Kariera za wszelką cenę

Kariera za wszelką cenę

Armstrong nie tyle wśliznął się do historii kolarstwa, co skopał jej tyłek  Warta 10 mln dol. wyśniona posiadłość Lance’a Armstronga jest schowana za wysokim kremowym murem z teksańskiego wapienia i solidną stalową bramą. Goście wjeżdżają na okrężny podjazd pod olbrzymim dębem, którego gałęzie sięgają aż do rezydencji w hiszpańskim stylu kolonialnym o powierzchni 725 m kw. (…) PRZEZ PRAWIE 10 LAT utrzymywaliśmy z Lance’em Armstrongiem stały kontakt. Od momentu, gdy jego agent Bill Stapleton pierwszy raz zagroził, że poda mnie do sądu, minęło siedem lat. Wówczas byłam tylko jednym z wielu dziennikarzy, których Armstrong próbował zmanipulować, oczarować lub zastraszyć. (…) Dopiero teraz, po jego upadku, zawarliśmy coś w rodzaju rozejmu. Chociaż temu zaprzeczy, wiem, że zgodził się porozmawiać ze mną, ponieważ myślał, że będzie w stanie wpłynąć na to, w jaki sposób zostanie opisany. Powiedziałam mu jednak: „Nie ma szans”. Po wielu karnych i cywilnych sprawach mających na celu zbadanie, czy Armstrong stworzył wyrafinowany system dopingowy, aby wygrać siedem edycji Tour de France, po wszystkich zeznaniach kolegów, którzy znali go lepiej niż ktokolwiek inny i pod przysięgą zaprzeczyli wszystkim publicznym oświadczeniom Armstronga, które wydał we własnej obronie, po tym, jak kłamał, kłamał i jeszcze raz kłamał, najsławniejszy sportowiec naszego pokolenia zdał sobie sprawę, że wiele ode mnie zależy. A ja uświadomiłam sobie, że nawet teraz wydaje mu się, iż posiada władzę niemal absolutną. (…) Rozmawiałam z nim w cztery oczy w pięciu różnych krajach, w przesiąkniętych zapachem przepoconej lycry autobusach przewożących zespół podczas Tour de France, w eleganckich pokojach hotelowych w Nowym Jorku, na tylnych siedzeniach limuzyn, w bezdusznych salach konferencyjnych i podczas wielu godzin telefonicznych dyskusji. Teraz, wiosną 2013 r., kiedy cały jego świat zawalił się z hukiem, a ciężarówki firmy przeprowadzkowej są już w drodze do jego ukochanej posiadłości, po raz pierwszy odwiedziłam go w domu, w Austin, w stanie Teksas. – Dobrze, w porządku, niech będzie – powiedział. Nękany niekończącymi się nekrologami głoszącymi koniec jego wychwalanej (a teraz – jak się okazuje – pełnej fałszu) kariery, chciał mieć pewność, że napiszę jego „prawdziwą historię”. A więc parkuję pod olbrzymim dębem, który Armstrong przesadził, bo „czemu nie?”. Patrzę na dom i myślę o jego żółtych koszulkach. Miesiąc po tym, jak Amerykańska Agencja Antydopingowa (USADA) opublikowała tysiąc stron dowodów przeciwko Armstrongowi i pozbawiła go zwycięskich tytułów z Tour de France, zamieścił na Twitterze zdjęcie, na którym leży w swoim domu, arogancko wyciągnięty na kanapie w kształcie litery L, na tle wywieszonych ceremonialnie siedmiu żółtych koszulek. Podpis pod zdjęciem brzmiał: „Z powrotem w Austin, odpoczywam sobie”. To był listopad 2012 r. Czy siedem miesięcy później nadal będzie równie bezczelny? Zanim zdążę wyciągnąć kluczyk ze stacyjki, w moim oknie pojawia się cherubinkowata twarz otoczona zmierzwionymi brązowymi włosami i dwie małe dłonie przedszkolaka przyklejają się do szyby. To najmłodszy syn Lance’a, Max. Armstrong stoi w japonkach, czarnej koszulce i szortach baseballowych, które sięgają pokrytych bliznami kolan. Oczy przysłaniają mu ciemne okulary przeciwsłoneczne. (…) Wchodzimy po frontowych schodach, Armstrong zatrzymuje się przed drzwiami. Spogląda na drzewo, dom, na życie, którym się cieszył. – Piękne miejsce, prawda? – pyta. – Tak – potwierdzam. – Będzie ci go brakowało? Armstrong nie chce się przeprowadzać, ale musi. Sponsorzy go opuścili, zabierając ze sobą blisko 75 mln dol. przyszłych dochodów. Gdyby przegrał wszystkie procesy, w których jest oskarżony, musiałby zapłacić 135 mln dol. Aby, jak to nazwał, „spowolnić tempo spalania”, przestał wynajmować apartament w Central Parku na Manhattanie i dom w Marfa, w stanie Teksas. Następna w kolejności jest posiadłość w Austin, zamieniona na znacznie skromniejsze mieszkanie blisko centrum. Byli sponsorzy, między innymi Oakley, Trek Bicycle Corporation, RadioShack i Nike, zostawili go i musiał walczyć o każdy grosz. Uważa ich za zdrajców. Mówi, że gdy podpisywał umowę sponsorską, zyski firmy Trek oscylowały na poziomie 100 mln dol., a w 2013 r. osiągnęły miliard dolarów. (…) ARMSTRONG PRZEPROWADZIŁ SIĘ do Austin z Plano, przedmieść Dallas, w 1989 r., pojawiając się w tym znanym z postępowych poglądów mieście

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 19/2014, 2014

Kategorie: Książki
Tagi: Juliet Macur