki. Uwyraźnię po raz setny rzecz oczywistą: w polityce nic nie dzieje się raz na zawsze i utrzymując się przy życiu, mamy możliwość z czasem odwrócić niekorzystne położenie. Zabraknie nam tej możliwości, jeśli pięknie zginiemy. Nie rozumieli tego starożytni Melijczycy i dysponując nikłymi siłami, wdali się w heroiczny bój z imperialistyczną talassokracją ateńską, co opisał w swoim arcydziele Tukidydes. Wzniośli, ale politycznie krótkowzroczni Melijczycy byli przekonani, że bogowie będą po ich stronie, ponieważ występowali „w słusznej sprawie przeciw krzywdzicielom”. Pozwolili sobie wmówić, że słabym przysługuje moralna wielkość, a silni zawsze toną w bagnie moralnej zgnilizny. Uwierzyli być może, że takie stawianie sprawy jest odzwierciedleniem rzeczywistości, a nie tylko zabiegiem słabych, aby silnych skonfundować. Ateńczycy, nie zdoławszy nakłonić Melijczyków do kapitulacji, brutalnie przypomnieli im reguły politycznej statyki. Po zwycięstwie wszystkich dorosłych mężczyzn wymordowali, dzieci i kobiety sprzedali w niewolę, a wyspę Melos sami skolonizowali, wysławszy 500 ateńskich osadników.

Jakiej reakcji może się spodziewać w Polsce polityk, który ośmieliłby się oświadczyć, że najistotniejszą cnotą polityczną jest oszczędność? Pietyzm i ochrona tego, czym się dysponuje i zarządza. Polityk dysponuje i zarządza najważniejszym – życiem obywateli oraz ich dobrostanem, zbudowanym na kulturze materialnej wytworzonej przez poprzednie pokolenia. Jego obowiązkiem jest nie szafowanie zasobami, lecz troska o ich pomnażanie. Troska o przyswojenie rodzimej kulturze politycznej i gospodarczej dobrych rozwiązań wynalezionych gdzie indziej, ale możliwych do zastosowania u nas. Cnota oszczędności w polityce łączy się ściśle z ostrożnością. Z niepodejmowaniem ryzyka w imię wielkich, potencjalnych zysków, z nienarażeniem tego wszystkiego, co się posiada w sposób ugruntowany. Z niewikłaniem państwa w sojusze, inicjatywy, sprawy, które mają tylko luźny związek z jego realnymi potrzebami i interesami.

Jakiej w końcu reakcji współobywateli może oczekiwać w Polsce polityk, który głosić będzie wagę i przywiązanie do kompromisu? W świecie, w którym istnieje wiele podmiotów dążących do osiągnięcia tego samego celu, bardzo rzadko udaje się w pełni zatriumfować. Najczęściej trzeba się zadowolić połowicznym rezultatem i go doceniać. Czym np. jest polski Okrągły Stół, kompromis z 1989 r., w oczach większości społeczeństwa nawykłej do zero-jedynkowego, westernowego, manichejskiego widzenia świata? W społeczeństwie ukształtowanym myślowo na modłę zwykłego żołnierza heroizm toczonej walki nie będzie nigdy właściwie uhonorowany, jeśli na końcu politycy ważą się zawierać „zgniłe” kompromisy.

Kompromis, tolerancja, zdolność dostosowania się, dalekowzroczność, przezorność, skuteczność, wiedza, trzeźwość w ocenie sytuacji, szacunek dla kultury materialnej – to wartości zajmujące wysokie pozycje w uniwersum etycznym roztropnej polityki. Uniwersum, którego fundamentem nie może być ślepe posłuszeństwo, czystość intencji, wierność samemu sobie, męczeństwo w imię wyznawanego ideału, lecz musi nim pozostać odpowiedzialność za skutki działania. Jeśli za rzadko odnajdujemy w sobie wymienione na początku akapitu cechy, z odpowiedzialnością na czele, i nie stanowią one w Polsce kryterium dobierania ludzi do polityki, to jedną z przyczyn jest sączona do naszych głów od najmłodszych lat despotyczna pedagogika heroizmu. Na jej gruncie historia Polski to historia walki światła i dobra z siłami ciemności i zła. To przyjęcie statusu ofiary i napawanie się nim. Jednak ciągłe ożywianie krzywd doznanych przez naszych rodaków nie spowoduje, że potomkowie sprawców tych krzywd zaniemówią pod moralnym pręgierzem i będą Polakom oddawać wieczną cześć. Przywołają raczej te wszystkie wydarzenia, które stawiają Polaków poniżej wyobrażenia, jakie mają oni o sobie. Czy ciągłe wypominanie Rosjanom paktu Ribbentrop-Mołotow nie spowodowało, że dyplomacja rosyjska przypomniała o tym, że Polacy pierwsi „flirtowali” z III Rzeszą Hitlera i wzięli udział w rozbiorze Czechosłowacji w 1938 r.? Znakomita większość Polaków żyje w przeświadczeniu, że Wielka Brytania i Francja zdradziły nas w 1939 r. A ilu zdaje sobie sprawę z rozczarowania, jakiego zachodni politycy doznawali od drugiej połowy lat 30. XX w., obserwując proniemiecką politykę Józefa Becka? Czy z francuskiej perspektywy Polska nie odzyskała niepodległości, ponieważ na frontach I wojny światowej zginęło 1,5 mln francuskich mężczyzn? Czy w oczach Brytyjczyków i Francuzów zacieśnianie w pewnym momencie przez Becka stosunków z Hitlerem nie było skrajną niewdzięcznością? Sądzę, że bardzo niewielu Polaków kiedykolwiek pomyślało o wskazanych wydarzeniach w ten sposób. Stoją oni raczej na stanowisku, że niepodległość Polski wywalczył Józef Piłsudski z legionami. W takim razie proponuję sprawdzić w najważniejszych zachodnich historiach powszechnych ubiegłego wieku, jak wiele jest tam wzmianek na temat legionów Piłsudskiego. Wielbiciele marszałka też mogą się rozczarować. Ratować ich będzie przekonanie, że zachodni historycy są po prostu ignorantami.

Świat realistycznej polityki, z nielicznymi wyjątkami, nie może traktować pedagogiki heroizmu, wypierającej rzetelne myślenie polityczne, z rewerencją. Pedagogika heroizmu to matka naszych przeszłych utrapień oraz groźba popadnięcia w nie dzisiaj i w przyszłości.

Wydanie: 02/2023, 2023

Kategorie: Opinie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy