Kagańcowcy idą po władzę

Kagańcowcy idą po władzę

04.11.2019 Warszawa Konferencja prasowa i rozpoczecie akcji #OcalicBohaterow fot. Tomasz Jastrzebowski/REPORTER n/z: Patryk Jaki, Sebastian Kaleta, Jacek Ozdoba

Prawicowa rewolucja w Polsce ma przeorać państwo na kolejne dziesięciolecia. Dlatego dokonuje się rękami młodych Najbardziej medialne twarze rewolucji w wymiarze sprawiedliwości to dziś ekipa o średniej wieku typowej bardziej dla drużyny piłkarskiej niż dla ministerstwa. I tylko trochę w tym przesady. Jan Kanthak, poseł Solidarnej Polski, i Michał Woś, dziś minister w rządzie Mateusza Morawieckiego, a do niedawna jeden ze współpracowników Zbigniewa Ziobry, urodzili się w 1991 r. Sebastian Kaleta, sekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości i były przewodniczący tzw. komisji reprywatyzacyjnej, jest od kolegów rok starszy, ma 30 lat. Wiceministrowie Marcin Warchoł i Michał Wójcik mają 40 i 48 lat. Nie można zapomnieć też o Patryku Jakim (rocznik 1985), który choć dziś jest już w Parlamencie Europejskim, przez kilka lat był frontowym żołnierzem ministra sprawiedliwości i jego prawą ręką we wszystkich medialnych potyczkach z opozycją. 50-latek Zbigniew Ziobro – od zawsze „młoda twarz” PiS – jest w tym gronie akurat najstarszy. „Są burzą i słońcem przyszłości. Młode byczki wkraczają”, Tadeusz Cymański, inny poseł Solidarnej Polski, z uśmiechem komentuje kariery, jakie niedawni absolwenci wydziałów prawa porobili w resorcie sprawiedliwości. Szczególnie głośno o najmłodszych współpracownikach Ziobry i jednych z najmłodszych posłów w ogóle, Kanthaku, Kalecie i Jacku Ozdobie (28 lat, wiceminister klimatu), zrobiło się na początku tego roku, gdy zostali twarzami „ustawy kagańcowej”. Wszyscy kontynuują zwyczaj zapoczątkowany niegdyś przez samego Ziobrę – krytykują swoich wykładowców i nauczycieli ze studiów prawniczych, twierdząc, że to oni, a nie ich profesorowie, właściwie rozumieją prawo. Całkiem niedawno, gdy Rada Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego odrzuciła kandydaturę Jana Kanthaka na asystenta na tym wydziale, ten krzyczał w TVN o „dyskryminacji ze względu na to, że pracuje w Ministerstwie Sprawiedliwości”. Pytani o prawdziwe autorytety prawnicze i polityczne wszyscy zgodnie wymieniają Lecha i Jarosława Kaczyńskich oraz Zbigniewa Ziobrę. Jako student Sebastian Kaleta zapraszał na spotkania z młodzieżą na Uniwersytecie Warszawskim Jarosława Kaczyńskiego, Viktora Orbána i Andrzeja Dudę. Mieszkał wtedy w jednym pokoju z Piotrem Müllerem (31 lat), dziś rzecznikiem rządu. Wiek ziobrystów to jeden z kluczy do zrozumienia tektonicznej zmiany, którą konsekwentnie wprowadza, najpierw w wymiarze sprawiedliwości, a docelowo w polskim życiu politycznym w ogóle, Zbigniew Ziobro. Ideowe serce partii Solidarna Polska teoretycznie jest na słabej pozycji. Ma 19 posłów, kilka tysięcy członków, jej losy zależą w wielkim stopniu od dwóch ludzi – Jarosława Kaczyńskiego, który jest suwerenem Ziobry, i premiera Morawieckiego, największego politycznego przeciwnika w koalicyjnym rządzie Zjednoczonej Prawicy. W praktyce, pomimo stosunkowo niewielkiego stanu posiadania, Solidarna Polska jest w awangardzie prawicowej rewolucji i umacnia się na pozycji gracza zdolnego do przejęcia największego „księstwa” po ewentualnym rozpadzie obozu Jarosława Kaczyńskiego. Ostatnia, zorganizowana wręcz z dnia na dzień, konwencja Solidarnej Polski wyprzedziła oficjalny start kampanii prezydenckiej Andrzeja Dudy. W szczycie kryzysu sądowego i tuż po tym, jak marszałek Sejmu ogłosiła datę wyborów – trudno nie pomyśleć, że chodziło o wyprzedzenie prezydenta i wyznaczenie ostrego kursu. Ziobro i jego ludzie postanowili – jak to dziś modnie się mówi – „przejąć narrację” w wojnie o sądy. Gdy Jarosław Gowin próbuje wyciszać spór, a Jarosław Kaczyński coraz częściej milczy, Solidarna Polska organizuje głośny polityczny spektakl. Na lutowej konwencji ogłaszano „walkę z sędziokracją” i „sędziowskim bizancjum” oraz powstrzymanie „zamachu stanu na ustrój demokratyczny RP”. To ostatnie zdanie to najnowszy spin Ministerstwa Sprawiedliwości – sędziowie Sądu Najwyższego i ich zwolennicy, kwestionując legalność posunięć rządu, dokonują właściwie zamachu stanu i, jak dodaje od siebie Patryk Jaki, „chcą wprowadzić quasi-totalitaryzm”. Działacz Solidarnej Polski i kontrowersyjny prawicowy bloger, Dariusz Matecki, pisał, że na konwencji jego partii widzom zaprezentowano „piękną orkę po krytykach reformy wymiaru sprawiedliwości”. I tak rzeczywiście było – całe wydarzenie poświęcono zohydzaniu sędziów jako grupy zawodowej oraz wymiaru sprawiedliwości jako takiego i wykazywaniu, że właśnie partia Zbigniewa Ziobry wzięła kwestię sądownictwa w swoje ręce. Wystąpienia na konwencji zaplanowano dla – z wyjątkiem europosłanki Beaty Kempy – ludzi tak czy inaczej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 08/2020, 2020

Kategorie: Kraj